Sierotka po JCP: HK 45
Martin Helebrant
Sierotka po JCP: HK 45
Konkurs na Wspólny Pistolet Bojowy (Joint Combat Pistol, JCP) wzburzył w 2005 roku spokojne wody, które zebrały się nad – zdawałoby się utopioną na dobre – koncepcją wojskowego pistoletu na nabój .45 ACP. Takiego klienta jak siły zbrojne USA (a to miał być model „wspólny”, czyli kilkaset tysięcy sztuk dla wszystkich rodzajów sił zbrojnych) ze świecą szukać, toteż czołowe firmy pistoletowe świata rzuciły się opracowywać swoje propozycje na konkurs JCP. Z tych nadziei wyszły nici, bo po dwóch latach zwodzenia Amerykanie musieli ogłosić, że nawet ich na taki wydatek nie stać i konkurs odwołano, nie wyłaniając zwycięzcy. Po konkursie zostały tylko sieroty: Beretta Px45 Storm, S&W M&P45 i HK 45.
Początkowo pistolety JCP miały być dostępne jedynie dla zamawiającego – taki był jeden z warunków konkursu. Skoro jednak konkursu nie ma, a firmy poniosły spore nakłady na tworzenie swoich modeli, pistolety te prędzej czy później musiały trafić na rynek. Pierwszy w sprzedaży pojawił się Smith (STRZAŁ 7/08), chwilę później – HK 45, Beretta na razie jest zajęta kontraktem stulecia na pół miliona M9 i trzyma swojego Storma .45 ACP przy orderach. Korzenie pistoletu HK 45 sięgają poprzedniego amerykańskiego konkursu na pistolet w kalibrze .45, przeznaczonego dla Sił Specjalnych Offensive Handgun Weapon System (OHWS), zakończonego przyjęciem do uzbrojenia pistoletu HK Mk 23 – który dał początek obecnemu programowi broni krótkiej firmy Heckler & Koch, czyli serii USP. USP miał wersję na nabój .45 ACP już na początku lat 90. poprzedniego wieku. USP 45 i 45 Compact niezawodnością zyskały sobie wielu miłośników, ale narzekano na ergonomię chwytu, trudnego do objęcia dla osób z mniejszymi dłońmi. Na przełomie wieków serię USP uzupełnił nowy policyjny model P2000, który ewoluował potem w P30. Oba one różniły się od USP przede wszystkim zmianami poprawiającymi ergonomię broni. Nowy chwyt P30 z jego wymiennymi panelami bocznymi (STRZAŁ 5/07) wprowadził kwestie wygody i dostosowania broni do dłoni strzelca na zupełnie nowy poziom. Jeszcze na przełomie wieków amerykańskie jednostki specjalne powszechnie używały pistoletów biorących swój początek w M1911A1. Te pistolety służą nadal, a ich zalet i jakości konstrukcji Johna Mosesa Browninga nikt nie neguje. Jego współczesne serie bez trudu osiągają żywotność na poziomie 20 000 strzałów, choć tworzono go z myślą o osiągnięciu 6000 – postęp jest więc trzykrotny. I wszystko byłoby równie dobre gdyby nie fakt, że według dzisiejszych standardów 7 czy 8 nabojów w magazynku to za mało, a miejsce pistoletów SA jest raczej na strzelnicy niż w walce. Próby zwiększenia pojemności magazynka 1911 jak na razie nie przyniosły dobrych rezultatów – w ich przypadku poprawianie dobrego, czyli powiększenie pojemności zwykle owocuje obniżeniem niezawodności i żywotności. 1911 nie jest też pistoletem dla każdego – ma wysoki potencjał naturalnej celności i niezawodności, ale jego utrzymanie na dłuższą metę wymaga stałej, regularnej pielęgnacji, a tymczasem rozkładanie i składanie tego pistoletu nie należy do prostych i łatwych. W polu żołnierz nie ma tyle czasu na zabawę ze swoim zapasowym uzbrojeniem, co cywilny użytkownik, dla którego pistolet jest główną bronią. Wymagania eksploatacyjne brokrótkiej przez ostatnie 100 lat znacznie się zmieniły.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 5/2009