U-501 – pierwszy sukces Kanadyjczyków

U-501 – pierwszy sukces Kanadyjczyków

Wojciech Holicki

Marynarka wojenna Kanady, od początku II wojny światowej walcząca u boku Royal Navy, była sojusznikiem gorliwym, ale mało przydatnym. Włączenie jej do operacji eskortowych w środkowej części północnego Atlantyku, wymuszone przez pojawianie się U-Bootów na coraz odleglejszych wodach, przyniosło Kanadyjczykom pierwszy sukces we wrześniu 1941 roku. To, co stało się krótko po tym, jak U-501 wyszedł na powierzchnię, było jednym z najbardziej niezwykłych wydarzeń podczas zmagań z okrętami podwodnymi Kriegsmarine.

Konwój SC-42 opuścił port Sydney, leżący na wyspie Cape Breton w kanadyjskiej prowincji Nowa Szkocja, 30 sierpnia 1941 roku. Tworzyły go 64 statki (w tym polskie Wigry i Wisła), ustawione w 12 kolumn. Konwój na morzu tworzył prostokąt szerokości niemal trzech i długości ponad mili. By dotrzeć do portu docelowego, którym był Liverpool, musiał przepłynąć ponad 2300 mil morskich, co – przy zakładanej przeciętnej prędkości siedmiu węzłów – oznaczało, że dotrze na miejsce w połowie września. Na początkowym odcinku trasy osłaniały go 3 korwety, których obowiązki, w punkcie położonym na południowy zachód od Grenlandii, przejęła 2 września kanadyjska 24. Grupa Eskortowa: niszczyciel Skeena, flagowiec jej dowódcy kpt. mar. Jamesa C. Hibbarda oraz korwety Alberni, Kenogami i Orillia. Tylko ten pierwszy okręt, służący w Royal Canadian Navy od 10 lat, należał do weteranów bitwy o Atlantyk. Orillia weszła do służby w listopadzie 1940 roku, należała wcześniej do bazującego w Halifaksie zespołu eskorty lokalnej i po raz pierwszy miała pokonać trasę Sydney – Islandia. Pozostałe dwie korwety, przejęte przez RCN w pierwszej połowie roku i dowodzone przez żółtodziobów z marynarki handlowej, weszły w skład 24. GE w lipcu i również debiutowały na tak długiej trasie. Biorąc pod uwagę, że nie dane mu było nawet bliżej poznać podwładnych, Hibbard miał pełne prawo obawiać się ciężkich strat, w razie przechwycenia konwoju przez „wilcze stado”.

W Admiralicji starano się, by Niemcy „przegapili” i SC‑42. Dzięki odczytywaniu ich szyfrogramów, Brytyjczycy wiedzieli o linii patrolowej rozstawionej na południowy zachód od Islandii i wytyczyli „objazdy” dla ON-10, ON-11, SC-41, HX-146 i HX-147. Gdy U-Booty nie natrafiały na łup, admirał Dönitz rozkazał „rozciągnąć” pikietę, co również zostało ustalone przez wywiad i pozwoliło na wykonanie uników przez kolejne 3 konwoje. Przesunięcie „wilczego stada” o kryptonimie „Markgraf” o 150 mil morskich na zachód sprawiło, że SC-42 nie uniknął wykrycia.

Pierwszą ofiarą podwładnych Dönitza został załadowany fosfatami maruder Empire Springbuck (5591 BRT, z 39-osobowej załogi nie przeżył nikt) – posłał go na dno rankiem 9 września U 81. Nazajutrz konwój został wypatrzony z U 85, który wysłał odpowiedni sygnał, a potem zaatakował, ale bez powodzenia. Hibbard niewiele mógł zrobić, gdy w nocy z 9 na 10 września Niemcy rozpoczęli uderzenie. Pierwszy, o godz. 2.30, zaatakował U 432, wystrzeliwując 4 torpedy wycelowane do trzech statków – dwie były celne i na dno poszedł z całą załoga brytyjski Muneric (5229 BRT), a Kenogami ledwie uniknął jego losu. Dwie godziny później U 652 wpakował po torpedzie w zbiornikowiec Tahchee (6508 BRT) i parowiec Baron Pentland (3410 BRT). Oba zostały opuszczone przez załogi, ale po pewnym czasie marynarze wrócili na pierwszy z nich, gasząc pożar. Szukająca rozbitków Orillia wzięła go na hol, który można było rzucić, gdy mechanicy uruchomili maszynę. Korweta zabrała na pokład załogę Barona Pentlanda (statek został dobity dopiero 19 września przez U 372), zatankowała z Tahchee i dzięki temu bez problemu dotarła z nim 15 września na Islandię. Ponieważ ta akcja oznaczała poważne osłabienie eskorty konwoju (Hibbard długo nie miał o tym pojęcia, bo na Orilli nie działała radiostacja…), jej dowódcy „dostało się” od przełożonych. Potem jednak uznano, że uratowanie statku z tak cennym ładunkiem należy docenić, więc kpt. mar. Briggs został odznaczony Krzyżem Zaszczytnej Służby (DSC).

Między godz. 7.00 i 10.00 SC-42 został uszczuplony jeszcze o 3 statki przez U 432 i U 81. Po południu kolejny padł ofiarą U 85. Wiadomo było, że w pobliżu są jeszcze inne U-Booty, więc 24. Grupa Eskortowa potrzebowała wsparcia i to jak najszybciej.

Nauka w marszu

W chwili wybuchu II wojny światowej, kanadyjska marynarka wojenna, istniejąca samodzielnie od 1911 roku, miała 6 niszczycieli, 5 trałowców i 2 okręty szkolne, a jej stan osobowy tworzyło 145 oficerów oraz 1674 podoficerów i marynarzy. Na wybrzeżu atlantyckim istniała jedna baza, w Halifaksie. Kanadyjski przemysł stoczniowy miał niewielkie możliwości, a nowe okręty widziano w roli obrońców portów i szlaków przybrzeżnych, dlatego w styczniu 1940 roku rząd w Ottawie podjął decyzję o zamówieniu 92 jednostek: 64 korwet i 28 trałowców typu Bangor. Konsekwencje blitzkriegu (wojny błyskawicznej) w Europie Zachodniej sprawiły, że jesienią program rozbudowy Royal Canadian Navy został mocno rozszerzony – Kanadyjczycy zdecydowali się przejąć 7 niszczycieli z 50 otrzymanych przez Wielką Brytanię od USA, a także zacząć budować statki.

Korwetom nadawano nazwy miast w ich kraju. Pierwszą wprowadzoną do służby była więc HMCS Collingwood – stosowna ceremonia miała miejsce 9 listopada 1940 roku. Pod koniec tegoż miesiąca RCN zasiliły jeszcze Orillia i Cobalt, a w grudniu doszła Chambly. Czwórka ta została wysłana do Halifaksu i do wiosny 1941 roku wykonywała zadania patrolowe i eskortowe na pobliskich wodach. Jeden z członków załogi Collingwood, który po kursie specjalistycznym nie wrócił już nigdy na korwetę, wspominał je jako najgorsze 5 miesięcy w jego ponad 28-letniej służbie w marynarce kanadyjskiej, bo każde wyjście w morze oznaczało, że będzie „chwiejnie, zimno i mokro”. Trudno się jednak temu dziwić, skoro punkt wyjścia przy opracowywaniu projektu tego okrętu stanowił kuter wielorybniczy, a „produkt” z założenia miał być prosty, tani i nadający się do tego, by zbudowała go w niewiele miesięcy nieduża, przeciętnie wyposażona stocznia.

Tempo realizacji zamówień było wysokie – pod koniec 1940 roku z pierwotnej grupy 64 zwodowane zostały już 44 korwety. Problem polegał na tym, że zdecydowana większość powstała w stoczniach nad Rzeką Świętego Wawrzyńca, która na zimę zamarza. Gdy puściły lody, w kwietniu 1941 roku RCN przejęła 5 okrętów, w maju 20 (było wśród nich 10 „oddanych” przez Royal Navy), a w czerwcu 9. Ten niezwykły boom spowodował ogromne problemy kadrowe, bo już obsadzenie eks-amerykańskich niszczycieli wyczerpało skromny „zapas” rezerwistów.

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 3-4/2018

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter