Zabawa Full Auto

Sławomir Dynek / Gun Target
Karabiny maszynowe, tony wystrzelonej amunicji, eksplozje, targowisko broni, setki uczestników, znakomita zabawa – tak w skrócie można opisać to, co dzieje się podczas Knob Creek Gun Range, czyli kultowej imprezy strzeleckiej w USA. I ten zapach prochu w powietrzu...
Kanonada i słup dymu nad lasem wskazują kierunek. Na parkingach dziesiątki samochodów, a sznur ludzi ciągnie w to samo miejsce. Na poboczu stoi kilka czołgów, wojskowe transportery i ciężarówki. Jedne do oglądania, inne do kupienia. Pojawiają się pierwsze stoiska ze sprzętem militarnym. Ekscytacja rośnie z każdym krokiem. Wokół nas ludzie z bronią: karabiny na ramionach, z plecaków wystają stare Mosiny, Enfieldy, nowsze AR-y, na biodrach pasy z pistoletami (najczęściej Glocki), ale są także rewolwery. Zwykły blaszak, przypominający te morskie kontenery przerobiony na kasę z biletami. Kupujemy bilety w formie opasek na rękę. Jakiś amerykański brodacz pyta, czy mamy własną broń – gdybyśmy mieli, musielibyśmy włożyć pomarańczowe znaczniki bezpieczeństwa. „Nie mamy broni. Przylecieliśmy z Polski”. „Nie macie?!” – otwiera oczy szeroko ze zdumienia – „No to musicie sobie coś kupić!”. Śmiejąc się, przepuszcza nas dalej. Tutaj to takie proste... Chcesz karabin – po prostu kup. Za kilka minut zobaczymy bazar jak ze snów. A na razie płacimy jeszcze za zatyczki do uszu i wchodzimy na teren strzelnicy.
Powietrze gęstnieje od dymu. Czuć zapach spalonego prochu i jeszcze czegoś... Chyba płonącej nafty albo jakiejś mieszanki zapalającej. Mijamy spory baner reklamujący KCGR (Knob Creek Gun Range), jedną z największych imprez strzeleckich na świecie. Przed nim stoi zardzewiały wrak samochodu – spalony i podziurawiony jak sito przez pociski. Zachęcające! Amerykanie umieją stopniować napięcie.
Knob Creek to miejsce w stanie Kentucky, około 20 minut jazdy od słynnego skarbca w Fort Knox. Tu, na wielu hektarach ziemi wśród zielonych wzgórz, znajduje się strzelnica. Centralna oś schowana jest między trzema potężnymi i zalesionymi górami kulochwytów. Jest też kilka innych miejsc, gdzie można swobodnie strzelać. Mają tu także wielką halę targową, która i tak nie jest w stanie pomieścić wszystkich chętnych sprzedających broń i militaria. Dlatego wielu sprzedawców rozstawia stoiska pod namiotami w okolicy hali. W pobliżu, pod ciągnącym się przez 60 metrów zadaszeniem, znajdują się stanowiska strzeleckie. Z prawej strony przyklejone jest niewielkie podwyższenie dla widzów. Główne trybuny, wysokie na kilka metrów, znajdują się nieco z lewej, za stanowiskami. Stąd jest najlepszy widok na strzeleckie widowisko.
Zawieszona w kłębach dymu amerykańska flaga powiewa nad głowami widzów siedzących na trybunie. Powoli zamiera kanonada, słychać jeszcze ostatnie serie z karabinów maszynowych. Stanowiska strzeleckie milkną. Tylko dym i kurz podniesiony na przedpolu oraz płonące cele to dowód, że przed chwilą trwała tu naprawdę potężna strzelanina. Co ciekawe – nigdzie na przedpolu nie widać standardowych tarcz strzeleckich ani stojaków. Za to na dużym terenie – nawet na kulochwycie – porozstawiane są cele: samochody, metalowe beczki, lodówki, małe i duże butle po gazach, jakieś stoły i podobne przedmioty. Jest nawet pianino!
Lufy muszą przestygnąć, strzelcy mają czas, żeby uzupełnić amunicję, a obsługa strzelnicy szykuje nowy pokaz. Koparki, dźwigi i podnośniki wjeżdżają na przedpole, by zebrać to, co już nie nadaje się do dziurawienia, a zamiast zużytych sprzętów pojawiają się „nowe” samochody i lodówki, no i oczywiście nowe, potężne pojemniki z substancjami łatwopalnymi i wybuchowymi. Następna kanonada po zmierzchu. Korzystamy z przerwy w strzelaniu i biegniemy na bazar.
Wielki hangar, tłok i gwar, setki metrów stoisk. Amunicja, broń długa i krótka, współczesna i zabytkowa, repliki, można tu znaleźć także wszystko, co potrzebne jest do elaboracji oraz mundury i wyposażenie... Nie wiadomo, na czym skupić spojrzenie, przy którym stoisku zatrzymać się na dłużej. Tu chyba jest wszystko... Amerykanie ze stoickim spokojem oglądają, rozmawiają, sprzedają, kupują – dla nich to po prostu wielki supermarket z bronią. Niektórzy urzędnicy z UE dostaliby tu zawału.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 7-8/2019