Zatopienie Ancony

Zatopienie Ancony

Wojciech Holicki

 

Torpedując brytyjski transatlantyk Lusitania – doszło do tego 7 maja 1915 roku u południowych wybrzeży Irlandii – kajzerowski U 20 spowodował tragedię ustępującą wielkością tylko tej, którą pociągnęło za sobą zatonięcie Titanica.

Wzburzenie opinii publicznej za oceanem, podsycane przez korzystającą skwapliwie z okazji brytyjską propagandę, wydawało się niemal gwarantować rychłe wypowiedzenie Niemcom wojny przez Amerykanów. Jednak – ku rozczarowaniu rządu w Londynie – Waszyngton nie poszedł tak daleko. Gdy 19 sierpnia U-24 zatopił liniowiec pasażerski Arabic, zginęło tylko 44 ludzi, w tym trzech obywateli amerykańskich, ale Berlin znów musiał się gęsto tłumaczyć. Kolejne kłopoty, tym razem także w Wiedniu, wynikły w listopadzie, z akcji U-38 na Morzu Śródziemnym.

W lutym 1915 roku, reagując na brytyjską blokadę i widząc, że U-booty mogą być efektywnym środkiem zwalczania żeglugi przeciwnika, rząd kajzerowski ogłosił „strefą wojny” wody wokół Wielkiej Brytanii i Irlandii, łącznie z całym kanałem La Manche i zachodnią częścią Morza Północnego. Miał w niej zostać zatopiony każdy statek, bez oglądania się na ujęty w Deklaracji Londyńskiej z 1909 roku wymóg zapewnienia bezpieczeństwa załogom i pasażerom. Oznaczało to nieuchronne zatargi z krajami neutralnymi, ale krok ten dawał się obronić, bo Brytyjczycy pokazali już swoje wybiórcze podejście do prawa międzynarodowego, a stosowne ostrzeżenie zostało roztrąbione przez Berlin po całym świecie.

Z oczywistego względu kluczowe znaczenie miała postawa Amerykanów. Gdy 28 marca U 28 zatrzymał i zatopił brytyjski liniowiec pasażerski Falaba (4806 BRT), w wyniku czego zginęły 104 osoby, w tym jeden obywatel USA, dyplomaci kajzerowscy musieli się mocno „gimnastykować” po raz pierwszy. Na ich szczęście to, co prasa w Wielkiej Brytanii i USA opisywała jako „czyste morderstwo”, dało się przedstawić w zupełnie innym świetle, gdy wyszło na jaw, że statek próbował uciec i wzywał pomocy przez radio, ewakuacja była przeciągana i nie do końca udolna, a torpeda spowodowała wybuch wtórny materiałów wybuchowych w ładowni.

Dużo obszerniej opisywany i mający do dzisiaj swoje tajemnice, przypadek Lusitanii był o niebo gorszy, ze względu na liczbę ofiar i fakt, że U-boot zaatakował wielki liniowiec spod wody, bez żadnego ostrzeżenia. Waszyngton musiał zareagować ostrzej, więc jedna z trzech not protestacyjnych była rodzajem ultimatum – ewentualne zatopienie kolejnego statku z Amerykanami na pokładzie określono w niej jako akt „umyślnie nieprzyjazny”. Niemcy znów mieli się czym wykręcać, prezydent Wilson ani myślał jeszcze opowiadać się za przystąpieniem USA do wojny (tym bardziej, że Brytyjczycy odrzucili postulowane przez niego poluzowanie blokady), a wydane w tajemnicy na początku czerwca instrukcje dla dowódców U-bootów zakazały ataków na jednostki pasażerskie bez ostrzeżenia i zadbania o bezpieczeństwo podróżujących.

Burza nie zdążyła ucichnąć, gdy doszło do ataku na Arabica, który – jak tłumaczył się dowódca U 24 – zamierzał staranować jego okręt. Kolejny zatarg z Amerykanami był na tyle groźny, że pod koniec sierpnia Niemcy zrezygnowali z nieograniczonej wojny podwodnej, a w połowie września wycofali swoje okręty podwodne z wód na zachód od Wysp Brytyjskich. 

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO nr specjalny 5/2016

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter