Przeciwpodwodne Mietiel i Rastrub z rakietami 84R i 85R

Przeciwpodwodne Mietiel i Rastrub z rakietami 84R i 85R

Tomasz Szulc

 

Zgodnie z teorią ewolucji Darwina natura „eksperymentuje” z różnymi gatunkami. Lepiej przystosowane do określonych warunków ewoluują i doskonalą się. Gorzej przystosowane – szybko wymierają. Podobnie dzieje się w technice: testowane są bardzo różnorodne rozwiązania i te, które sprawdzają się lepiej są doskonalone i upowszechniane. Rozwiązania nieudane są odrzucane i trafiają co najwyżej na strony książek o historii techniki, do rozdziału „ślepe uliczki rozwoju…”.

Nie inaczej działo się w dziedzinie rakiet bojowych, szczególnie we wczesnym stadium ich rozwoju. Podczas II wojny światowej niemieccy inżynierowie opracowali między innymi przeciwokrętowe rakiety skrzydlate, których głowica bojowa oddzielała się przed celem i raziła go poniżej linii wodnej (np. Hs-293C). Takie rozwiązanie było wynikiem analiz użycia uzbrojenia lotniczego przeciw celom morskim w pierwszych latach wojny. Okręty, trafiane bombami, mimo nawet bardzo poważnych uszkodzeń części nadwodnej, zwykle nadawały się do remontu, podczas gdy jednostki trafione torpedami zwykle tonęły.

Po wojnie rakiety o podobnej konstrukcji opracowano w ZSRR (kompleks RAMT-1400 Szczuka), ale nie wdrożono ich do produkcji i szybko zastąpiono bardziej klasycznymi skrzydlatymi pociskami przeciwokrętowymi. Natomiast koncepcja rakiety skrzydlatej, zrzucającej głowicę bojową, wydała się optymalna w przypadku broni, służącej do zwalczania okrętów podwodnych. W latach 50. XX wieku słusznie uznano, że oprócz atomowych bomb głębinowych, najskuteczniejszą bronią do zwalczania okrętów podwodnych są kierowane lub samonaprowadzające się torpedy. Miały one jednak istotną wadę: były niezbyt szybkie. Oznaczało to, że zaatakowany okręt podwodny mógł odpalić swoje torpedy, a następnie podjąć manewry unikowe, które szczególnie w przypadku torped samonaprowadzających się dawały spore szanse na zapobieżenie trafieniom. Jedynym sposobem przechylenia szali na korzyść okrętu nawodnego było znaczące skrócenie czasu reakcji, czyli od wykrycia do rażenia celu. Zastosowanie rakiety, której drugi stopień stanowiła samonaprowadzająca się torpeda, dawało taką możliwość. Procedura ataku była następująca: po wykryciu celu przez aparaturę okrętową następowało odpalenie w jego kierunku rakiety, która pokonywała w powietrzu odległość od kilku do kilkudziesięciu km, w czasie liczonym w sekundach a nie minutach, i zrzucała torpedę niemal nad celem. Załoga atakowanego okrętu podwodnego była nieświadoma zagrożenia do momentu wpadnięcia torpedy do wody, a wtedy nie było już czasu na jakiekolwiek uniki. Takie rakietotorpedy opracowano i produkowano we Francji (Malafon), Australii i Wielkiej Brytanii (Ikara) – miały one postać poddźwiękowej rakiety skrzydlatej, przenoszącej torpedę. Dość szybko zauważono ich słabe strony. Rakiety, nawet z rozkładanymi skrzydłami, wymagały stosunkowo dużych pojemników startowych lub wyrzutni szynowych. Ich start powinien odbywać się pod niewielkim kątem, aby od początku mogły wykorzystywać siłę nośną skrzydeł. Lepszym rozwiązaniem okazało się umieszczenie torpedy jako drugiego stopnia klasycznej rakiety. Można ją było odpalać z uniwersalnych wyrzutni, a z czasem nawet z pionowych wyrzutni podpokładowych. Pierwszą taką rakietotorpedą była amerykańska Asroc z 1960 roku. Problem polegał jednak na tym, że torpeda umieszczona przed silnikiem rakiety znacząco ograniczała długość tego ostatniego. Rakieta nie mogła mieć zbyt dużego wydłużenia, gdyż pojawiłyby się problemy z jej statecznością, a same wyrzutnie musiałyby mieć duże wymiary. Krótki silnik oznaczał niewielki zasięg rakietotorpedy.

