Pocisk manewrujący Tomahawk

Pocisk manewrujący Tomahawk

Leszek A. Wieliczko

 

Pocisk manewrujący Tomahawk został skonstruowany w latach 70. na potrzeby US Navy. W latach 80. stał się jednym z symboli zimnej wojny. Kto żył w tamtych czasach, ten być może pamięta, jak „Dziennik Telewizyjny” straszył Polaków wizją wojny jądrowej po rozmieszczeniu przez Stany Zjednoczone w Europie Zachodniej taktycznych pocisków balistycznych Pershing II i manewrujących Gryphon (czyli Tomahawków w wersji bazowania lądowego; zresztą te nazwy padały wówczas rzadko – znacznie częściej używano określenia „pociski cruise”). Tomahawk przetrwał próbę czasu i wciąż znajduje się w uzbrojeniu, a w najnowszej wersji Block V będzie wykorzystywany jeszcze przez kilka dekad, i to nie tylko w US Navy.

Geneza

Pierwsze próby zbudowania bezzałogowych aparatów latających zdolnych do przenoszenia ładunku wybuchowego podjęto już podczas pierwszej wojny światowej i kontynuowano z różną intensywnością w następnych dekadach. Były to zazwyczaj zmodyfikowane samoloty załogowe z podwieszoną bombą lub wypełnione materiałem wybuchowym albo maszyny bezzałogowe zbudowane specjalnie w tym celu. Te samoloty pociski, zwane latającymi bombami lub latającymi torpedami, wyewoluowały podczas drugiej wojny światowej w pociski skrzydlate napędzane silnikami odrzutowymi lub rakietowymi. W Stanach Zjednoczonych ich intensywny rozwój nastąpił od połowy lat 40. ub. wieku. Wraz ze wzrostem zasięgu i zastąpieniem głowicy konwencjonalnej jądrową pociski skrzydlate stały się też bronią o znaczeniu strategicznym.

Największym wyzwaniem było naprowadzanie samolotów pocisków na cel leżący w dużej odległości od miejsca startu, poza zasięgiem łączności radiowej. Musiały one naprowadzać się samodzielnie, ale stosowane wówczas systemy nawigacji bezwładnościowej (w tym z korekcją za pomocą astronawigacji) nie były zbyt precyzyjne i błąd w określeniu pozycji narastał wraz z odległością. Poza tym lecący po linii prostej na średniej lub dużej wysokości pocisk skrzydlaty był stosunkowo łatwy do wykrycia i zestrzelenia zarówno przez kierowane pociski przeciwlotnicze, jak i myśliwce. Zwiększanie prędkości nie gwarantowało sukcesu, za to rodziło nowe problemy (przede wszystkim wzrost gabarytów w celu pomieszczenia mocniejszych silników i dużego zapasu paliwa oraz skomplikowanie obsługi), a także zwiększało koszty. W drugiej połowie lat 50. Amerykanie nadali więc priorytet rozwojowi pocisków balistycznych, których w owym czasie praktycznie nie dało się przechwycić.

Przełom nastąpił pod koniec lat 50., gdy firma LTV-Electrosystems (później znana jako E-Systems) opracowała dla projektowanego wówczas pocisku SLAM (Supersonic Low-Altitude Missile) nowy system radiolokacyjnego odwzorowania rzeźby terenu TERCOM (Terrain Contour Matching). Nie był to pierwszy system tego rodzaju, ale charakteryzował się bardzo wysoką precyzją i niezawodnością. Zasada jego działania była dość prosta – podczas lotu w określonych miejscach system dokonywał pomiaru rzeczywistej wysokości nad ziemią za pomocą radiowysokościomierza i tworzył swego rodzaju odwzorowanie rzeźby terenu, które następnie porównywał z mapą topograficzną zapisaną w pamięci komputera pokładowego. Na tej podstawie system nawigacji bezwładnościowej aktualizował informacje o pozycji pocisku, a autopilot dokonywał odpowiednich korekt kursu. Program SLAM został wkrótce anulowany, ale TERCOM był rozwijany. Miał on bowiem istotną zaletę – przy jego użyciu celność pocisku nie zależała od odległości do celu ani liczby wykonanych podczas lotu zmian kursu.

TERCOM umożliwia zaprogramowanie trasy lotu pocisku po linii krzywej, aby ominąć przeszkody terenowe lub rejony nasycone środkami obrony powietrznej oraz utrzymać mniej więcej stałą, bardzo małą wysokość lotu (30–50 m), wykorzystując przy tym ukształtowanie terenu, dzięki czemu tego rodzaju pociski skrzydlate, nazywane manewrującymi lub samosterującymi (cruise missile), są trudne do wykrycia i przechwycenia. Nie muszą więc osiągać prędkości ponaddźwiękowej – głównym sposobem unikania obrony powietrznej nie jest bowiem wysoka prędkość, lecz mała wysokość i nieregularny tor lotu z licznymi zmianami kursu. Pozwala to zastosować do ich napędu małe i lekkie silniki turboodrzutowe o niewielkim ciągu i zużyciu paliwa. Wszystkie te nowinki techniczne dały na początku lat 70. realne podstawy do skonstruowania niewielkich pocisków manewrujących o dużym zasięgu i celności.

Niespodziewanym impulsem do rozwoju amerykańskich pocisków manewrujących nowej generacji były amerykańsko-radzieckie negocjacje w sprawie ograniczenia zbrojeń strategicznych SALT (Strategic Arms Limitation Talks), zakończone podpisaniem 26 maja 1972 roku pierwszej serii porozumień. Ponieważ nie było w nich mowy o pociskach manewrujących dalekiego zasięgu (których zresztą Stany Zjednoczone w owym czasie nie miały), a jedynie o pociskach balistycznych stacjonujących na lądzie i okrętach podwodnych, Amerykanie postanowili wykorzystać tę lukę i zwiększyć swój potencjał odstraszania poprzez wprowadzenie do uzbrojenia tego rodzaju pocisków.

Pełna wersja artykułu w magazynie NTW nr specjalny 18. Zimna Wojna 1946-1991

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter