Ucieczka kutrów z Helu

 


Robert Niczko


 

 

 

Ucieczka kutrów z Helu

 



Po miesiącu twardej i zaciętej obrony, na naradzie sztabowej 1 października 1939 roku zapadła decyzja o kapitulacji Helu. Podejmując ją kadm. Józef Unrug wyraził jednocześnie zgodę na podjęcie prób ucieczki przez zdecydowanych na to oficerów i marynarzy.



 

 


Przygotowania do ucieczki przebiegały w dość specyficznej atmosferze. Frustracja związana z mającym nastąpić nazajutrz poddaniem się wrogowi (wielu oficerów – szczególnie młodszych – zdecydowanie przeciwstawiała się tej decyzji), w połączeniu z psychicznym odreagowaniem po miesiącu ciężkich walk, gdy obrońcy byli regularnie bombardowani z morza i powietrza, spowodowały pewne rozprężenie wśród przygotowującego się do kapitulacji wojska. Jak wynika z relacji ówczesnego kapitana łączności Jerzego Milisiewicza (organizatora udanej ucieczki na kutrze pościgowym Batory), zjawisko to wystąpiło również wśród planujących podobną operację oficerów. Raczyli się oni alkoholem (między innymi spirytusem używanym do napędu torped), krytykowali decyzję o kapitulacji podjętą przez dowództwo, a gra w pokera była dla nich chwilami ważniejsza, niż planowanie detali związanych z ucieczką. Do pijących wódkę i grających w karty oficerów docierały co pewien czas odgłosy pojedynczych wystrzałów karabinowych, dochodzące z portu i z wioski – typowy przejaw występującego w takiej sytuacji rozprężenia. Trudno się więc dziwić, że przebiegające w takiej atmosferze próby uruchomienia silnika kutra dozorowego Kania, na którym planowano ucieczkę, skończyły się nieefektywnym spuszczeniem sprężonego powietrza koniecznego do puszczenie go w ruch. Krótka relacja, którą usłyszałem od syna jednego z uczestników ucieczki potwierdza w jakimś sensie opis atmosfery bezpośrednio poprzedzającej ucieczkę, podany przez Milisiewicza. Tak więc ojciec znajomego, mający początkowo uciekać Batorym, gdy zobaczył w jakim stanie jest jego załoga, postanowił przesiąść się na jeden z kutrów. Sytuacje opisane wyżej zdarzały się, jednak nie należy wysnuwać z tego zbyt daleko idących wniosków. Po miesiącu niemalże codziennego zaglądania śmierci w oczy, takie odreagowanie było chyba zupełnie naturalnym odruchem. Zjawisko pijaństwa nie osiągnęło zresztą przesadnych rozmiarów, skoro to właśnie Batory, którego załoga miała być w tak „kiepskim” stanie, przedarł się przecież przez linię blokady niemieckiej i dotarł szczęśliwie do Gotlandii. Innym dowodem przeczącym nadmiernemu rozpasaniu, jest fragment relacji ówczesnego kpt. mar. rez. Mieczysława Jacynicza, który tak opisuje atmosferę na kutrze w trakcie ucieczki: Mimo zdenerwowania, na kutrze panowała idealna zgoda i dyscyplina. Trzeba sobie również zdawać sprawę z tego, że podejmowanie próby tej ucieczki było przedsięwzięciem bardzo ryzykownym, które koledzy uciekinierów określali jako szaleństwo i włażenie śmierci w ramiona, tak więc wypicie w tej sytuacji kilku „głębszych” przed niebezpieczną wyprawą nie powinno nikogo dziwić. Pomimo tego, że już po wyruszeniu w drogę na uciekających jednostkach panowała dyscyplina, to jednak same przygotowania do odpłynięcia odbywały się w atmosferze pewnego bałaganu. W tym zamieszaniu swoją odpowiedzialną postawą pozytywnie wyróżniał się ppor. rez. Michał Niczko i on też został wybrany dowódcą jednego z kutrów. Nie tylko jednak zaufanie, które swoją postawą budził, zadecydowało o jego wyborze na to stanowisko – był on w cywilu doświadczonym kapitanem marynarki handlowej i w tej sytuacji oczywistym kandydatem do dowodzenia kutrem, którym trzeba było nawigować w nocy. Dowódcą drugiego kutra został kmdr por. Stefan de Walden, który był dotąd szefem komunikacji obrony Helu, a przedtem dowódcą zatopionego 3 września w Helu niszczyciela Wicher.

 
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 10/2010

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter