Remington Model 51 wczoraj i dziś
WOJCIECH WEILER
Remington Model 51 wczoraj i dziś
Na SHOT Show 2014 największą sensacją okazał się pistolet Remington R51. Atrakcyjna forma, modne wzornictwo, nowoczesne materiały, do tego niespotykane rozwiązania mechanizmów. Ktoś powie: nie ma się tu czemu dziwić – w końcu to nowa broń stworzona w drugiej dekadzie XXI wieku.
Czy aby na pewno? Ależ skąd! Nic bardziej mylnego, to jedynie pozory. Bo podstaw konstrukcji tego nowego-starego Remingtona szukać powinniśmy... przed stu laty!
Wymyśleć coś nowego w temacie broni krótkiej jest naprawdę ciężko. Owszem, czasem ktoś wpadnie na jakiś ciekawy pomysł, ale dziś zdarza się to sporadycznie i wydaje się, że z każdym rokiem nabierać możemy coraz mocniejszego przekonania, że tak naprawdę to chyba już wszystko zostało przynajmniej wynalezione, a najczęściej także i wypróbowane w praktyce. Na przykład konstrukcja Jedenastki przetrwała wiek i nawet po stu latach ma się tak znakomicie, że pistolety tego typu używane są do ochrony osobistej, jako broń służbowa czy nawet w charakterze wyczynowych race-gunów do dynamicznych konkurencji strzeleckich. Ale również i to, co kiedyś okazało się niewypałem albo z różnych innych powodów nie znalazło uznania użytkowników, kończąc w muzeach i na kartach historii – może mieć dziś nadzieję na sukces. Dobitnym przykładem jest bohater niniejszej prezentacji: wskrzeszony po latach pistolet Pedersena – konstruktora, o którym sam John Moses Browning miał ponoć powiedzieć, że to „największy projektant broni na świecie”. Jako pierwsi w Polsce opisujemy historię tegorocznego przeboju targów SHOT Show (STRZAŁ 3-4/14) oraz IWA OutdoorClassics (STRZAŁ 5-6/14) – Remingtona R51, czyli zmartwychwstałego po 80 latach Modelu 51.
Pistolet duńskiego konstruktora
Na początku drugiej dekady XX stulecia świat opanowały nieduże pistolety samopowtarzalne – w przytłaczającej większości były to pochodzące z Ameryki (Colt) i Europy (FN) konstrukcje Johna Mosesa Browninga oraz ich niezliczone kopie. Wówczas firma Remington UMC postanowiła wykroić co nieco z tego tortu dla siebie i tak oto na krótko przed pierwszą wojną światową pracujący tam John Douglas Pedersen (1881–1951) zaprojektował pistolet mający być konkurencją dla niewielkich „brauningów” kalibru 7,65 mm i 9 mm. Pedersen – urodzony w Stanach syn imigrantów przybyłych z Danii – był wynalazcą bardzo zdolnym, kreatywnym i doświadczonym. Pierwszy wniosek patentowy dotyczący nowego pistoletu został złożony dokładnie przed stu laty, 30 lipca 1914 roku. Patent przyznano sześć lat później, potem pojawiły się kolejne, powiązane. Łącznie było ich 31: autorem 26 był Pedersen, reszta należała do trzech innych pracowników firmy Remington UMC.
Nie ulega wątpliwości, że tworząc swą broń Pederesen bardzo zapatrzył się w FN Mle 1910 – wpływy konstrukcji i formy pistoletu Browninga są niemożliwe do przeoczenia, choć Remington jest od FN bardziej wyrafinowany. Oba mają mechanizmy spustowe pojedynczego działania z rozdwojoną szyną obejmującą obustronnie magazynek i na stałe połączoną z językiem spustowym, nieruchomą podczas strzału lufę (którą jednak da się odłączyć od szkieletu) i owiniętą wokół niej sprężynę powrotną. W obu pistoletach zastosowano bezpiecznik chwytowy, magazynkowy i niewygodnie umieszczony bezpiecznik nastawny. Jeden i drugi nie ma zatrzasku zatrzymującego po ostatnim strzale zamek w tylnym położeniu. Model 51 jest nieco większy, ale trochę smuklejszy – a oba pistolety wciąż mają porównywalne wymiary. Dłuższy chwyt M51 jest wygodniejszy: John D. Pedersen poświęcił bardzo dużo uwagi, by nadać rękojeści właściwy kształt i rozmiar uśredniony w taki sposób, by dla większości użytkowników była ona wygodna. Reklama głosiła, że to pistolet, który „pasuje do dłoni jak ręka przyjaciela” (fits in the palm like the hand of a friend). Równie wiele wysiłku włożył w obliczenie kąta nachylenia, który pozwoli na zupełnie naturalne oraz instynktowne wycelowanie broni. Udało mu się to wyśmienicie – ze swą nisko osadzoną lufą Model 51 należy do nielicznych pistoletów z tamtego okresu, które autentycznie stanowią przedłużenie ręki i reklamowano go jako „samocelujący pistolet samopowtarzalny” (the self-aiming automatic). Umieszczony u nasady kabłąka guzikowy zatrzask magazynka był wygodniejszy, niż znany z FN zaczep na dole rękojeści.
Pistolet Browninga miał igliczny mechanizm uderzeniowy i działał na adekwatnej do mocy użytych nabojów zasadzie wykorzystania energii odrzutu swobodnego zamka. Pedersen zastosował wewnętrzny kurek, zaś jeśli chodzi o ideę funkcjonowania broni – poszedł własną, szalenie krętą drogą.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 7-8/2014