Targets Creators Camp Weller 16
Grzegorz Zając
W dusznym i wypełnionym papierosowym dymem pomieszczeniu, w kompletnej ciszy, siedziało pięciu mężczyzn. Za zamkniętymi i zasłoniętymi oknami dogasał leniwie dzień. W okolicznych domach po kolei przygasały resztki świateł, oznajmiając światu koniec kolejnego dnia wojny i wszechobecnego zaciemnienia.
Pomimo późnej pory na twarzach zebranych widać było skupienie i gotowość. Spotykali się już w tym gronie wielokrotnie, ale dzisiaj, wbrew rutynie, nie spędzą nocy w swoich niewygodnych łóżkach. Dzisiejszej nocy Zryw, Ostroga, Hatrak i Rosomak, czterej Cichociemni, ubrani w kombinezony ochronne pod które założą cywilne ubrania, z niewielkiego lotniska we włoskim Campo Casale, na pokładzie Liberatora 1586 Eskadry PAF z polską załogą, wyruszą w drogę do objętego okupacją kraju. Wśród wielu otrzymanych instrukcji jedna wydaje się wymagać szczególnego poświęcenia: pod żadnym pozorem i kategorycznie nie wolno kontaktować się im z rodziną i znajomymi. Razem będą realizować kolejny przerzut środków w ramach operacji lotniczej Weller 16: 12 zasobników i 6 paczek ze sprzętem, 270 000 dolarów i 13 000 dolarów w złocie. Ich zadaniem jest również wsparcie i szkolenie żołnierzy Armii Krajowej. Planowana placówka odbiorcza „Klosz" znajdowała się w bliskości Przybyszewa, około 20 km od Grójca. Była noc z 30 kwietnia na 1 maja 1944 roku.
Dzisiaj o tym wydarzeniu przypomina niewielki monument z tablicą pamiątkową i krzyżem, umieszczony przy drodze dojazdowej do Fort Pacew – Military Training Center, strzelnicy znajdującej się na terenie byłej jednostki wojskowej wojsk radiolokacyjnych. To właśnie na tej strzelnicy przez kolejne dni odbywać się będą zajęcia strzeleckie w ramach CAMP WELLER 16, obozu szkolno-treningowego organizowanego przez Targets Creators (TC), firmę, której działalności i linii produktów TCGEAR nikomu przedstawiać nie trzeba.
Dla mnie osobiście każdy camp (a mam ich za sobą już cztery) to doskonały moment na szlifowanie warsztatu strzeleckiego, motoryki, planowania i pracy zespołowej – elementów krytycznych do podążania wyznaczaną przez grono instruktorów TC ścieżką Taktycznego Strzelca Sportowego czyli SportTac. Tym, co powoduje, że daty campów mam zawsze na sztywno zapisane w kalendarzu (czytaj: wydarzenia nienegocjowalne), to świetne przygotowanie metodyczne instruktorów TC, byłych operatorów JW Grom, JW Formoza i JWK – wysoki poziom planowania i realizacji oraz, czego nie ukrywam, osadzenie scenariusza campu w realiach historycznych, aby samodoskonaleniem pielęgnować pamięć o Armii Krajowej i godnie upamiętniać jej bohaterów.
Program CAMP WELLER 16 został podzielony na cztery bloki programowe: Riverine Operations/Kayak Shooting, Personnel Recovery/CQB Shooting, ContactPoint/Concealed Weapon Shooting oraz PID/270 Degree Shooting.
Program campu na bogato, jak zwykle przepalonego czasu będzie niewiele – ale to nie znaczy, że braknie przestrzeni, aby złapać się z długo niewidzianymi kumplami. Myśli co chwilę uciekają już do kolejnych punktów campu, ale skupić się trzeba, jak zawsze, tu i teraz. A jak i w życiu, tak i na campie Matki słuchać trzeba. Z czterech miast, w których działają Teamy Strzelectwa Taktycznego TC, na czas obozu formowane są dwie drużyny: Północ (Trójmiasto i Warszawa), której prowadzącym jest Kaczy (JW Grom) oraz Południe (Poznań i Wrocław) z prowadzącym Modim (JWK).
