Szkolenie szkoleniem szkolenie pogania
Street Tactics
Dziś artykuł „światopoglądowy”, do tego zapewne kolejny z cyklu „kij w mrowisko” i mocno „gównoburzogenny”. Niemniej czuję, że muszę kilka słów na ten temat powiedzieć. Mowa będzie o coraz popularniejszym w naszym kraju strzelectwie obronnym. Nie mówię tu o obronności w stylu Wojsk Obrony Terytorialnej czy innych ochotników szykujących się do jakiejś formy nieregularnych działań wojennych. Mówię o strzelectwie obronnym w kontekście cywilnym.
Aby dobrze zrozumieć, czym jest cywilne strzelectwo obronne, należy odpowiedzieć sobie na kilka pytań.
Jaki rodzaj zagrożeń może mnie spotkać?
- Atak terrorystyczny – nie oszukujmy się, zamachy terrorystyczne, chociaż rozdmuchane przez media, to wciąż margines. W Polsce na ten moment całkowita fikcja. Można zatem przyjąć, że spektakularna strzelanina w galerii handlowej z jednym lub większą ilością „aktywnych strzelców” to zdarzenie dalece nieprawdopodobne. Chociaż nie niemożliwe.
- Konflikt zbrojny – prawdopodobieństwo wystąpienia takowego jest trudne do określenia. Jeżeli jednak woja się rozpocznie, to zostaniemy wtłoczeni w tryby machiny, która zadecyduje o naszym losie. Pełna szafa nowoczesnej broni oraz szkolenie podobne do żołnierzy SF na nic nam się nie zda. Nikt na podstawie certyfikatu ukończenia szkolenia w tej czy innej firmie szkoleniowej nie wcieli nas do GROM-u. Trafimy tam, gdzie mamy zapisany przydział, i będzie po zawodach. Jasne, nabytych w ten sposób umiejętności strzeleckich nikt nam nie zabierze, ale naszą prywatną broń już pewnie tak. Choć znając życie, zanim wojna wybuchnie, zostanie zapewne skonfiskowana cała prywatna broń. Pytanie, czy się w tej sytuacji przydałyby się jakiejkolwiek umiejętności poza ściąganiem spustu, „manualem” i strzelaniem zza murku?
- Zagrożenie o charakterze kryminalnym – i tu dochodzimy do czegoś, co faktycznie może nam się przytrafić, a umiejętności nabyte na takim czy innym szkoleniu mogą zadecydować o naszym losie. Polska to kraj relatywnie spokojny. Dla przykładu – w Lublinie, w którym mieszkam, w 2017 roku doszło łącznie do 588 bójek i rozbojów. W mieście, którego liczebność łącznie ze studentami zbliża się do 450 tys. mieszkańców, to niewiele. Nieco gorzej wygląda statystyka kradzieży z włamaniem. Tych było już ponad 2 tys. Nie ma się co oszukiwać. Rozbój, kradzież z pobiciem czy włamanie z pobiciem to realne zagrożenia, które mogą nas spotkać.
Czy zagrożenia, które realnie mogą mnie spotkać, kwalifikują się do użycia broni?
I tak, i nie. Wydawać by się mogło, że każdorazowo gdy ktoś na nas napada, w ten czy inny sposób gwałcąc nasze prawa, powinien liczyć się z możliwością zarobienia kulki. W praktyce obowiązują nas zasady prawa i współmierność czynów do zagrożenia. Przynajmniej w pewnym zdroworozsądkowym zakresie. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Każdy, kogo nieszczęśliwie taka sytuacja spotka, będzie musiał sam podjąć decyzję. Przed pochopną chronić mogą właściwe szkolenia. Do tego dojdziemy w dalszej części wpisu. Teraz na ochłodę nastrojów zaznaczę tylko, że w 2017 roku w całym naszym kraju w służbie kryminalnej, śledczej, prewencyjnej i wspomagającej służyło 96 013 policjantów. Zgłosili oni 18 przypadków użycia i 108 wykorzystania broni. A przecież ci ludzie codziennie pchają się w miejsca potencjalnie niebezpieczne. To daje do myślenia.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 7-8/2018