Włoska 8. Armia i operacja „Mały Saturn”
Marek Sobski
Pojawienie się nad Donem Korpusu Alpejskiego pomogło ustabilizować sytuację na rozciągniętych pozycjach włoskiej 8. Armii. Alpini przybyli nad Don forsownym marszem, pokonywali dziennie odcinki minimum 25 km, przy czym odmawiano im dłuższych przerw. Już nad rzeką Korpus Alpejski przejął odcinek frontu, gdzie Don był bardzo trudny do sforsowania, a warunki terenowe sprawiały, że pozycje strzelców alpejskich silne. Podobnie jak w innych sektorach narzekano na rozciągnięcie odcinków poszczególnych batalionów, przez co obrona miała niewielką głębokość i każda penetracja przeciwnika mogła okazać się niezwykle groźna. Przejęte od niemieckiej 294. DP pozycje sztab korpusu oceniał jako należycie zaplanowane i przygotowane, także przy pomocy wziętych do niewoli żołnierzy radzieckich.
Na początku listopada 1942 roku włoska 8. Armia zakończyła przegrupowanie swoich sił i jej dywizje zajęły przewidziane im pozycje zimowe. 7 listopada odnotowano pierwsze opady śniegu, a 9 listopada dobowa amplituda temperatury wahała się pomiędzy -8 a -23°C. Generał Italo Gariboldi, dowodzący ARMIR (Armata italiana in Russia), nakazał podległym mu dywizjom bronić pozycji nad rzeką za wszelką cenę. W sektorach poszczególnych dywizji tworzono punkty oporu gotowe kontynuować opór nawet po przerwaniu własnych linii przez przeciwnika i oczekiwać kontrataku odwodów.
Włoskie pozycje osłaniały pola minowe, zwłaszcza na odcinkach, gdzie Włochów nie oddzielała od Rosjan rzeka, czyli w rejonie sierpniowego włamania sowieckiej 63. Armii w pozycje 8. Armii, czy na kierunkach ocenianych jako dogodne do przeprowadzenia próby forsowania Donu. Miny w dużej części przekazano ARMIR z magazynów niemieckich. Za pasem min znajdowały się zapory z drutu kolczastego (którego brakowało, więc miały one nieciągły charakter) i innych rodzajów. Pozycje odwodowe i artylerii najczęściej osłaniała tylko pojedyncza linia zasieków. W celu wzmocnienia sytemu alarmowego przygotowano liczne potykacze i pułapki z granatów ręcznych. Na podejściach dogodnych dla czołgów wykopano rowy przeciwczołgowe. Dotyczyło to zwłaszcza odcinka frontu znajdującego się w łuku Donu, naprzeciwko miasta Wierchnij Mamon, gdzie do roli rowu przeciwczołgowego przystosowano także biegnący tutaj naturalny jar. Aktywność patrolowa i obsada punktów obserwacyjnych miała dla Włochów pierwszeństwo, przez co odnotowano brak ludzi do pracy. Niemcy odmówili ARMIR przydzielenia większej liczby sowieckich jeńców, więc Włosi byli zdani właściwie na własne siły.
Już od końca sierpnia intendentura ARMIR rozpoczęła gromadzić wyposażenie zimowe. Jednak zimą odzież trafiała do żołnierzy na froncie z opóźnieniami. Brakowało zwłaszcza adekwatnego obuwia i zimowych mundurów maskujących, które w całości otrzymał tylko batalion narciarzy „Monte Cervino”, dlatego improwizowano kamuflaż zimowy z wszystkiego, co znajdowało się akurat pod ręką. Pełne zimowe wyposażenie niestety częściej trafiało do służb i sztabów, gdzie otrzymało je prawie sto procent zainteresowanych, niż do żołnierzy na froncie. Dywizja Alpejska „Cuneense” powinna otrzymać 17 000 płaszczy zimowych, dostała 3000, Dywizja Piechoty „Ravenna” na 15 000 swoich żołnierzy otrzymała 7000 płaszczy. Wiele relacji potwierdza, że wyposażenie miast trafiło na front trafiło na czarny rynek w różnych miastach na jego zapleczu (Woroszyłowgrad czy Rykowe).
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 4/2018