Zeszłoroczny camp zakończył się również sportową rywalizacją strzelecką, w której zwyciężył team warszawski, a puchar wręczał zwycięskiemu teamowi prezes jednego z okręgów AK. W tym roku w programie ani słowa o zawodach – za to na niedzielę przygotowywana jest niespodzianka. Nie lubię niespodzianek... I jak to – nie będziemy bronić tytułu? Z krótkiej zadumy wyrywa mnie dźwięk mojego imienia i nazwiska. Matka wywołuje mnie na środek – na tej edycji campu będę odpowiedzialny dodatkowo za zabezpieczenie medyczne. Krótko omawiam zasady, przypominając też, że staza taktyczna w folii i w plecaku nie jest gotowa do natychmiastowego użycia. Od tego momentu moim stałym towarzyszem w trakcie wszystkich zajęć będzie zasobnik z wyposażeniem medycznym, starannie przemyślany i przygotowany przed wyjazdem na obóz.
Dzień 1 – Kajaki
Zaczynamy od teorii... przemieszczania się kajakiem. Kajak taktyczny? Zaraz, zaraz – przecież to takie nie tacticool. Pływanie kajakiem jest proste, siadasz, bierzesz wiosło i dalej przed siebie ze śpiewem na ustach. Szybko okazuje się, że weekendowe wypady na Brdę, Wisłę lub Wartę mają się nijak do tego jak spędzimy kilka następnych godzin. Po pierwsze – działanie zespołowe, utrzymanie kajaków w formacji, utrzymanie prędkości i sprawne manewry przybijania do brzegu, zabezpieczania miejsca lądowania, wysadzania i podejmowania desantu oraz ładunku. Po drugie – sprawne nawigowanie i wzajemne odnajdywanie się rozdzielonych elementów formacji. A po trzecie i najważniejsze – bezpieczeństwo. Pierwsze szlify w operowaniu kajakiem z ładunkiem na wąskiej i rwącej rzece mam już na szczęście za sobą – dwukrotnie w trakcie zawodów Lekka Piechota oraz w trakcie wakacyjnych kilkudniowych wypraw z synem, ale czy to wystarczy? Zajęcia teoretyczne kończymy zaplanowaniem osad kajaków i podziałem zadań w formacji. Uśmiechów już zdecydowanie mniej, milkną żarty, pojawia się też wszechobecny dreszczyk emocji i niepewności, ale to właśnie tygrysy lubią najbardziej. Schodzimy nad wodę. Zamiast broni palnej, zamkniętej w magazynie broni, do ćwiczeń posłużą nam repliki ASG, wiernie imitujące oryginały. Kajaki szybko udzielają nam zasadniczej lekcji pokory. I znowu, po pierwsze – wyposażenie indywidualne: jak je założyć, z jakich jego elementów świadomie zrezygnować, jak założyć kamizelkę asekuracyjną, jak operować repliką karabinka i wiosłem jednocześnie, tak aby żadnego z tych cennych przedmiotów nie pozostawić na zawsze na dnie Pilicy. Po drugie – jak rozmieścić ładunek i operatorów w kajaku tak, aby utrzymać jego sterowność. Maku (JW Formoza), człowiek o niepowtarzalnym wręcz spokoju i poczuciu humoru, z którego twarzy nigdy nie znika uśmiech, szybko pokazuje nam kilka prostych rozwiązań zapobiegających zgubieniu wiosła i cennego ekwipunku. Jesteśmy gotowi – przed nami 6 godzin ćwiczeń na wodzie.
Faktycznie – kolejne kilka godzin mija bardzo szybko. Czas wypełniony powtórzeniami ćwiczeń i zgrywaniem pomiędzy zespołami kajaków. Podziwiam upór instruktorów TC, którzy siłą spokoju i celnymi wskazówkami stopniowo eliminowali nasze błędy. Handi (JW Formoza) i Robson (JW Grom) każdorazowo kontrolują manewry zabezpieczenia, przybicia do brzegu i rozładunku oraz załadunku kajaków. Tę sztukę musimy opanować w stopniu co najmniej zadowalającym. Krok po kroku, powtórzenie za powtórzeniem, pomimo narastającego zmęczenia, manewry stają się sprawniejsze i pewniejsze, aż mocno przemoczeni słyszymy komendę do powrotu. Opuszczając przystań przypominaliśmy nieskoordynowaną niedzielną wycieczkę – wracaliśmy do niej już w zwartej formacji. Uderzając raz po raz miarowo w wodę wiosłem, cały czas zadawałem sobie pytanie – jaką niespodziewaną atrakcję niedzielę przygotował zespół instruktorski Target Creators? Po głowie chodziły mi wciąż opowieści kolegów z jednego z obozów letnich, gdzie po niewinnym wezwaniu na odprawę wszyscy, bez opcji wycofania się po sprzęt, z tym, co mieli przy sobie, zostali zaproszeni na nocne bytowanie w lesie…
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 5-6/2025
