Pistolety służbowe Września
WOJCIECH WEILER
Pistolety służbowe Września
Zaatakowana z obu stron Polska miała w roku 1939 wojsko wyposażone w jeden z najnowocześniejszych pistoletów ówczesnej Europy: Visa wz.35. Wróg z zachodu nosił w kaburach leciwe Parabellum, a ten ze wschodu – TT. Wrześniowa 75. rocznica wybuchu drugiej wojny światowej to dobry czas na porównanie całej trójki.
Pistolety w europejskich armiach pierwszej połowy XX wieku stanowiły broń pomocniczą, domenę oficerów i podoficerów funkcyjnych, służąc im do samoobrony i ochrony powierzonego mienia oraz wymuszania posłuszeństwa. We wrześniu 1939 roku pistoletem służbowym Wojska Polskiego był Vis wz.35, skonstruowany przez polskich inżynierów w latach 1930–1935 i wprowadzony do uzbrojenia dokładnie przed czterema laty – rozkazem z dnia 5 września 1935 roku. Armia niemiecka wyposażona była w powoli dożywające swych lat, mocno przestarzałe pistolety Parabellum P.08 (Pistole Parabellum, Modell 1908) – nowszych P.38 jeszcze wówczas żołnierze hitlerowscy nie mieli. No, chyba że w filmach fabularnych: ostatnio P.38 i MP 40 znów pokazały się w Tajemnicy Westerplatte. Parabelka w swej ostatecznie udoskonalonej wersji była już wówczas w uzbrojeniu niemieckim od 31 lat, wprowadzona 22 sierpnia 1908 roku – a konstrukcyjnie pamiętała jeszcze XIX wiek i pistolet C/93, którego była rozwinięciem. Najeźdźca sowiecki, oprócz najpopularniejszych w tamtejszym wojsku rewolwerów Nagant obr.1895 g., w kaburach nosił pistolety samopowtarzalne TT (Tulskij, Tokariewa) konstrukcji Fiodora Wasiliewicza Tokariewa. Tetetkę wprowadzano do uzbrojenia Armii Czerwonej dwuetapowo. Najpierw, 13 lutego 1931 roku jako pistolet 7,62 mm pistolet Tokariewa obr.1930 g. (TT-30). Po latach poprawek osiągnął on formę dojrzałą i jako poprawiony konstrukcyjnie oraz technologicznie TT obr.1933 g. (TT-33) ponownie trafił do wojska w roku 1934. W międzyczasie pojawiły się dwa modele przejściowe, powstałe w trakcie modernizacji i także używane w Armii Czerwonej: TT-30/I i TT-30/II, który dziś testujemy.
Vis i TT są do siebie podobne tak na zewnątrz, jak i w środku, a nad oboma unosi się duch Johna Mosesa Browninga. Ich konstrukcje bardzo mocno oparto na pistoletach stworzonych przez Amerykanina, i choć są owocami odpowiednio polskiej oraz rosyjskiej szkoły konstruowania broni, to nie wyprą się korzeni zza oceanu, gdzie dla wielu wciąż stanowią nic innego jak egzotyczne kopie Colta M1911 z domieszką krwi innych pistoletów Browninga.
Kompletnie inaczej wygląda i działa Parabellum P.08, znad którego uśmiecha się Hugo Borchardt ze swym pierwszym na świecie udanym pistoletem samopowtarzalnym C/93 – jeszcze dziewiętnastowiecznym, udoskonalanym przez długie lata przez Georga Lugera aż do osiągnięcia postaci ostatecznej, czyli właśnie P.08.
Wszystkie trzy testowane konstrukcje są należytej wielkości, strzelają silną wojskową amunicją i korzystają z automatyki o działaniu opartym na krótkim odrzucie lufy. Mają mechanizmy spustowe pojedynczego działania i ośmionabojowe, wymienne magazynki pudełkowe – powyższe właściwości to po prostu drugowojenny standard w pistoletach służbowych, od którego oczywiście zdarzały się wyjątki. I na tym chyba już koniec cech wspólnych Visa, Parabellum i TT.
Forma, czyli konkurs piękności Wszystkie trzy pistolety mają kształty zdradzające ich wiek. Ponad stuletnia parabelka z mocno pochyloną rękojeścią i odsłoniętą lufą wygląda najbardziej charakterystycznie i moim zdaniem jest absolutnie najpiękniejszą konstrukcją spośród wszystkich pistoletów o nagiej lufie. Po niej też najbardziej widać, że zaczęto ją tworzyć naprawdę dawno temu – jeszcze w latach, kiedy znakiem czasów były pistolety Mannlichera (M1894), Krnki (M1895), Mausera (C/96), Bergmanna (M1897) czy Frommera (M1901).
O 30 lat młodszy Vis, jako rozwinięte naśladownictwo Colta w ogólnym zarysie wyraźnie przypominające swego protoplastę, nie jest już równie charakterystyczny w formie jak P.08. Ale i tak zachwyca ponadczasową urodą pistoletu dumnego, wyniosłego i dostojnego. W moim przekonaniu jest ładniejszy od pierwowzoru, czyli Jedenastki: bez dwóch ostrych ogonów sterczących niby koślawe widły z kurka i bezpiecznika chwytowego, ze zwężającą się ku górze rękojeścią i dolną jej krawędzią poprowadzoną równolegle do grzbietu broni Vis prezentuje się wspaniale. Swoistego szyku dodają też ostre krawędzie przejścia płaszczyzn i łuków, pracowicie ręcznie wyprowadzane kostkami szlifierskimi. Uzupełnieniem jego pięknego wyglądu jest wykończenie równie urodziwą oksydą o granatowym zabawieniu, uzyskiwaną w oparach kwasu solnego i azotowego.
Podobna do Visa tetetka to praktycznie jego równolatka i choć na pewno nie jest bronią brzydką, to jednak nie ma linii tak eleganckich jak polski pistolet. Swą formą tkwi bardziej w początkach XX stulecia niż w jego latach 30.: długi zamek przywodzi na myśl FN Mle 1903, ogólny kształt kojarzy się z Coltem M1903 Hammerless. Surowa w kształcie rękojeść o niewielkim kącie nachylenia przypomina niezliczone pistolety hiszpańskie z okresu międzywojennego (oczywiście bazujące na browningowskich pomysłach), zaś jej okładki są niemal identyczne jak we francuskich Unique Mle 16 czy 17. Oryginalną formę ma kurek i bardzo ładne nacięcia do odciągania zamka – cieńsze i grubsze pionowe rowki, ustawione naprzemiennie.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 9-10/2014