Udana „opera” Prinza Eugena
Wojciech Holicki
Udana „opera” Prinza Eugena
Gdy rano 13 lutego 1942 r. zakończyła się operacja „Cerberus”, do działań bojowych nadawała się tylko jedna z trzech największych jednostek Kriegsmarine, które wyrwały się z Brestu - był nią krążownik ciężki Prinz Eugen. W związku z norweską obsesją Hitlera postój okrętu w Kilonii trwał bardzo krótko, już osiem dni później wyruszył on w rejs do Trondheim, wraz z ciężkim krążownikiem Admiral Scheer i pięcioma niszczycielami. Dotarł tam bez przeszkód, ale krótko potem utracił oderwaną przez celną torpedę rufę. Gdy w maju płynął do Niemiec na gruntowny remont, okazało się, że wojenne szczęście nie do końca go jednak opuściło.
W lutym 1942 r. kryptolodzy z ośrodka w Bletchley Park potrafili w wielu przypadkach odczytywać przechwytywane niemieckie szyfrogramy niemal na bieżąco. Najlepiej radzili sobie z siecią łączności Luftwaffe, dzięki czemu Admiralicja dowiedziała o planowanym wzmocnieniu jej sił w południowo-zachodniej Norwegii tego samego dnia, co adresaci. Mogło to oznaczać przerzucanie tam kolejnych po pancerniku Tirpitz dużych jednostek Kriegsmarine i Centrum Wywiadu Operacyjnego OIC (Operational Intelligence Centre) Royal Navy potwierdziło tę ewentualność 18 lutego, dodając, że najpewniej chodzi o Prinza Eugena, krążownik ciężki Admiral Scheer i lekki Köln. Informacja ta bazowała m.in. na ustaleniu, że dwa dni wcześniej trzy torpedowce 2. Flotylli otrzymały rozkaz opuszczenia Helgolandu i skierowania się do Trondheim, gdzie miały patrolować wejście do portu.
Rankiem 19 lutego siły główne Home Fleet (pancernik King George V, lotniskowiec Victorious, krążownik ciężki Berwick i 7 niszczycieli) wyszły z Hvalfjordu na Islandii i skierowały się ku wybrzeżom Norwegii. Celem rejsu był atak na Tromso (operacja „EO”, miał nastąpić 22 tm.), jednak dowódca formacji, adm. John Tovey, otrzymał nazajutrz przed południem informację, że wszystko wskazuje na bardzo rychłe przejście, być może w dniu dzisiejszym, jednostki lub jednostek [ciężkich wroga] z Niemiec do Trondheim. W tym czasie analiza natężenia ruchu w eterze wskazywała na to, że Niemcy wyruszyli, więc nad Morze Północne zostały wysłane dodatkowe samoloty zwiadowcze. Krótko przed południem 21 lutego jeden z nich wykrył dwa duże i trzy mniejsze okręty niedaleko Jutlandii, idące na północ. Kiepska pogoda uniemożliwiła śledzenie (według jednego z opracowań samolot został zestrzelony przez niemieckie myśliwce), ale liczyło się potwierdzenie informacji z dekryptażu. W nowej sytuacji atak na Tromso został odwołany, a płynący już ku temu portowi zespół uderzeniowy (Victorious, Berwick i 4 niszczyciele) skierowany ku półwyspowi Stadlandet (miał 23 lutego o godzinie 1.00 znaleźć się w odległości 100 Mm od niego; między Stavangerem i Alesundem, stanowi umowną granicę Morza Północnego i Norweskiego). Za nim podążał King George V, eskortowany przez pozostałe niszczyciele.
Choć kryptolodzy nie potrafili odczytać połowy przechwytywanych wówczas szyfrogramów Kriegsmarine (były przeznaczone dla wyższych oficerów i stąd dodatkowo kodowane), sztabowcy Admiralicji wiedzieli, że na morzu jest adm. Otto Ciliax, dowódca jej sił ciężkich, z co najmniej dwoma krążownikami, trzema niszczycielami i grupą torpedowców. Nietrudno było domyślić się podstawowego kursu i prędkości – założono, że są to średnio 24 w – jego formacji. Ponieważ wspomniany samolot został zauważony, przyjęli, że przeciwnik skieruje się do baz w ujściu Łaby. Wieczorem okazało się jednak, że byli w będzie, bo z Bletchley Park nadeszła wiadomość następującej treści: Dwa krążowniki i 5 niszczycieli weszły do Skudenesfjordu (leży on między Stavangerem i Haugesundem, na południe od Bergen), a ich dalszy rejs do Trondheim nastąpi w nocy z 22 na 23 lutego.
Rano 22 lutego formacja Ciliaxa, którą oprócz Prinza Eugena i Admirala Scheera tworzyły niszczyciele Friedrich Ihn, Richard Beitzen, Paul Jacobi, Hermann Schoemann i Z25, opuściła Bergen. Została wykryta z powietrza po południu i zaatakowana przez dwie fale uzbrojonych w torpedy dwupłatowych Albacore’ów z Victoriousa, należących do 817. i 832. Dywizjonu FAA (dziesięć maszyn w pierwszej i siedem w drugiej). Naloty nie przyniosły żadnego sukcesu, a trzy z nich zostały zestrzelone (zginął komplet lotników). Wcześniejsze próby odnalezienia Niemców przez torpedowe Beauforty Coastal Command nie powiodły się, również samoloty pokładowe nie miały szczęścia (dwa wysłane na zwiad przepadły w zamieci). Wobec tego Tovey rozkazał swoim okrętom skierować się do Scapa Flow, dotarły tam wieczorem 23 lutego.
Zasadzka
To, że do Trondheim zawinął tego dnia tylko jeden z krążowników Kriegsmarine, było zasługą brytyjskiej broni podwodnej. Dowodzący nią adm. Max Horton tak jak Tovey otrzymywał na bieżąco informacje będące rezultatem żmudnej pracy kryptologów i one właśnie, w połączeniu z trafnymi wnioskami co do trasy, jaką będzie poruszać się zespół Ciliaxa, pozwoliły mu odpowiednio rozstawić podlegające mu jednostki. Były nimi Trident, Tuna, Unbending i należący do floty Wolnych Francuzów Minerve. Ten pierwszy był okrętem, który odnosił największe sukcesy na północnych wodach. Miał za sobą 23 patrole, z których najbardziej udane były te między sierpniem a listopadem 1941 r., kiedy to operował na Morzu Norweskim, korzystając z rosyjskiej bazy Polarnyj – w tym czasie zatopił niemieckie frachtowce Ostpreussen (3030 BRT), Donau II (2931 BRT) i Bahia Laura (8561 BRT) oraz pomocniczy ścigacz okrętów podwodnych UJ 1213. Jego dowódcą był od kwietnia 1940 r. kpt. mar. Geoffrey M. Sladen (1904-85), odznaczony za te zasługi bojowe Orderem Zaszczytnej Służby (DSO). Wśród kolegów w „branży” słynął on z zupełnie nietypowego jak na Anglika temperamentu, przełożeni cenili natomiast to, że ten zapalczywy rugbysta (grał nawet w reprezentacji Anglii) nigdy nie odpuścił okazji do ataku (mniej im się podobało szastanie torpedami – Sladen rzadko odpalał mniej niż cztery). Dalekie od dżentelmeńskich maniery i skłonność do dużego ryzyka nie czyniła go lubianym przez podwładnych, którzy jednak musieli przyznać, że dowódcy – zgodnie z jego niezachwianą wiarą – szczęście faktycznie sprzyja.
Rankiem 19 lutego Trident opuścił Lerwick na Szetlandach, kierując się w rejon na południowy zachód od Trondheim. Nie miał tam łatwego życia, bo został zaatakowany przez niemieckie ścigacze okrętów podwodnych i wybuchy zrzuconych przez nie bomb głębinowych spowodowały sporo drobnych awarii mechanizmów. Na swoje szczęście Sladen miał w załodze doświadczonego i upartego oficera mechanika, por. Thomasa Maxwella (awansował on po wojnie na kadm., był w latach 1965-67 szefem pionu szkolenia Royal Navy), który ze swoimi ludźmi potrafił znaleźć sposoby, by okręt nie musiał przedwcześnie wracać do bazy. Pozycja, na której miał czatować Trident, była tak dobrze wyliczona w sztabie Hortona, że 23 lutego Niemcy praktycznie weszli Sladenowi pod wyrzutnie. O godzinie 5.51 zobaczył on z pomostu kiosku niewyraźny kształt w namiarze 252 stopni i wkrótce w polu widzenia pojawiły się sylwetki dwóch dużych jednostek, z których idącą na przedzie rozpoznał jako pancernik „kieszonkowy”, a tylną jako krążownik. Przed dziobem pierwszej z nich płynął niszczyciel, dwa inne podążały z boków kolumny (w rzeczywistości były dwa, Hermann Schoemann i Z25, reszta utraciła kontakt z formacją w nocy z powodu złej widzialności).
Sladen z miejsca zdecydował, że wystrzeli salwę ze wszystkich sprawnych wyrzutni czyli sześć z rur wewnętrznych oraz jedną z zewnętrznej nr 8 (Trident należał do pierwszej grupy jednostek typu T, uzbrojonych w cztery wyrzutnie zewnętrzne „jednorazowe” wycelowane w przód: parę w górnej części dziobu i parę po bokach kiosku).
O godzinie 6.02, gdy odległość między pozostającym na powierzchni Tridentem i okrętami nieprzyjaciela wynosiła około 1800 m, rozkazał odpalić pierwszą. Po wystrzeleniu trzeciej uznał, że trzeba zejść pod wodę i dał sygnał do zanurzenia. Zamykając właz usłyszał eksplozję, kolejna nastąpiła 30 sekund później. Znalazłszy się w centrali dopiero po dłuższej chwili zauważył, że na tablicy służącej do przekazywania komend ogniowych pali się lampka „stop”. Było już za późno, by wznowienie odpalania miało sens, więc trudno się dziwić, że Sladen wpadł we wściekłość. Winnym tego stanu był obsługujący tablicę, niedostatecznie wyszkolony marynarz, który nacisnął stosowny guzik usłyszawszy komendę „zanurzenie”. Żaden z oficerów, zajętych pilnowaniem jej realizacji, nie zwrócił na to uwagi.
O godzinie 6.07 operator hydrofonu zameldował dowódcy, że śruby jednego z okrętów zwalniają, a potem cichną. Po dwóch minutach któryś z niszczycieli zbliżył się do Tridenta, ale spodziewany kontratak nie nastąpił. Już pół godziny potem wokół brytyjskiego okrętu panowała kompletna cisza, więc Sladen wydał rozkaz wyjścia na powierzchnię i wysłania raportu do dowództwa, w którym podał, że zaatakował Niemców na pozycji 63°12’N-07°00’E i uzyskał na pewno jedno trafienie. Reszta patrolu przebiegła bez godnych odnotowania wydarzeń, 19 marca jego okręt zawinął do Holy Loch. Pechowy marynarz musiał natychmiast zmustrować, natomiast Sladen zdał komendę i zajął się tworzeniem tajnej jednostki brytyjskich płetwonurków (opracował m.in. skafander dla nich). 16 czerwca otrzymał wstęgę do swojego DSO za to, czego dokonał niecałe cztery miesiące wcześniej czyli poważne uszkodzenie Prinza Eugena. (Kolejnym, czwartym już dowódcą Tridenta został por. Arthur A. Hezlet [1914-2007], późniejszy as brytyjskiej broni podwodnej, wsławiony zatopieniem japońskiego krążownika ciężkiego Ashigara – dokonał tego na HMS Trenchant, 8 czerwca 1945 r.)
W swoim meldunku Sladen nie pomylił się – jedna z torped Tridenta była faktycznie celna. Uderzyła w samą końcówkę rufy krążownika, odrywając ją i sprawiając, że uszkodzona część konstrukcji do wręgi nr 6 (znajdowała się ona tuż przed trzonem steru) opadła, blokując płetwę, wychyloną w tym momencie o 10 stopni, bo okręt wykonywał zwrot w prawo. Ponieważ atak nie został w ogóle zauważony, z krążownika został nadany meldunek o wpadnięciu na minę. Okręt na wszelki wypadek zastopował, a gdy okazało się, że może nadal płynąć o własnych siłach, ruszył dalej. Zakotwiczył w Lofjordzie, na północny wschód od Trondheim, obok Admirala Scheera. Już 24 lutego rozpoznawczy Spitfire zdołał wykonać zdjęcie, które potwierdzało informację o uszkodzeniu jego rufy, uzyskaną przez kryptologów.
W następnych tygodniach ekipy ze statku warsztatowego Huascaran odcięły cały „nawis”, wzmocniły najbliższą gródź i przymocowały do niej trzony dwóch sterów o dużo mniejszych płetwach, które było można obracać ręcznie, za pośrednictwem dużego kabestanu, przymocowanego do pokładu rufowego. W tym samym czasie opracowywano plany dwóch operacji: „Zauberflöte” (taki kryptonim nadano rejsowi powrotnemu Prinza Eugena do Niemiec) i „Walzertraum” (jednoczesny rejs Lützowa do Trondheim). (Były to odpowiednio tytuły opery z muzyką W. A. Mozarta – „Czarodziejski flet” i operetki Oscara Straussa – „Czar walca”.)
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia Spec 5/2012