Żaglowe fregaty liniowe
Krzysztof Gerlach
Żaglowe fregaty liniowe
Tytułowy termin może nieco dziwić, ponieważ istotą wojen na morzu w drugiej połowie XVIII w. i na początku następnego stulecia było prowadzenie wielkich bitew w szykach liniowych, do których przystosowywano (od około 1650 r.) specjalistyczne liniowce. Fregaty trzymano z dala od tych starć. W trakcie zmagań okrętów liniowych mniejsze żaglowce miały jedynie przekazywać sygnały głównodowodzącego, ratować rozbitków, chronić podstawowe jednostki przed branderami oraz odholowywać poza zasięg ognia okręty silnie uszkodzone i pryzy. A jednak nie tylko zdarzały się przypadki doraźnego wstawiania fregat do linii bojowych, lecz nawet budowanie ich (czy przynajmniej wyposażanie) z założeniem takiego właśnie wykorzystania.
Źródło koncepcji
Trzeba od razu stwierdzić, że wspomniana forma użycia fregat było rzadka, przez długi czas charakteryzowała floty słabsze ogólnie lub przynajmniej lokalnie, a sam termin jest bardzo nieścisły i prawie nigdy nie występował w klasyfikacjach oficjalnych. Oddawał raczej intencje – i to tymczasowe – więc jego rola jako wyróżnika konstrukcyjnego pozostawała nikła. Tym niemniej istnienie żaglowych „fregat liniowych” jest ciekawe, zwłaszcza że pojawiły się szerzej na początku okresu konstruowania typowych jednostek tej kategorii, potem w zasadzie zanikły, by – w specyficznej postaci – zakończyć epokę panowania liniowców na morzach. Pomijam tutaj wiek XVII i pierwsze dziesięciolecia XVIII, bowiem wówczas fregaty po prostu bywały liniowcami (w marynarce francuskiej stosowano nawet oficjalnie dwoistość klasyfikacji dla żaglowców stojących na pograniczu), tyle że wyjątkowo szybkimi oraz niezbyt silnie uzbrojonymi. Zresztą nazewnictwo i taktyka były wtedy bardzo dalekie od stabilizacji. Kiedy jednak około połowy XVIII wieku wykształciła się klasyczna budowa fregaty jako swojego rodzaju dwupokładowca z usuniętymi w rejonie dolnego pokładu furtami i działami, musiała nastąpić znacznie silniejsza niż dotąd specjalizacja w zastosowaniu poszczególnych kategorii okrętów. Liniowce nie tylko miały teraz więcej rzędów dział, ale nosiły armaty cięższe, o większej donośności i sile rażenia, a budowa ich kadłuba pozwalała na sprostanie uderzeniom cięższych pocisków. Nadawały się więc dobrze do walki w szyku liniowym. W zamian za to fregaty zyskały na dzielności morskiej, ruchliwości, prędkości i nawietrzności, stając się znakomitymi krążownikami, ale w walnych bitwach pełniły tylko rolę pomocniczą. Jednak zdarzały się sytuacje, gdy niedostatek okrętów liniowych zmuszał do wstawiania do linii bojowej także fregat. Czasem dochodziło do tego względnie przypadkowo, w wyniku splotu okoliczności. Po ciężkiej kampanii na Oceanie Indyjskim w 1782 r., znanej u nas pod fałszywym mianem „serii zwycięstw kawalera de Suffrena”, a będącej w istocie zbiorem zaciętych potyczek, w których brawura kadm. Suffrena zdumiewała zarówno jego podwładnych, jak i ustępujących przed nim (niekiedy!) Anglików, ale w gruncie rzeczy przyniosła więcej strat tym pierwszym, francuski dowódca zdecydował się włączyć do swojej linii bojowej jedną ciężką fregatę – Consolante. Francuzi mieli wprawdzie w tym momencie i tak lekką przewagę liczebną, lecz ich okręty zdążyły odnieść wiele uszkodzeń, a załogi były silnie przerzedzone. Consolante, traktowana jak liniowiec i walcząca jak one, wzięła aktywny udział w bitwie pod Trincomalee 3 września 1782. Chociaż upór Suffrena nie został i tutaj zwieńczony znaczącym sukcesem taktycznym, wreszcie przyniósł mu bardzo ważne korzyści operacyjne. Dla historii budownictwa okrętowego interesujące jest natomiast, dlaczego użycie fregaty w charakterze liniowca zakończyło się względnym powodzeniem i jakie to przyniosło następstwa w rozwoju myśli konstrukcyjnej.
Consolante była bardzo ciekawym okrętem. Należała do serii fregat typu Pourvoyeuse, zaprojektowanego w okresie 1768-1770 przez Jacquesa Bouxa na tle zanikania klasy dwupokładowców 50-działowych. Te małe liniowce, popularne przez ponad sto lat, w drugiej połowie XVIII w. przestały nadawać się do walki w linii z uwagi na słabe uzbrojenie i złe własności żeglarskie. Nieproporcjonalnie wysokie w porównaniu z 64-, 74-działowcami i większymi okrętami, mające niewystarczającą nośność, musiały poświęcić standardową ciężką artylerię, aby unieść dolne furty wystarczająco wysoko nad wodą, osiągały małe prędkości, nie trzymały się wiatru, a ich zmniejszona wysokość międzypokładowa bardzo utrudniała pracę obsługom armat. Oczywiście miały również zalety – stosunkowo nieliczne załogi szybciej dało się zmobilizować i taniej kosztowały, pomieszczenia kadry były obszerniejsze niż na fregatach, co ułatwiało zaokrętowanie sztabu admiralskiego, a dwupokładowa budowa z wysoko położonym pokładem górnym wywierała odpowiednio odstraszające wrażenie na żeglarzach posługujących się pirogami, galiwatami, kanu, sampanami itp. Brytyjczycy, ze swoim znacznie rozleglejszym imperium kolonialnym, budowali 50-działowce dużo dłużej niż Francuzi, ale w miarę zbliżania się do końca XVIII stulecia też coraz bardziej unikali angażowania ich do linii bojowych. Francuskie okręty tej klasy nosiły zazwyczaj (około 1750 r.) na dolnym pokładzie tylko działa 18-funtowe, co czyniło je dużo słabszymi od brytyjskich odpowiedników, wyposażonych wówczas w 24-funtówki. Aby zaradzić tej sytuacji, Sekretarz Stanu do spraw marynarki wojennej wystosował w 1768 r. pod adresem trzech konstruktorów żądanie przedstawienia planów liniowca 50-działowego uzbrojonego w armaty 24-funtowe w głównej, dolnej baterii. Rzecz jasna oczekiwano standardowej, tyle że ulepszonej konstrukcji. Tymczasem jeden z tej trójki, właśnie Jacques Boux, zaproponował coś radykalnie nowego – w czasach, gdy wszystkie francuskie fregaty uzbrajano na głównym pokładzie w działa 8- lub 12-funtowe, on przedstawił plany jednostki o nieznacznie większej wyporności niż liniowiec 50-działowy (około 1930 wobec 1730-1750 ton), ale zbudowanej jak fregata, z główną baterią złożoną z 24-funtówek! Co więcej, chodziło mu o standardowe, długie działa tego wagomiaru, a nie o ekstrakrótkie i lekkie wersje proponowane dużo później przez szwedzkiego konstruktora Chapmana. Wydatne zmniejszenie wysokości bocznej (w stosunku do dwupokładowca) i obniżenie masy części nadwodnej pozwoliło zmniejszyć balast, co w sumie dało okręt o nieporównanie lepszych własnościach żeglarskich. Projekt Pourvoyeuse bardzo się spodobał. Jednak użycie przez projektanta – dla dalszego zmniejszenia ciężaru – belek szkieletu o nieco mniejszych wymiarach i rzadziej rozstawionych oraz ogólna siła bojowa jednostki (pociski salwy burtowej miały ważyć 176 kg, gdy ówczesny brytyjski 50-działowiec odpalał jednorazowo 188 kg, francuski dwupokładowiec tej samej klasy z działami 18-funtowymi – minimum 182 kg, a z 24-funtowymi – od 217 do 238 kg) nie czyniły z tego żaglowca efektywnego zamiennika dla najmniejszych liniowców. Dlatego kawaler de Borda, który opiniował projekt na życzenie ministra, wysunął propozycję, by jednostki typu Pourvoyeuse użyć w roli ciężkich fregat dalekiego zasięgu, mogących długo operować na akwenach pozbawionych dobrych baz4, czyli de facto w roli „rajderów” z innej epoki. Oceniano, że sześć takich okrętów działających na Oceanie Indyjskim stworzyłoby dla brytyjskiego handlu niebywałe zagrożenie.
Niestety, zmiana podejścia władz do marynarki i roszady na stanowiskach ministerialnych spowodowały odstąpienie od szerszego kontekstu projektu, chociaż dwie fregaty typu Pourvoyeuse zbudowano. Jednak zamiast 24-funtówek w ich głównych bateriach zainstalowano tylko działa 18-funtowe, a oba okręty zazwyczaj wykorzystywano w charakterze dużych transportowców (fluit w ówczesnej nomenklaturze francuskiej). Wybitny znawca tej tematyki, Jean Boudriot, przedstawia sprawę niemal jako spisek, z eksponowaniem tła społecznego i zawodowego (Boux nie był szlachcicem i nigdy nie został zaakceptowany przez elitarny korpus inżynierów marynarki, zazdrosny o swoje przywileje). Autor ten najwyraźniej podrażniony jest faktem, że w powszechnej świadomości laików, to amerykańskie jednostki grupy Constitution uczyniły przełom w budownictwie żaglowych fregat, gromiąc swoimi 24-funtówkami standardowe fregaty brytyjskie, gdy o prototypach z Francji się zapomina. Moim zdaniem nie docenia jednak okoliczności – francuska flota z drugiej połowy XVIII w., silna jak nigdy dotąd (i nigdy później), opierała swoją potęgę na zespołach liczących do kilkudziesięciu liniowców, które były w stanie wywalczyć panowanie na określonych akwenach. Gigantyczne fregaty nie mogły ich zastąpić, ani pokonać, zaś z faktu łatwego rozprawiania się ze standardowymi eskortowcami nie wynikała wcale nadzwyczajna zdolność do przechwytywania żaglowców handlowych. Constitution i jej pół-siostry przyniosły później Amerykanom wiele powodów do dumy i nadszarpnęły brytyjski prestiż, lecz handlem Wielkiej Brytanii znacznie silniej zachwiała chmara małych okrętów korsarskich. Tymczasem nieliczne, dużo większe od przeciętnych jednostki niższych klas zawsze stanowiły broń słabszego, a Francja w tym czasie nie miała powodu czuć się słaba. Niezależnie od powyższej oceny, włączenie przez Suffrena fregaty Consolante do regularnej linii bojowej we wrześniu 1782 r. stanowiło nie tyle praktyczny (choć wybitnie improwizowany) powrót do idei kawalera de Borda, co przede wszystkim nawiązanie do pierwotnego zamysłu pana Bouxa. Fregata ta stała się de facto liniowa, chociaż nikt jej tak wtedy nie określał.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 4/2012