Sherman the Great
Robert Michulec
Amerykanie, przystępując do wojny, nie mieli wielkiej armii, ponieważ nie była ona potrzebna w Ameryce Północnej. Niemniej jednak w przeddzień wojny jakoby rozbrojone Stany Zjednoczone pozostawały jedną z największych potęg militarnych świata, z flotą zdolną szachować naraz kilka państw, lotnictwem mogącym ważyć na szali konfliktu i Marines pacyfikującymi każdy antyamerykański kraj. Lekceważenie US Army nawet na początkowym etapie wojny przez obcą siłę zbrojną byłoby śmiertelnym błędem, o czym boleśnie przekonali się Niemcy, Włosi i Japończycy. Należy mieć świadomość, że już w 1940 roku US Army posiadała 22 dywizje piechoty, które pozwalałyby im z miejsca prowadzić zwycięskie kampanie na peryferiach świata, a więc w Afryce Północnej czy na poszczególnych wyspach Pacyfiku. Kampanie te dla Ameryki byłyby jak pierwsze wojny III Rzeszy w Europie, przeciw Polsce, Danii czy Norwegii. Moment wykorzystania tych pierwszych wojsk zależał wyłącznie od decyzji politycznych, ponieważ siła amerykańskiej armii polegała nie na utrzymywaniu ogromnego wojska w okresie pokojowym, lecz na potencjale przemysłowym i naukowym kraju, które pozwalały na bardzo szybkie budowanie US Army. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że poszczególne decyzje do wojny podejmowano w Waszyngtonie ostatecznie na przestrzeni 1940 roku, przycinając je i ograniczając właśnie z powodów politycznych (jesienne wybory prezydenckie), to nie powinno nas dziwić, że w połowie 1942 roku armia ta była już przygotowana do swoich pierwszych bitew. Wojsko posiadało wtedy wartościowy sprzęt wszystkich podstawowych typów, mimo że zgodnie z poglądami amerykańskiej generalicji miał on charakter jedynie przejściowy, pozwalając prowadzić wojnę od razu, aż do czasu wyprodukowania w pełni nowoczesnego sprzętu.
Pogląd ten dotyczył właściwie wszystkich rodzajów uzbrojenia: samolotów, dział, samochodów pancernych czy czołgów. Amerykanie aż do początku wojny nie posiadali czołgu podstawowego, ponieważ – upraszczając – nie uważali, aby ten był im potrzebny w większych ilościach. W zamian prowadzono ciągłe prace badawcze i śledzono postęp prac zachodzących w wojskach pancernych na świecie. Głównym wzorcem – tak jak dla wielu innych – pozostawała Francja, która analogicznie do Wielkiej Brytanii rozwijała system wojsk najbardziej stechnicyzowanych, nastawionych na prowadzenie wyniszczających działań opartych na sile ognia. W takim systemie czynnikiem rozstrzygającym pozostawała artyleria, torująca drogę piechocie. Pojmowanie czołgu było pochodną takiego założenia. Dla Amerykanów był to sprzęt w miarę możliwości jak najbardziej uniwersalny, mający służyć piechocie.
W połowie lat 30. XX wieku, po ostatecznym zakończeniu programu czołgu T4 na podwoziu Christie, Amerykanie zostali bez czołgu podstawowego. Wprawdzie dzięki wspólnym wysiłkom kilku wojskowych konstruktorów wóz powstały z oryginalnej koncepcji Christiego był bardzo udany, ale jego zawieszenie prowadziło w ślepą uliczkę, co wtedy stawało się coraz bardziej oczywiste. Zgodnie z ogólnie akceptowalną doktryną wiele przyjętych w wozach Christiego założeń konstrukcyjnych nie miało dla US Army właściwie żadnego znaczenia, podczas gdy wymagania stawiane przez Departament Uzbrojenia wręcz wymuszały przeciwne rozwiązania. Wojskowi doszli więc do wniosku, aby wykorzystać to, co już posiadali, i z różnych dostępnych elementów stworzyć jakiś czołg podstawowy, a więc w przedziale 16-18 ton. Wnioskując więc o całkiem nowy czołg, Amerykanie zażądali wykorzystania… czołgu lekkiego M2 (późniejszy M3 Stuart), który w tym czasie uznawano już za w pełni sprawdzoną konstrukcję dla oddziałów kawaleryjskich. Jej najbardziej udanymi elementami było zawieszenie konstrukcji Harrego Knoxa, a także zasada wykorzystania różnych silników w przestronnym kadłubie, w tym nawet gwiazdowych motorów lotniczych. Jeśli w wyniku tego układ konstrukcyjny kadłuba stawał się niejako oczywisty, konfiguracja nadbudowy pozostawała kwestią otwartą z powodu wciąż ścierających się odmiennych poglądów na uzbrojenie czołgu. Amerykańscy wojskowi, tak jak francuscy czy angielscy, nie mieli jeszcze ostatecznie ukształtowanego poglądu na rolę czołgu w walce, więc w latach 30. XX wieku zakładali konieczność wykorzystywania albo lekkich i małych dział 37-75 mm, albo licznych kaemów. Wszystko to do zwalczania piechoty. Chcąc uzyskać rozwiązanie pośrednie, uniwersalne dla jednego podstawowego czołgu, skłaniali się ku drodze brytyjskiej, a więc ku uwieńczeniu kadłuba wieżą z działem do walki z innymi czołgami (długolufowe działo 37-40 mm), a po bokach obudowaniu go kaemami. Tak rozwiązano problem nawet na lekkim M2 – kaemy w wieżach oraz dwa dodatkowe w kadłubie z przodu po bokach – i tak chciano postąpić w przypadku czołgu średniego.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia nr specjalny 3/2018