Witold Urbanowicz – z „Latającymi Tygrysami” w Chinach
Wojciech Krajewski
Witold Urbanowicz
– z „Latającymi Tygrysami” w Chinach
Na przełomie września/października 1943 r., Witold Urbanowicz na pokładzie czterosilnikowego DC-4 wyruszył okrężną drogą z USA, przez Amerykę Południową i Afrykę do Indii i Chin. Trasa przebiegała dokładnie przez Miami na Florydzie, Morze Karaibskie, Puerto Rico, Gujanę do Natalu w Brazylii. Przez Atlantyk przeleciał samotnie pilotując samolot wielosilnikowy z międzylądowaniem na lotnisku etapowym w Ascension na Wyspie Wniebowstąpienia. Był przeszkolony na samolotach wielosilnikowych, a latając nimi w USA nabrał wystarczającej praktyki. Po pokonaniu Atlantyku wylądował we Francuskim Sudanie w Afryce.
Stamtąd samolotem DC-3 poleciał jako drugi pilot z pasażerami. Ze względu na chorobę pilota pod koniec lotu przejął nawet stery. Pilotowanie DC-3 nie sprawiało mu kłopotu. Dalej przez Afrykę Północną dotarł do Egiptu, gdzie na krótko się zatrzymał. W Kairze spotkał dawnych kolegów z lotnictwa, którzy rozprowadzali samoloty z zachodu na wschód nad Afryką i tych z 2. Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa, którzy ewakuowani z Rosji, przez Iran, Irak i Palestynę, właśnie dotarli do Egiptu. Z Kairu wystartował do Karaczi, Chabua w Indiach, skąd nad Himalajami, samolotem DC-3 linii ATC, dotarł do Chin 11 października 1943 r. Ostatni odcinek z Indii do Chin leciał wraz z dr. T.V. Soongiem, chińskim ministrem spraw zagranicznych, od którego otrzymał nawet list polecający skierowany do wszystkich obywateli Chin, w którym m.in. napisano: Major Witold A. Urbanowicz (…) zgłosił się ochotniczo do walki z Japończykami w Chinach – każda uprzejmość mu okazana będzie wysoce doceniona. Miało mu to ułatwić wszelkie kontakty i pobyt w Chinach. 11 października 1943 r. Urbanowicz wylądował szczęśliwie w Kunming, stolicy prowincji Yunan, jednej z zachodnich prowincji Chin. Była tam baza 14th Air Force i kwatera główna gen. C.L. Chennaulta. Dla Amerykanów pojawienie się na lotnisku w Kunming polskiego lotnika w zupełnie im nie znanym stalowoniebieskim mundurze było dużą niespodzianką. Nigdy takiego munduru nie widzieli. Nie rozpoznawali też polskiego orła lotniczego na czapce, ani lotniczej gapy – polskiej odznaki pilota. Znajome im były jedynie „skrzydełka RAF”, noszone nad lewą kieszenią kurtki mundurowej. Urbanowicz kazał się zawieść do gen. C.L. Chennaulta, któremu zameldował swe przybycie. Generał zapytał: – Co mam tu z Panem robić? Urbanowicz odpowiedział natychmiast – Po prostu niech mi Pan da samolot, a ja znajdę sobie coś do roboty.
Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo Numer Specjalny 7