Surowe steki i odgrzewane kotlety


JAROSŁAW LEWANDOWSKI


 

 

 

 

Surowe steki i odgrzewane kotlety

 

 

 

Pomysły dobre, choć mocno zleżałe – i pomysły świeże, choć mocno... nieprzemyślane. Tym uraczyli nas kucharze z tarnowskich Zakładów Mechanicznych podczas tegorocznych MSPO. Bez dużej dawki Raphacholinu raczej się nie obejdzie.

 

Na początku lipca doszło wreszcie do oficjalnego (i de iure) połączenia dwóch tarnowskich przedsiębiorstw zbrojeniowych: Zakładów Mechanicznych (ZMT) oraz Ośrodka Badawczo-Rozwojowego Sprzętu Mechanicznego (OBRSM), funkcjonujących razem już de facto od roku. Fabryka działa pod nazwą Zakłady Mechaniczne „Tarnów” S.A. i pod wodzą dotychczasowego prezesa ZMT, co sugeruje niezbyt równoważną pozycję dwóch części składowych – choć teoretycznie nie było to przejęcie, tylko właśnie połączenie zakładów.

Potencjał projektowy i badawczy nowej-starej firmy powinien znacząco wzrosnąć, co w pewnym sensie było widać już w tym roku w Kielcach – choć kiedy na stąpi realne unowocześnienie tarnowskiej oferty, czas pokaże.

Tu i teraz oferta firmy jest prostą sumą dotychczasowych katalogów produktów ZM i OBRSM, co oznacza zestaw dość eklektyczny i nierówny pod względem technicznego zaawansowania. Mamy więc tu zarówno UKM 2000, na którym czas odcisnął już swoje piętno (od 10 lat ma „lada chwila” zastąpić PKM), podobnie anachroniczny WKM-Bm, mamy rustykalne snajperskie 12,7 mm karabiny WKW Tor (alias Wilk) w układzie bull-pup, mamy ciekawe 7,62 mm karabiny wyborowe Alex (najlepiej wyglądające w cywilnej, czerwono-chromowej wersji) – a w roli wisienki na torcie projekt ultranowoczesnego karabinu samopowtarzalnego, strzelającego nabojem .338 Lapua Magnum. Przy czym tylko dwa pierwsze produkty pochodzą oryginalnie z ZM, pozostałe są przejęte z OBRSM (produkcja karabinu Tor została przekazana do ZM wcześniej, na kilka lat przed połączeniem zakładów). Do tego bardzo interesujące i potrzebne w polskim wojsku 40 mm granatniki rewolwerowe (na razie jeszcze w fazie przedprodukcyjnej), dyskusyjne i kontrowersyjne moździerze 60 mm (osławione wydarzeniami spod Nanghar Khel), przedpotopowe 40 mm granatniki jednostrzałowe Pallad i wciąż niedziałający 40 mm granatnik automatyczny, którego skończenie blokuje brak środków na ostatni etap badań poligonowych. W tzw. „międzyczasie” wojsko dostało stare amerykańskie granatniki Mk 19 Mod.3, co – jak się wydaje – zamknęło wieko nad tą trumną już na dobre.

Prawda, są jeszcze dwie grupy wyrobów z zupełnie innych bajek – jedna to 23 mm morskie i przeciwlotnicze armaty automatyczne, samodzielne i w zestawach, stanowiące (jako wyroby nowe i jako remonty wyrobów już znajdujących się w eksploatacji) gros obrotów firmy.

Druga grupa to szeroko rozumiane strzelnice kontenerowe, z którymi kierownictwo zakładów wiąże duże nadzieje na przyszłość. Co ciekawe, ulokowanie ich produkcji w Tarnowie jest po części dziełem przypadku – strzelnice kontenerowe miały być produkowane w gliwickim przedsiębiorstwie Bumar-Łabędy, ale tamtejsi spece nie dali rady opanować ich wytwarzania w zadanym terminie, więc centrala Bumaru musiała szybko znaleźć rozwiązanie zastępcze. W zamyśle miał to być cały zestaw wyrobów, w praktyce do tej pory – a mijają już cztery lata – zdołano uruchomić do produkcji seryjnej tylko jeden model, i to nie bez trudności. Pewien wpływ miała tu restrukturyzacja Bumaru, która między innymi zlikwidowała biuro koordynujące prace projektowe, zanim zostały zakończone – do tego doszły względy ambicjonalne, a efekty widać było na tegorocznym MSPO...