Skrzydlate rakietotorpedy dość szybko wycofano z uzbrojenia we wszystkich krajach poza ZSRR, gdzie postanowiono zignorować teorię ewolucji i doskonalić „gatunek ze ślepej uliczki”. Tak powstał pocisk 84R i jego modyfikacje.

Mietiel

Wymóg, postawiony przez radziecką Marynarkę Wojenną wobec nowego uzbrojenia, był dość prosty: pocisk rakietowy miał przenosić seryjną torpedę do zwalczania okrętów podwodnych. Jej spora masa i długość skłoniły konstruktorów do rezygnacji z konfiguracji „posobnej”, w której torpeda byłaby drugim stopniem klasycznej rakiety. Wybrano układ, w którym torpeda została podwieszona pod skrzydlatą rakietą o podobnej do niej długości.

Pierwszy dyrektywny dokument w tej kwestii podpisano na najwyższym szczeblu, czyli w Biurze Politycznym KPZR i Prezydium Rady Ministrów 20 czerwca 1958 roku, nosił nr 637311 i dotyczył między innymi opracowania kompleksów „do efektywnego rażenia okrętów podwodnych przeciwnika na dużych odległościach”. Jego wydanie było spowodowane wiadomościami o prowadzonych w USA pracach nad atomowymi okrętami podwodnymi uzbrojonymi w pociski balistyczne Polaris. 12 października 1960 roku wydano postanowienie nr 111463, które precyzowało zadania i określało ich wykonawców. Kompleks przeciwpodwodny dla okrętów nawodnych miał powstać w kierowanym przez W. Czełomieja OKB-52 z podmoskiewskiego Reutowa. Pierwsza koncepcja sprowadzała się do adaptacji pocisku skrzydlatego P-120 Ametist, którego rozmiary i kształt doskonale się do tego nadawały. Niestety, P-120 był konstruowany jako broń okrętów podwodnych i jego odpalanie z wyrzutni nawodnych wymagałoby wprowadzenia do jego konstrukcji poważnych zmian. Zamiast tego zaproponowano zastosowanie rakiety woda–woda P-35, choć jej konfiguracja (potężny wlot powietrza pod kadłubem) utrudniała podwieszenie torpedy. Niezależnie od tego powstał wstępny projekt rakietotorpedy P-35T. Czełomiej – protegowany Chruszczowa – bezpardonowo walczył o nowe zamówienia i był gotowy projektować rakiety wszelkich kategorii (jego pierwotnym obszarem zainteresowań były rakiety skrzydlate, a potem balistyczne). Gdy jego mecenas został w 1964 roku odsunięty od władzy, sytuacja się zmieniła. Czełomiejowi pozostawiono tematykę „balistyczną”, a inne projekty polecono przekazać wyspecjalizowanym biurom konstrukcyjnym. W ten sposób P-35T trafiła do filii OKB-155 (Mikojana) z Dubny pod Moskwą, kierowanej przez A. Bieriezniaka (później biuro się uniezależniło i do dziś funkcjonuje pod nazwą MKB Raduga). O dalszym wykorzystaniu rakiety Czełomieja nie było, oczywiście, mowy, ale konstruktorzy z Dubny spróbowali podobnego podejścia i chcieli wykorzystać jako rakietę-nosiciela opracowany wcześniej przez to samo biuro konstrukcyjne skrzydlaty pocisk przeciwokrętowy P-15U Termit. Projektowi nadano oznaczenie „obiekt P-M” ( P-15 to „obiekt P”). P-15 okazał się jednak zbyt mały dla przenoszenia torpedy przeciwpodwodnej kal. 533 mm, a na użycie takowej nalegała Marynarka. Podwieszenie torpedy pod kadłubem wymagałoby także przemieszczenia prochowego silnika startowego i innych zmian konstrukcyjnych. Na dodatek P-15 był napędzany przez silnik marszowy spalający paliwo ciekłe, co już wtedy uznawano za rozwiązanie nieperspektywiczne.

Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 5/2020

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter