Wizja Marynarki Wojennej w 2025 r.
Maksymilian Dura
Wizja Marynarki Wojennej w 2025 r.
Przy tworzeniu planów modernizacji Marynarki Wojennej powinno się stosować zasadę kolejnych kroków. Najpierw politycy, potem marynarze, a później finansiści. U nas postawiono to na głowie i najpierw byli finansiści, a po nich mają być marynarze, zaś politycy stoją z boku i generalnie chcą mieć święty spokój.
Czy doktryna uzdrowi sytuację?
Wszyscy zgadzamy się z tym, że przed dyskusją nad przyszłym kształtem Marynarki Wojennej powinna zostać opracowana doktryna morska, wywodząca się ze Strategii Bezpieczeństwa Narodowego. Różnimy się jedynie poglądem co do jej wartości (nie zagwarantuje ona wystarczającej ilość pieniędzy) i tym, kto według nas powinien ją opracować. Ja uważam, że muszą ją zaproponować wojskowi, jednak nie po to, by narzucać cokolwiek politykom, ale by mieli oni materiał wyjściowy do pracy nad ostatecznym dokumentem, który później zresztą sami zatwierdzą. Oficerowie MW w służbie czynnej twierdzą jednak, że powinni ją stworzyć politycy, co wyraźnie pokazuje artykuł Mirosława Ogrodniczuka „Quo vadis Marynarko Wojenna” (NTW 2/2012). Uważa on, że: ... każdego żołnierza interesuje w pierwszej kolejności, jakie zostały nałożone na niego zadania. W ramach cywilnej kontroli nad siłami zbrojnymi powinny one zostać mu postawione przez polityczne gremia decyzyjne w strategii bezpieczeństwa narodowego, która następnie powinna być przełożona na doktrynę obronną. W ten sposób (co wielokrotnie podkreślałem) znajdujemy się w impasie, bo pomimo braku doktryny morskiej dla MW wojsko czeka, a politycy uważają, że swoje już zrobili publikując zarówno Strategię Bezpieczeństwa Narodowego RP (2007), jak i Strategię Obronności RP (2009). Oddzielna doktryna morska nie jest im do niczego potrzebna. Rzeczywistym problemem nie jest więc brak dokumentów, ale cicha zgoda na to, by tezy zawarte w tych, które już zostały opracowane były tylko celami, do których się dąży, ale na których osiągnięcie nikt tak naprawdę nie liczy. Niestety, w ten sposób władze naszego kraju nie wiedzą dokładnie „na czym stoją” i na co nie mogą sobie pozwolić, planując swoje dalsze działania polityczne. A w kreowaniu tego złudnego poczucia bezpieczeństwa wojsko ma swój wielki udział. Jest to szczególnie widoczne w przypadku MW, traktowanej przez wszystkich jako niewyczerpane źródło środków do łatania dziurawego budżetu MON. Przy wysokiej cenie jednostkowej okrętu, rezygnacja z jego budowy lub jej systematyczne przesuwanie w czasie daje realne i widoczne oszczędności. Kiedy więc wiceminister obrony narodowej Marcin Idzik zapowiedział 23 listopada 2011 r., że MW będzie musiała na nowo określić swoje potrzeby okrętowe, pozostały dwa wyjścia z sytuacji (nie rozpatruję tutaj głoszonych gdzieniegdzie opinii o możliwości likwidacji MW, ponieważ oceną tego typu poglądów zajmują się specjalistyczne periodyki lekarskie). Optymalne wyjście, niestety nierealne, polega na zbudowaniu floty w oparciu o opracowaną wcześniej przez polityków doktrynę morską, wywodzącą się z już istniejących „Strategii...”. W tym przypadku okręty byłyby budowane kompleksowo, według zasady od najważniejszych (bojowych) do tych mniej ważnych (pomocniczych, patrolowych). I takie idealne rozwiązanie zostało zaproponowane w NTW 2/2012. Drugie wyjście – ratunkowe – zakłada najgorszy wariant z możliwych, a więc, że doktryna morska w najbliższym czasie nie powstanie, zaś deklarowanych dla MW pieniędzy nie będzie więcej, a prawdopodobnie nawet mniej. I właśnie tę awaryjną wizję chciałbym teraz przedstawić, rozpoczynając przez nikogo niechcianą dyskusję o tym, na wprowadzenie jakich okrętów nas będzie stać, gdy nie zmienią się finanse przeznaczone na modernizację MW, i jakie wynikną konsekwencje z takiego wyboru.
Bolesna prawda
Jak już pisaliśmy (NTW 7/2011), MW nie jest i nie będzie w stanie wypełnić zadań jakie jej postawiono w Strategii Obronności RP. Ktoś kto wpisał do tego dokumentu, że: ... Podstawowym zadaniem MW jest obrona i utrzymanie morskich linii komunikacyjnych państwa podczas kryzysu i wojny oraz niedopuszczenie do blokady morskiej kraju... wprowadził w błąd ministra Obrony Narodowej nie ostrzegając go, jakie byłyby koszty realizacji tego celu. Próba zmuszenia decydentów do zwiększenia środków finansowych na okręty przez taki zabieg nie powiodła się, co jednak nie zmieniło podejścia MW, nadal milczącej na temat rzeczywistych możliwości naszej floty. Trzeba sobie wreszcie uświadomić, że utrzymanie przez MW morskich linii komunikacyjnych na Bałtyku w czasie „W”, nawet przy pełnym wykorzystaniu planowanych obecnie dla niej środków finansowych, jest i będzie niemożliwe. Jeżeli Polska będzie musiała działać sama, wybuch wojny z jakimkolwiek dużym państwem bałtyckim oznacza automatycznie blokadę morską naszego kraju. Koszt zabezpieczenia się przed atakiem z powietrza na tak małym akwenie przerasta bowiem możliwości naszego państwa i to nawet gdyby nie było kryzysu gospodarczego. W Strategii Obronności RP popełniono szkolne, ale katastrofalne błędy. Zapisanie tam niewykonalnych zadań dało usprawiedliwienie i argument ignorantom, którzy zaczęli głośno mówić o możliwości likwidacji MW, albo co najmniej o znaczącym ograniczeniu jej roli. Takie szkodliwe działanie może doprowadzić do tego, że Polska straci kontrolę nad swoimi interesami morskimi, i to nie tylko w czasie działań wojennych. Przy takich środkach finansowych zadania, jakie mogą być realizowane przez nasze siły morskie podczas kryzysu i wojny muszą się różnić, a MW jest jedynym rodzajem Sił Zbrojnych, który działając operacyjnie w czasie pokoju oraz kryzysu powinien mieć do tego odmienne środki. Musi to być odzwierciedlone w klasach wprowadzanych okrętów, zadaniach do jakich się powinniśmy szkolić oraz w planach modernizacji MW. Tylko wychodząc z takich założeń i godząc się na związane z tym ograniczenia, Polska będzie mogła w miarę bezpiecznie realizować swoją politykę morską. Mamy nieporównywalne z jakimkolwiek innym krajem położenie geopolityczne i w związku z tym musimy mieć własny sposób na ochronę swoich granic i interesów. Dlatego żadne siły morskie nie powinny być dla nas wzorem. Owszem, możemy korzystać z doświadczeń innych państw, ale tylko w celu stworzenia unikalnej, własnej doktryny morskiej i odpowiedniej dla niej floty.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 3/2012