Potyczka pod Cromer
Wojciech Holicki
Potyczka pod Cromer
W nocy z 17 na 18 października 1939 r. niszczyciele Kriegsmarine przeprowadziły pierwszą ofensywną operację minową u wschodnich wybrzeży Anglii, pozostawiając ładunek w pobliżu estuarium Humber. W listopadzie, po dwóch wypadach na wody koło ujścia Tamizy, wróciły jeszcze raz pod Grimsby, odnosząc kolejny sukces. Wniosek o spowodowanym przez to wzmożeniu częstotliwości patrolowania tych rejonów przez jednostki nawodne przeciwnika sprawił, że celem następnej operacji było postawienie pól minowych pod Cromer, w wąskim kanale żeglownym między brzegiem hrabstwa Norfolk i jedną z okolicznych płycizn. W jej trakcie tylko gapiostwu obserwatorów na dwóch niszczycielach Royal Navy Niemcy zawdzięczali utrzymanie w tajemnicy faktu, że prowadzą działania pod samym nosem Brytyjczyków.
Po analizie zebranych informacji w sztabie Grupy „Zachód” uznano, że kolejny wypad należy przeprowadzić w pierwszych dniach grudnia. W gotowości do niego pozostawało kilka niszczycieli i gdy padł stosowny rozkaz, rano 6 tm. z Wilhelmshaven wyszły w morze trzy. Zgodnie z dotychczasową praktyką Hans Lody (Z 10), okręt flagowy dowódcy formacji, kmdr. por. Ericha Beya, nie miał na pokładzie min; jego zadaniem było zapewnianie osłony pozostałym dwóm – były nimi Erich Giese (Z 12) i Bernd von Arnim (Z 11). Po kilku godzinach rejsu wzdłuż łańcucha Wysp Fryzyjskich po raz kolejny dały o sobie znać wady napędu tych jednostek, bo na Z 11 doszło do popękania rurek w jednym z kotłów parowych, a potem jeszcze do awarii skraplacza. W rezultacie nie mógł on utrzymywać prędkości marszowej i o 18.35 Bey odesłał go z powrotem do bazy. Choć oznaczało to, że nowa zagroda będzie składać się tylko z 60 min, co mocno obniży jej efektywność, postanowił kontynuować rejs. Przebiegał on bez żadnych ciekawszych wydarzeń aż do 01.05, już 7 grudnia, kiedy to niemieckie niszczyciele znalazły się w rejonie na południowy wschód od Grimsby. Obserwatorzy na mostku okrętu Beya zauważyli wówczas sylwetki dwóch dużych okrętów i Niemcy wycelowali do nich, czekając z otwarciem ognia na jakiekolwiek oznaki, które świadczyłyby o tym, że zostali wykryci. Odległość do jednostek przeciwnika zmniejszała się niebezpiecznie, potem jednak zmieniły one kurs i oddaliły się. Niecałą godzinę później para niszczycieli dotarła na wody między Cromer a latarniowcem przy północnym krańcu płycizny Haisborough Sands. Flagowiec Beya zaczął krążyć powoli w rejonie na północ od miejsca, gdzie miała powstać zagroda, ubezpieczając towarzysza. Pierwsza mina opuściła tory o 02.12, niecałe pół godziny potem zrobiła to ostatnia. Nie obyło się przy tym bez sporych emocji, bo z jakiegoś powodu dwie miny eksplodowały krótko po znalezieniu się w wodzie. Rezultatem wybuchów było zapalenie się reflektorów na brzegu, jednak promienie nie zostały skierowane ku morzu, lecz w niebo, w poszukiwaniu nieobecnych bombowców Luftwaffe. Niemcy, już wystarczająco zdenerwowani tym, że widzialność była niebezpiecznie dobra, a latarnia pracowała w najlepsze, mogli odetchnąć z ulgą. Obaj intruzi ruszyli z powrotem do bazy, kierując się najpierw na północ by ominąć płyciznę Outer Dowsing. Szesnaście minut po rozpoczęciu odwrotu, o 02.55, korzystający z doskonałych lornet morskich Zeissa obserwatorzy na prawoburtowej stronie mostka Ericha Giesego zameldowali zauważenie w odległości około 8000 metrów dwóch zaciemnionych, płynących z dość dużą prędkością na północny zachód okrętów, które szybko rozpoznano jako niszczyciele. Znów nic nie wskazywało na to by niemieckie okręty zostały wykryte i mający już teraz wolne ręce Bey wbrew obowiązującym rozkazom nie potrafił oprzeć się pokusie wykonania ataku torpedowego. Na jego rozkaz Hans Lody zwiększył prędkość i wykonał zwrot w prawo, idąc na zbliżenie. O 03.10 oba okręty Kriegsmarine znalazły się w lewej ćwiartce rufowej brytyjskich, w odległości około 4500 m. Cztery minuty później zrównały się z nimi i wtedy z okrętu Beya wystrzelone zostały trzy torpedy wycelowane w czołowy niszczyciel, a z Giesego odpalono cztery do płynącego z tyłu. Zaraz potem Niemcy skręcili na wschód i zaczęli się oddalać. Niecałe cztery minuty później w niebo wystrzelił słup ognia, świadczący o tym, że jedna z torped nie chybiła.