Tallińska epopeja ORP Orzeł we wrześniu 1939 r.
Peedu Sammalsoo
Tallińska epopeja ORP Orzeł
we wrześniu 1939 r.
W ciągu miniowych dziesięcioleci wydarzenia te zostały przedstawione w licznych publikacjach i w różnych językach, głównie w Polsce, ale także w Estonii. Mimo to, do dziś pozostaje do wyjaśnienia wiele niejasnych momentów z nimi związanych, zarówno charakteru ogólnego, jak i dotyczących faktycznego przebiegu wydarzeń. Problem w tym, że do dzisiaj w zasobach Narodowego Archiwum Estonii nie zostały odnalezione teczki dotyczące śledztwa w sprawie ucieczki okrętu podwodnego ORP Orzeł, w których zgromadzono odpowiednie dokumenty. Panuje opinia, że spłonęły one w marcu 1944 r., podczas bombardowania Tallinna przez radzieckie lotnictwo. Wówczas bowiem ucierpiała m.in. część zasobów archiwum.
Dlatego kompleksowe przedstawienie tych wydarzeń w oparciu o estońskie źródła dokumentalne jest bardzo utrudnione. W różnych zasobach archiwum można się natknąć na pewne materiały, ale w oparciu o nie nie można odtworzyć pełnego obrazu tego co się zdarzyło. W kolejnych dziesięcioleciach, w różnych wydawnictwach emigracyjnych został opublikowany szereg wspomnień uczestników tych wydarzeń. Ale jak wszystkie wspomnienia, są one często subiektywne, jak i sprzeczne. Mimo to, spróbujemy w oparciu o istniejące dane przedstawić wydarzenia związane z ucieczką okrętu podwodnego ORP Orzeł „oczami” strony estońskiej.
Na początku pojawia się pytanie: dlaczego okręt podwodny w ogóle przypłynął do Tallinna ? W ogólnym zarysie można na nie odpowiedzieć w sposób następujący. Począwszy od początku lat dwudziestych ubiegłego wieku między siłami zbrojnymi Polski i Estonii zaczęła się ścisła współpraca wojskowa. Rozciągało się to również na siły morskie. Zwłaszcza w latach trzydziestych zwiększyła się częstotliwość wizyt oficjalnych i roboczych polskich okrętów w portach Estonii i ich operowania na estońskich wodach terytorialnych. Jako przykład można przytoczyć ostatni pokojowy miesiąc przed wybuchem drugiej wojny światowej – sierpień 1939 r. Tylko w tym miesiącu porty Estonii Kuressaare, Piarnu, Rochukiula, Paldiski, Tallinn, Narwa i zatokę Tagałacht na wyspie Saaremaa odwiedziły polskie okręty ORP Smok, ORP Rybitwa i ORP Mewa.
Te kontakty między polskimi i estońskimi marynarzami sprzyjały nawiązywaniu przyjacielskich stosunków. Także we wrześniu 1939 r., mimo zmiany ogólnej sytuacji polityczno-militarnej w rejonie Morza Bałtyckiego, Polacy mieli nadzieję na porozumienie i przyjazne przyjęcie. Pośrednio można to odczytać z osobistego listu Henryka Kłoczkowskiego do generała Johannesa Lajdonera z 18 października 1939 r. W szczególności w liście było powiedziane, że ... będąc zaproszonym do Pana domu, jako jeden z dowódców okrętu podwodnego podczas naszego pobytu w Tallinie w 1935 roku, wynieśliśmy ze sobą tak dużo serdeczności i przyjaźni.
14 września 1939 r. wieczorem, mniej więcej o godzinie 21:30 okręt podwodny ORP Orzeł przypłynął pod wyspę Naissaar, znajdującą się na zachodniej stronie redy tallińskiej i otrzymał pozwolenie na wejście do Tallinna.
Ale do dziś nie jest jasne z kim okręt się kontaktował i kto wydał pozwolenie na wejście do portu. Z niektórych wspomnień rysuje się bardzo dziwny obraz.
Służba pilotowa starego portu handlowego wykryła przy wejściu do portu jednostkę będącą w ruchu i wysłała jej naprzeciw swoją motorówkę z pilotem. Wyjaśniło się, że to nie jest statek handlowy, a okręt podwodny, o czym natychmiast została poinformowana Marynarka Wojenna.
15 września o godzinie 1:00 szef Sztabu Marynarki Wojennej Estonii kmdr Rudolf Linnuste rozkazał komendantowi portu wojennego kmdr. ppor. Mihkelowi Kovameesowi wypłynąć motorówką na redę na „tajemniczy” okręt i pozostać na nim aż do otrzymania dodatkowych dyspozycji i nie pozwolić mu odpłynąć z redy. Kovamees popłynął motorówką MP Nr 10. ORP Orzeł stał na kotwicy w odległości pięciu kabli na NW od północnego mola starego portu. Na okręcie paliły się światła kotwiczne. Przy lewej burcie znajdowała się szalupa, w której członkowie załogi czymś się zajmowali.
Po podpłynięciu Kovamees po angielsku przedstawił się i poprosił o pozwolenie podpłynąć do burty i wejść na pokład. Pozwolenie zostało wydane. Na pokładzie przedstawił się on dowódcy okrętu kmdr. Henrykowi Kłoczkowskiemu. Ten odpowiedział mu po rosyjsku i zaprosił do mesy oficerskiej. Tam przedstawiono mu pozostałych oficerów.
Według wyjaśnień Kłoczkowskiego, silnik ma niewielkie uszkodzenie, a on sam jest chory i dlatego pragnie trafić na ląd do lekarza.
Jednocześnie zapytał się: czy okręt, zgodnie z prawem międzynarodowym, może pozostać na redzie przez 24 godziny. Na to ostatnie pytanie kmdr ppor. Kovamees odpowiedział, że nie jest upoważniony do udzielenia na nie odpowiedzi. Wtedy Kłoczkowski postawił sprawę inaczej. Czy można dostarczyć go na ląd, a okręt naprawi uszkodzenia i natychmiast odpłynie? Odpowiedź Kovameesa była następująca: proszę pozostać na miejscu i czekać na dodatkowe wskazówki z lądu dowódcy Marynarki Wojennej Estonii.
Kovamees powrócił na pokład MP Nr 10 i po odpłynięciu od ORP Orzeł pozostał w dryfie, w odległości 20–30 m od niego. Tymczasem na polskim okręcie wciągnięto na pokład szalupę, wybrano kotwicę i wyłączono wszystkie światła. ORP Orzeł dryfował i nie było na nim widać żadnego ruchu.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 5/2014