Zagłada „Królewskiego Dębu”

 


Wojciech Holicki


 

 

 

 

Zagłada „Królewskiego Dębu”

 

 

 

Po przegranej w 1651 roku bitwie z armią Cromwella pod Worcester Karol II Stuart zdołał uniknąć schwytania, chroniąc się w koronie jednego z dębów w pobliskim lesie Boscobel. Gdy 10 lat później koronowano go na króla Anglii i Irlandii, anegdota zyskała sporą popularność i w rezultacie nazwę „Królewski Dąb” otrzymał trójpokładowy liniowiec uzbrojony w 76 armat. Dokładnie ćwierć tysiąclecia potem zwodowany został ostatni, ósmy z kolei HMS Royal Oak, jeden z pięciu zbudowanych pancerników typu Revenge. Niezwykłym zbiegiem okoliczności oba okręty jako jedyne z tej grupy zostały utracone na skutek akcji nieprzyjaciela i to pozostając w wydawałoby się bezpiecznej bazie. O ile jednak spalenie pierwszego z nich przez Holendrów w czerwcu 1667 roku podczas rajdu na Medway (Chatham) pociągnęło za sobą znikome straty w ludziach, o tyle zatopienie drugiego spowodowało śmierć ponad 800 członków załogi.



 


Pierwszy miesiąc działań bojowych na Atlantyku i Morzu Północnym był dla okrętów podwodnych Dönitza całkiem udany, jednak ich sukcesy wcale nie przełożyły się na tempo rozbudowy dowodzonych przez niego sił. W stoczniach kontynuowano prace przy licznych jednostkach nawodnych, co sprawiało, że nie można było przyspieszyć ukończenia U-bootów stojących już na pochylniach ani rozpocząć budowy nowych. By zyskać solidny argument w rozgrywkach odnośnie priorytetów, komodor potrzebował spektakularnego sukcesu, sukcesu o sporym znaczeniu militarnym, wyjątkowo dobrze nadającego się do podniesienia propagandowej wrzawy. Zadanie dotkliwego ciosu Royal Navy w jednej z głównych baz doskonale spełniało te kryteria. Pomysł zaatakowania Scapa Flow nie był nowy, dwukrotnie bez powodzenia próbowały tego kajzerowskie U-booty. Odżył on w dowództwie niemieckich sił podwodnych natychmiast po wybuchu wojny i Dönitz zażądał od wywiadu dostarczenia wszelkich informacji dotyczących bazy, ze szczególnym uwzględnieniem zapór sieciowych i bonowych oraz stanu zablokowania wejść na kotwicowisko przez zatopione statki. Zwrócił się także do dowództwa Luftwaffe o wysłanie nad Orkady samolotów rozpoznania fotograficznego, otrzymując pierwsze zdjęcia 11 września. Piętnaście dni później do jego sztabu dotarły kolejne i w wyniku ich analizy ustalono, że wejście główne i zachodnie należy uznać za nie do sforsowania przez okręt podwodny, natomiast wschodnie daje na to jakąś szansę. Na fotografiach wyraźnie widoczna była bowiem około 17-metrowa luka między wrakami blokującymi północne odgałęzienie Holm, cieśninę Kirk. Ponieważ jej brzegi były niezamieszkałe, istniała możliwość pokonania tego przejścia nocą, na powierzchni. Analiza tabeli pływów podpowiadała termin operacji – najwyższy stan wody panował na Orkadach między 12 i 14 października. Dönitz wykorzystał także własne możliwości prowadzenia zwiadu i 13 września wyruszył ku wyspom U 14, którego dowódca, kpt. mar. Horst Wellner, otrzymał zadanie zdobycia wszelkich przydatnych informacji. Po 16 dniach U-boot powrócił do bazy i Wellner złożył obszerny raport. Potwierdził w nim wiele danych z rozpoznania lotniczego (m.in. zgodnie z jego ustaleniami pokonanie cieśniny Hoxa możliwe było tylko przypadkiem, w momencie otwarcia zagrody), a także podał rozmieszczenie i rozkład zapalania świateł nawigacyjnych. Jednak najcenniejsze były zebrane w trakcie „węszenia” dane o prądach morskich wokół Scapa Flow, potwierdzające znaną już wcześniej informację, że ich prędkość może sięgać 10 w. Ponieważ okręty Dönitza mogły pod wodą rozwinąć co najwyżej 8 w. i to tylko przez krótki czas (maksymalnie 40-60 minut), praktycznie wykluczone było sforsowanie głównego wejścia. Wiedząc już, że wdarcie się do bazy jest możliwe i licząc na wypłoszenie stamtąd ciężkich jednostek Royal Navy, Dönitz postanowił zgrać atak z działaniami minowymi na podejściach do baz alternatywnych dla kotwicowiska na Orkadach, którymi były Sullom Voe (Szetlandy), Loch Ewe, Firth of Forth i Firth of Clyde. Ponieważ ta pierwsza miała charakter prowizoryczny, dodatkową korzyścią dla Kriegsmarine wynikającą z przeniesienia się Brytyjczyków do portów Szkocji było odsunięcie sił głównych Home Fleet od wód między Norwegią i Wyspami Brytyjskimi, przez które duże jednostki nawodne wychodziły na oceany, by prowadzić działania przeciwko żegludze Aliantów.
 
 
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 10/2009

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter