Synaj 1973
Łukasz Przybyło
Synaj 1973
Przygotowania egipskie i forsowanie Kanału Sueskiego
Wojna Jom Kippur jest jednym z najistotniejszych konfliktów zbrojnych drugiej połowy XX wieku. Był to w zasadzie pierwszy po 1945 roku konflikt, w którym dostrzec można nie tylko „odbicie” II wojny światowej, ale też ma się do czynienia z nowymi koncepcjami taktycznymi i operacyjnymi, uwzględniającymi dokonujący się w międzyczasie rozwój techniki i środków walki. Co ważniejsze, była to wojna, która rozegrała się między mniej lub bardziej równymi sobie przeciwnikami – w przeciwieństwie np. do I wojny w Zatoce Perskiej czy zmagań supermocarstw z różnego rodzaju partyzantkami. Ponadto zarówno Izrael, jak i państwa arabskie dysponowały często najnowocześniejszym uzbrojeniem. W październiku 1973 roku starło się ze sobą sześć tysięcy czołgów! Z tych powodów wojna Jom Kippur miała niezwykle daleko idące konsekwencje dla rozwoju sztuki wojennej. Jednym z przykładów może być armia amerykańska, która zszokowana rozmiarem strat oraz wielkością zużycia materiałowego sprzętu i zaopatrzenia rozpoczęła proces zmiany doktrynalnej, którego efektem końcowym była koncepcja bitwy powietrzno-lądowej, z takim sukcesem zastosowana we wspomnianej już wojnie z Irakiem w 1991 roku.
W 1967 roku Izrael i państwa arabskie starły się ze sobą już po raz trzeci. Poprzednie konflikty zbrojne miały miejsce w latach 1948-1949 (wojna o niepodległość Izraela) i 1956 (kampania synajska). Kolejny raz Siły Obrony Izraela (Israeli Defence Force – IDF) zwyciężyły. Tym razem jednak było to zwycięstwo tak wielkie, że podobne zdarzają się w historii wojskowej niezmiernie rzadko. W ciągu sześciu dni IDF zniszczyły armie trzech państw arabskich (Egiptu, Syrii i Jordanii) oraz rozpoczęły okupację wzgórz Golan, Synaju i Zachodniego Brzegu, zwiększając powierzchnię państwa prawie czterokrotnie.
Psychologicznie zwycięstwo Izraela „wbiło państwa arabskie w ziemię”, a ich upokorzenie było tak wielkie, że nie sposób było szukać jakiegokolwiek kompromisu pokojowego. Stąd hasło „3 × Nie” z konferencji państw arabskich w Chartumie w 1968 roku – Nie dla pokoju z Izraelem, Nie dla uznania Izraela, Nie dla negocjacji z Izraelem. Tylko krew (zwycięstwo) w jakiejś przyszłej wojnie mogła zmazać hańbę 1967 roku. Jednak taka przyszła wojna wcale prosta nie była. Arabowie stracili mnóstwo sprzętu, a morale ich armii było bardzo niskie, co jednak najważniejsze, nie widziano sposobu, jak poradzić sobie z IDF, o przeszkodach geograficznych nie wspominając. Te ostatnie były niezwykle istotne, ponieważ armie Egiptu i Syrii w owej przyszłej wojnie musiałyby forsować Kanał Sueski lub nacierać na wzgórza Golan. A wszystko to w sytuacji prawie całkowitego panowania izraelskiego lotnictwa w powietrzu. To, w jaki sposób Arabowie poradzili sobie z tymi wyzwaniami, wciąż może być istotne dla współczesnych armii, a poza tym jest niezwykle ciekawą historią do opowiedzenia.
Wojna na wyczerpanie
Już w lipcu 1967 roku, a więc trzy tygodnie po zakończeniu wojny sześciodniowej, Egipcjanie rozpoczęli ostrzał artyleryjski oddziałów izraelskich znajdujących się na Synaju. 21 października tego samego roku zatopili niszczyciel INS Eilat (47 zabitych marynarzy). Prezydent Egiptu i nieformalny przywódca świata arabskiego Gamal Naser był przekonany, że Izrael nie wytrzyma długotrwałego konfliktu ekonomicznie i że złożona z rezerwistów armia załamie się moralnie pod wpływem ponoszonych strat. Odpowiedź IDF była jednak szybka i brutalna. Lotnictwo izraelskie wykonało szereg nalotów na stanowiska artylerii, ale też na instalacje naftowe, rafinerie i inne cele strategiczne w głębi Egiptu. Siła izraelskich nalotów była na tyle duża, że na Synaju zapanował względny spokój na ponad rok.
We wrześniu 1968 roku Egipcjanie ponownie zaatakowali siły izraelskie na Synaju. 8 września na skutek nawały artyleryjskiej zginęło 10 żołnierzy IDF, a 18 zostało rannych. I tym razem reakcja izraelska była szybka. Rozpoczęły się obustronne ostrzały artyleryjskie, uderzenia lotnicze oraz rajdy komandosów. Celem lotnictwa izraelskiego stał się m.in. system irygacyjny na Nilu oraz egipska sieć energetyczna. Jednocześnie, żeby uchronić się przed ostrzałem egipskiej artylerii, IDF rozpoczęły budowę linii umocnień wzdłuż Kanału Sueskiego, znaną jako linia Bar-Leva.
Następne lata charakteryzowały się działaniami o małym natężeniu, na przemian z krótkimi okresami wzmożonych działań. IDF wykrwawiały się powoli, ale stale. Od lipca 1967 roku do sierpnia 1970 roku zginęło 1424 izraelskich żołnierzy, ponad 2500 zostało rannych – co dla trzymilionowego narodu było bardzo wysoką ceną (proporcjonalnie dla Polski byłoby to około 18 tys. zabitych i 32 tys. rannych). Egipcjanie ponieśli równie wysokie straty, bo nie mniej niż 3000 zabitych żołnierzy oraz cywili, choć istnieją oceny mówiące nawet o 10 tys. ofiar. Z drugiej strony lotnictwo Izraela w początkowej fazie wojny z dość dużą łatwością przełamywało egipską obronę powietrzną i było w stanie wykonywać uderzenia na cele nie tylko w strefie Kanału, ale i w całym Egipcie. Spowodowało to reakcję Rosjan, których Naser zaszantażował możliwością bardziej prozachodniej polityki (czyli przejścia do obozu amerykańskiego – co w czasach zimnej wojny byłoby znaczącą klęską ZSRR). W Egipcie szybko pojawili się zarówno sowieccy piloci w samolotach typu MiG-21, jak i silne jednostki rakiet przeciwlotniczych.
Wojna na wyczerpanie trwała aż do 7 sierpnia 1970 roku, kiedy to podpisano wynegocjowany przez Amerykanów rozejm. Możliwość taka wypływała ze splotu wielu przyczyn. Izraelczycy nie chcieli eskalacji konfliktu z ZSRR, a stosunki dyplomatyczne były niezwykle napięte po tym, jak 30 lipca 1970 roku Izraelczycy zestrzelili cztery samoloty z sowieckimi pilotami, którzy zginęli. Założenia egipskie o załamaniu się IDF na skutek strat też się nie sprawdziły, ale z drugiej strony znaczne wzmocnienie obrony przeciwlotniczej Egiptu przez ZSRR spowodowało rosnące straty Izraelskich Sił Powietrznych (Israeli Air Force – IAF). Obie strony ponosiły też niebagatelne koszty ekonomiczne przeciągających się działań zbrojnych. Wydaje się jednak, że najważniejszym powodem, dla którego wojna na wyczerpanie się zakończyła, była decyzja Egipcjan o wojnie z Izraelem na pełną skalę, do której zamierzali doprowadzić w najbliższym czasie. Wprawdzie przygotowania do niej zabrały im w końcu ponad trzy lata, ale armia potrzebowała takiego spokoju, żeby się wyszkolić, zaabsorbować nowy sprzęt oraz zaplanować forsowanie Kanału Sueskiego i starcie z IDF na Synaju.
Odbudowa armii egipskiej
Po 1967 roku armia egipska była w katastrofalnym stanie. Nie tylko straciła większość sprzętu, ale też w gruzach legło morale. Szczególnie istotna była przepaść między oficerami a żołnierzami. W czasie wojny sześciodniowej nierzadkie były przypadki opuszczania przez najwyższych nawet stopniem oficerów swoich jednostek i ucieczka z Synaju do Egiptu. W czasie wojny na wyczerpanie morale armii stale doznawało uszczerbku. Uderzenia lotnicze na obiekty w całym kraju, a szczególnie rajdy komandosów izraelskich, odbijały się negatywnie na egipskich żołnierzach. Na pewno nie pomagało to, że armia egipska ze względu na toczący się konflikt zbrojny nie wypuszczała żołnierzy do cywila – nawet po odsłużeniu przez nich obowiązkowej służby wojskowej.
Przełomem było mianowanie 16 maja 1971 roku nowego szefa Sztabu Generalnego – gen. Saada El Shazly’ego. Był to twórca egipskich oddziałów spadochronowych, dowódca sił specjalnych, dowódca Okręgu Wojskowego Morza Czerwonego, weteran pięciu wojen, od kampanii północnoafrykańskiej w latach 1941-1943 aż do wojny na wyczerpanie (wojna Jom Kippur w 1973 roku miała być jego szóstą ostatnią wojną). Generał Shazly wyróżnił się podczas wojny sześciodniowej, wyprowadzając swój oddział z Synaju z niskimi stratami w ludziach, utrzymując przy tym wysoką dyscyplinę. Jego nominacja była dość zaskakująca, ponieważ starszeństwem przewyższało go 30 innych generałów. Jak się jednak okazało, wybór był trafny.
W połowie 1971 roku armia egipska liczyła około 800 tys. żołnierzy, z czego mniej niż połowa mogła być użyta przeciw Izraelowi na Synaju. W ciągu następnych dwóch i pół roku, do wybuchu wojny Jom Kippur, zwiększyła swój stan liczebny o 50 proc. - do 1,2 mln żołnierzy. Ilość wyzwań była niezwykła. Najpierw trzeba było odbudować morale, następnie wyszkolić żołnierzy i oficerów, dać im nowy sprzęt, rozwinąć wiele nowych jednostek niezbędnych do prowadzenia skutecznych działań wojennych, zaplanować forsowanie Kanału Sueskiego i przygotować wojnę koalicyjną przeciw Izraelowi. A wszystko to przy ograniczeniach czasowych, budżetowych i politycznych, o wojskowych nie wspominając. Bo niby niby skąd wziąć w ciągu dwóch lat 30 tys. oficerów niezbędnych do wypełnienia nowo powstających struktur organizacyjnych, skoro rocznie opuszcza szkoły wojskowe około 3000 elewów?
Polityczny plan wojny
We wrześniu 1970 roku zmarł Gamal Naser, a jego następcą został „nijaki” Anwar al-Sadat, co nie zwiastowało – według opinii supermocarstw oraz państw Bliskiego Wschodu – by Egipt mógł w jakikolwiek sposób zagrozić militarnie Izraelowi w krótkim lub średnim okresie. Pozycja Sadata w polityce egipskiej wydawała się słaba, istnieli też inni pretendenci do objęcia władzy, w tym tacy, którymi zakulisowo manipulowali Sowieci. Jednak dość szybko – dokonując po drodze co najmniej dwóch czystek – nowy prezydent Egiptu skonsolidował swoją władzę.
Stan zawieszenia, ni to pokoju, ni to wojny, nie był korzystny dla Egiptu. Państwo pod względem ekonomicznym coraz gorzej znosiło olbrzymie wydatki na zbrojenia i utrzymywanie dużej armii. Jednocześnie supermocarstwa nie skupiały swojej uwagi na Bliskim Wschodzie, eksperymentując właśnie z detente (odprężeniem), a USA starały się wyjść z konfliktu wietnamskiego. Kolejnym niezwykle ważnym czynnikiem była możliwość utraty przez Egipt przywództwa wśród państw arabskich ze względu na rosnące przychody ze sprzedaży ropy w niektórych państwach regionu (Iraku, Iranie, Arabii Saudyjskiej) – co umożliwiało aktywniejszą politykę z ich strony. Po umocnieniu swojej władzy Sadat rozpoczął negocjacje z liderami innych państw arabskich, szybko udało się dojść do porozumienia i stworzyć spójną koalicję. Oprócz Egiptu na akcję militarną zdecydowała się także Syria pod kierownictwem Hafeza Asada, który również chciał rewanżu za wojnę sześciodniową i utratę wzgórz Golan.
Sadat kontynuując politykę Nasera, chciał ograniczonej wojny z Izraelem. Jeszcze w 1969 roku w półoficjalnej gazecie „Al-Ahram” ukazał się artykuł napisany przez jednego z najbliższych współpracowników Nasera – Heikala, jasno wskazujący na cele wojenne Egiptu: […] nie mówię o pokonaniu przeciwnika na wojnie, ale o pokonaniu przeciwnika w bitwie […] bitwa o której mówię, to taka w której siły arabskie mogłyby na przykład zniszczyć dwie lub trzy izraelskie dywizje, unicestwić między 10 000 a 20 000 izraelskich żołnierzy i zmusić armię izraelską do wycofania się z zajmowanych pozycji na inne, choćby oddalone o kilka kilometrów […] taka ograniczona bitwa miałaby nieograniczony wpływ na wojnę […]
Sadat zdawał sobie sprawę, że armia egipska nie była w stanie całkowicie pokonać Izraela i odbić Synaju. Prawdziwym celem wojny stało się wymuszenie na mocarstwach, a właściwie na USA, reakcji korzystnej dla Egiptu. Żeby do tego doszło, konieczny był ograniczony sukces militarny, który będzie można uznać za zwycięstwo, a więc zdobycie choć piędzi ziemi na Synaju i zadanie dużych strat armii izraelskiej, szczególnie czułej na ofiary w ludziach. Ale jak to zrobić?
Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 1/2014