Stalowa głębia


Norbert Bączyk


 

 

 

 

Stalowa głębia

 

 

Potencjał U-bootwaffe

 

w II wojnie światowej

 

 

  

 

Wehrmacht uważany był, nawet przez samych Niemców, za siły zbrojne o typowo lądowym, kontynentalnym charakterze. Trzeci rodzaj niemieckich sił zbrojnych, Kriegsmarine, w porównaniu z Heer i Luftwaffe, uważana była za ich „ubogą krewną”, mniej istotną dla wysiłku militarnego III Rzeszy. A jednak to marynarka wojenna była głównym odbiorcą ropy naftowej i beneficjentem jednego z największych programów zbrojeniowych, czyli masowej budowy okrętów podwodnych. Niemcy zbudowali niemal tyle samo U-bootów co czołgów ciężkich „Tygrys” Ausf. H1. Masowa produkcja „stalowych rekinów” rozkręciła się jednak zbyt późno, dotyczyła zdecydowanie zbyt przestarzałych modeli, wreszcie kontynuowano ją zbyt długo w czasach, gdy oznaczała już tylko gigantyczne marnotrawstwo.

 

 

W radzieckiej propagandzie z czasów II wojny światowej oraz tej powojennej, czyniono swym zachodnim aliantom zarzut, iż w latach 1941-1943 nie utworzyli oni „drugiego frontu” w Europie, zaś Armia Czerwona musiała aż do czerwca 1944 roku samotnie dźwigać główny ciężar zmagań z niemieckim Wehrmachtem. Na udowodnienie tej tezy radzieccy historycy mieli pozornie bezsprzeczne dowody – ilość zaangażowanych dywizji Heer (wojska lądowe, jeden z trzech rodzajów sił zbrojnych, które tworzyły Wehrmacht), miliony żołnierzy wraz z tysiącami czołgów i dział, faktycznie wskazywały, że główny wysiłek niemieckich sił zbrojnych skierowany był wówczas na Wschód. Tyle tylko, że takie statystyki nie mówiły całej prawdy, a właściwie nie mówiły jej wcale. Nie było prawdą, że w latach 1941-1943 nie było „drugiego frontu” i nie chodzi tu bynajmniej o zmagania w Afryce czy późniejszą kampanię włoską. To był raptem „trzeci front”. Ten „drugi” toczył się zaś na morzach i oceanach, głównie zaś na Atlantyku, toczył się w powietrzu, nad Niemcami oraz okupowaną Europą, toczył się na europejskich wybrzeżach, na których kosztem milionów marek Niemcy budowali tysiące stanowisk bojowych, wreszcie toczył się w fabrykach, rafineriach i stoczniach III Rzeszy i ich sojuszników. Z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, pochłaniał coraz więcej sił oraz środków. Wehrmacht nigdy – podkreślić trzeba to słowo, nigdy – nie miał swobody manewru w wojnie z Armią Czerwoną. Nigdy nie mógł zaangażować przeciw ZSRR całej swej potęgi, a III Rzesza nie mogła skierować swego przemysłu na wojnę tylko z tym wrogiem. Już w latach 1942-1943 olbrzymia część produkcji lotniczej, amunicji, artyleryjskiej (tysiące ciężkich dział Flak), całość wysiłku stoczni, większość wysiłków związanych z wysokimi technologiami (w rodzaju systemów radarowych czy budowy rakiet balistycznych oraz pocisków skrzydlatych), produkcja stali i betonu pod umocnienia, wszystko to skierowane były przeciw aliantom zachodnim. I wszystko to odbijało się zdecydowanie na możliwościach bojowych Wehrmachtu na froncie wschodnim.

Jednym z symboli owego wysiłku, toczenia jednocześnie wojny na wielu frontach, był Unterseeboot, okręt podwodny, określany skrótem U-boot. W czasie II wojny światowej Niemcy zbudowali elementy, z których można byłoby złożyć w przybliżeniu 1300 kompletnych okrętów podwodnych różnych typów (Kriegsmarine odebrała 1153, do walki posyłając ostatecznie ponad 920), ilość wręcz niewyobrażalnie wielką, jeśli prześledzić ich wysiłek w innych dziedzinach. Co jeszcze bardziej zdumiewające, ten gigantyczny wysiłek nie przełożył się aż do jesieni 1942 roku w istotny sposób na zwiększenie realnej efektywności U-bootwaffe w wojnie o szlaki żeglugowe wokół Wielkiej Brytanii, a od wiosny 1943 roku – po przegraniu serii decydujących bitew - nie przekładał się już na jakąkolwiek efektywność. Mówiąc precyzyjnie, 10 U-bootów wysłanych na północny Atlantyk latem 1940 roku mogło zdziałać więcej i za mniejszą cenę niż 100 U-bootów na tym akwenie latem roku 1943. Niemcy podjęli w 1939 roku morderczy wyścig zbrojeń na morzu i kontynuowali go aż do zimy 1945 roku, gdy ich gospodarka popadła w ruinę. Przeciwnicy przyjęli rękawicę, gdyż bez panowania na morzu nie mogliby nie tylko pokonać III Rzeszy, ale nawet przetrwać. Wielka Brytania i Stany Zjednoczone zdecydowanie wygrały „bitwę o Atlantyk”, już latem 1941 roku zdobywającej w niej zdecydowaną przewagę (szerzej o tym zagadnieniu, Technika Wojskowa Historia, „Wielka iluzja admirała Dönitza”). W 1943 roku zadały U-bootwaffe już wyraźną klęskę. Mimo to aż do końca wojny Niemcy w bezsensownym uporze dążyli do odzyskania inicjatywy, trwoniąc gigantyczne środki na przegraną sprawę.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia Spec 4/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter