Uwaga, czołgi!
Karol Rudy
Uwaga, czołgi!
Broń pancerna w koncepcjach prowadzenia wojny II Rzeczypospolitej
We wrześniu 1939 roku Wojsko Polskie doznało druzgocącej klęski. Okazało się, że siły nieprzyjacielskie górowały nad polskimi nie tylko liczebnością, ale też zaawansowaniem technicznym i sposobem wojowania. W wyczerpanych odwrotem kolumnach panikę szerzyło hasło urastające wówczas do rangi symbolu – uwaga, czołgi!
Rok 1918 zapisał się historii wojskowości jako moment przełamania impasu wojny pozycyjnej, toczonej od lat bez wyraźnego skutku z udziałem mas piechoty, broni maszynowej i artylerii. Impas ten pozwoliły przełamać nowe bronie – użyte w końcu w masie, a dzięki temu użyteczne w skali operacyjnej – czołg i samolot. W sierpniu 1918 roku armia cesarskich Niemiec doznała we Francji klęski, która w ciągu trzech kolejnych miesięcy zaprowadziła ją do stołu rokowań. I choć przyczyny porażki były wielorakie, sami Niemcy w swych powojennych rozważaniach uznali, iż ich front pękł głównie pod naciskiem wrogiej broni pancernej. Uwaga czołgi! – to paraliżujące hasło niosło się wówczas po okopach cesarskiej armii. To hasło, bardzo boleśnie, zapamiętał m.in. i Heinz Guderian. I właśnie dlatego tak zatytułował swą wydaną w 1937 roku głośną książkę. Gdy książka Guderiana trafiała do księgarń, armia Rzeszy, teraz rządzonej przez Adolfa Hitlera, czołgi już posiadała. Zdaniem Guderiana i oficerów podobnie mu myślących, hańba sierpnia 1918 roku miała się już więcej nie powtórzyć – Wehrmacht dysponował najnowszymi nowinkami technicznymi oraz wojskami szybkimi, jakie miały zrewolucjonizować pole walki. Teraz to inne armie musiały się zmierzyć z niemiecką bronią pancerną. Pierwsza zbrojny opór odważyła się stawić Polska. Czy jednak w wojskowych kręgach decyzyjnych II Rzeczypospolitej doceniano broń, która rozstrzygnęła losy bitew Wielkiej Wojny w 1918 roku?
Odrodzenie polskiej państwowości zbiegło się w czasie właśnie z końcem I wojny światowej. Młode państwo musiało teraz stworzyć swe siły zbrojne, zaś ich liczebność, forma i struktura były wypadkową możliwości ekonomicznych oraz wymogów pola walki. Działania wojenne toczone głównie na wschodnich rubieżach, z dominującą wojną polsko-bolszewicką 1920 roku, potwierdziły rolę manewru. Była to jednak wojna dwóch młodych i słabych państw, bez własnego przemysłu zbrojeniowego, wyczerpanych Wojną Światową, a przez to operujących na frontach względnie małymi masami żołnierskimi, oczywiście w porównaniu do doświadczeń lat 1914–1918. Bronie techniczne nie odegrały w niej roli decydującej, a wnioski z ich użycia były rozbieżne. Spośród dwóch nowych rodzajów broni tak kluczowych dla nowoczesnej wojny, to jest samolotu i czołgu, w Polsce doceniono bardziej ten pierwszy. Dość powiedzieć, iż między 1919 rokiem, gdy z Francji wraz z 1. Pułkiem Czołgów przybyło 120 czołgów Renault FT 17, a rokiem 1925 nie skierowano do linii ani jednego nowego gąsienicowego pojazdu pancernego. Pewnym pocieszeniem może być fakt, iż nie byliśmy w tym działaniu osamotnieni. Znaczne zasoby wozów FT 17 dostępne na światowych rynkach oraz ogólne odprężenie międzynarodowe nie sprzyjało produkcji nowych czołgów, które wytwarzano w ograniczonej ilości faktycznie tylko w kilku państwach. Paradoksalnie nawet największe mocarstwo przemysłowe – USA – nie wytwarzało broni pancernej, choć gwoli ścisłości należy odnotować, iż Amerykanie mieli wówczas 950 czołgów na bazie Renault FT 17 i liczne samochody pancerne. Powstawały tam ponadto z prywatnej inicjatywy różnego rodzaju czołgi prototypowe, wzbudzające zainteresowanie wśród specjalistów tej broni. Wreszcie w połowie lat 20-tych zaczęto w Polsce poszukiwania nowych modeli czołgów i samochodów pancernych. Niestety potencjalnych wytwórców takiego wyposażenia, zwłaszcza czołgów, nie było wielu, zaś oferowane przez nich wyroby odznaczały się przy tym bardzo dużą ceną, wynikającą ze skali skomplikowania konstrukcji i niskich serii produkcyjnych. Już w 1925 roku niektóre osoby analizujące działania czołgów doszły do wniosku, iż tylko wóz średni, odpowiednio opancerzony i uzbrojony, jest na polu walki optymalną odmianą czołgu. Wspominał o tym wówczas na łamach pisma „Bellona” m.in. J. Kuszelewski, analizujący walki broni pancernej w wojnie z bolszewikami. Niestety czołgów takich pozyskać się za granicą nie udało. Zupełną porażką zakończyła się również akcja zaprojektowania nowego czołgu siłami własnego przemysłu. Anegdota głosi, iż zbudowane prototypy nie mogły się w ogóle poruszać. Z braku możliwości realizacji innych pomysłów, sięgnięto po kolejne czołgi FT 17 oraz ich odmiany zmodernizowane. W efekcie do końca lat 20. XX wieku liczebność coraz mniej przydatnych czołgów Renault w Wojsku Polskim nieco wzrosła, głównie za sprawą wyprodukowania w kraju niewielkiej partii wozów „żelaznych” oraz importu z Francji. Stamtąd też sprowadzono partię półgąsienicowych samochodów Citroën-Kegresse, których 90 przeznaczono do przerobienia na samochody pancerne. Nazwano je od daty wejścia do eksploatacji wzór 28. Dodatkowo w kraju wytworzono skromną partię innego samochodu pancernego na bazie samochodu ciężarowego Ursus, nazwanego wz. 29. Skromną, gdyż typ ten uznano za nieudany z racji przywiązania do utwardzonych dróg. W 1931 roku ogólna liczba czołgów Renault wynosiła 174 sztuki, samochodów pancernych było ponad 100.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW Numer Specjalny 3