 

Śmiały LOOK
Jednym z niezrealizowanych przez Bumar pomysłów (tzn. nieprzełożonych z etapu koncepcji na etap projektu wykonawczego) był mobilny posterunek kontroli, taki kontenerowy check-point. W zamyśle miał być zabudowany w pojedynczym kontenerze 20-stopowym i transportowany ciężarówką tam, gdzie byłby potrzebny, a następnie dzięki funkcji samowyładunku (przez odpowiednie, chowane w skorupie kontenera hydrauliczne podpory) ustawiony w wyznaczonym miejscu. Taki posterunek miałby być wyposażony w niezbędne środki umożliwiające przetrwanie dla kilku żołnierzy obsługi (co najwyżej drużyny) oraz w systemy obserwacji i łączności. Byłby też lekko opancerzony i być może uzbrojony w zdalnie sterowane stanowisko ogniowe – choć celem takiej konstrukcji nie byłoby prowadzenie działań stricte bojowych (do takich wysyłamy czołg lub bojowy wóz piechoty), tylko kontrolnych.

Tymczasem wynikający z tej koncepcji najnowszy produkt Zakładów Mechanicznych Tarnów nazwano „lekkim obronno-obserwacyjnym kontenerem”, co brzmi koszmarnie, ale daje chwytliwy skrótowiec „LOOK”. We dług firmowej ulotki ma on być pomyślany jako istotny fragment systemu obrony i dozoru wojskowej bazy lub innego ważnego obiektu strategicznego, na przykład lotniska. Przy czym LOOK może także działać autonomicznie, czyli jako samodzielna placówka.

Pomysł to jednak bardzo odważny. Głowica obserwacyjna jest zamontowana oddzielnie od zdalnie kierowanego stanowiska ogniowego z karabinem maszynowym, oba te elementy nie są zintegrowane i wymagają do obsługi dwóch osób, siedzących w dwóch (oddalonych od siebie) miejscach kontenera. Karabin posadowiony jest blisko przedniej krawędzi obiektu, ale nie w jego osi, przez co ma nierówne martwe pola ostrzału. Dodatkowo kierunek lewo-tył blokuje mu głowica obserwacyjna, umieszczona także z przodu kontenera, ale dla odmiany przy jego bocznej krawędzi. Karabin ma zadane kąty wykluczone ostrzału, więc nie zachodzi niebezpieczeństwo odstrzelenia głowicy, ale oba urządzenia mają największą martwą strefę obserwacji/ostrzału właśnie tam, gdzie umieszczono pozbawione wizjera drzwi wejściowe – rozpoznanie i odparcie ataku z tamtej strony stoi więc pod olbrzymim znakiem zapytania. LOOK nie ma nawet banalnych lusterek przy bocznych oknach, znanych z bankowozów – więc generalnie obserwacja strefy przyległej do kontenera będzie niezwykle utrudniona.

Kontener ma okna – kuloodporne – dodatkowo zabezpieczone stalowymi zasuwami, ale można je zasunąć wyłącznie... od zewnątrz! Przecież jeśli ktokolwiek miałby się tam bronić, wystarczy podejść i zasłonić mu okno: co po uprzednim zniszczeniu nieopancerzonej głowicy obserwacyjnej nie stanowi wielkiego problemu. Zabezpieczeniem przed tym miały być otwory strzelnicze do użycia broni osobistej załogi – tyle że wymiarami i formą przypominają rozwiązania znane ze starodawnych fortyfikacji: mają ponad metr wysokości i dwadzieścia centymetrów szerokości. W dodatku brakuje ich z tyłu – co kłóci się z założeniem autonomiczności działania obiektu. Bo albo jest LOOK częścią pierścienia ochrony okrężnej i wtedy ma tył osłonięty (tylko wówczas po co mu ten karabin maszynowy?), albo występuje samodzielnie, ale wtedy potrzebuje widoczności i ostrzału we wszystkie strony.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 10-11/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter