Pierwsza rocznica „Mare Nostrum”
Krzysztof Kubiak
Pierwsza rocznica „Mare Nostrum”
Tak zwana Europa Śródziemnomorska od wielu lat boryka się z problemem nielegalnej imigracji, głównie drogą morską, której rejony wyjściowe położone są w państwach Lewantu oraz Maghrebu i Sahelu. Pod „presją imigracyjną” znajduje się całe – w zasadzie – wybrzeże Starego Kontynentu od Grecji, poprzez Cypr, Maltę, Włochy, Francję, na Hiszpanii kończąc. Do skokowego zdynamizowania nielegalnej imigracji doszło w wyniku gigantycznego paroksyzmu nadal wstrząsającego Afryką Północną i Bliskim Wschodem, a początkowo nazwanego w europejskich mediach „arabską wiosną”.
Tunezyjskie preludium
Ten rezultat uboczny ludowych buntów jako pierwsze odczuły Włochy w związku z obaleniem długoletniego prezydenta Tunezji Ben Alego (przy władzy od 1987) w styczniu 2011 r. Chaos, paraliż służb porządkowych i formacji granicznych skłoniły wielu Tunezyjczyków do podjęcia niebezpiecznej próby przedostania się morzem do Europy. Początkowo było to zapewne zjawisko spontaniczne, ale szybko zdominowane zostało przez zorganizowane grupy przestępcze już wcześniej parające się tym procederem. W ciągu 3 miesięcy na Lampedusę przedostało się kilkanaście tysięcy osób. Pod koniec marca Włosi stwierdzili, że na wyspie oraz w tymczasowych obozach na kontynencie znajduje się około 20 tys. Tunezyjczyków, którzy powinni być repatriowani do ojczyzny. Wielu z nich wydostało się z obozów i podjęło próby dotarcia do Francji, gdzie większość ma rodziny. Spowodowało to gniewną reakcję Paryża, który posunął się nawet do groźby przywrócenia kontroli paszportowych na granicy z Włochami. W Tunezji nie doszło jednak do całkowitego rozpadu struktur państwa. Tymczasowe władze, które ukonstytuowały się po obaleniu prezydenta zdołały w znacznym stopniu opanować sytuację. W kwietniu 2011 r. podpisano umowę między Tunezją a Włochami o współpracy w kwestiach imigracyjnych (bliskie relacje służb porządku publicznego obu krajów datują się od końca lat 90. ub.w., a od 2003 r. miały charakter niemal kordialny). W myśl jej postanowień Italia zalegalizowała pobyt ponad 20 tys. imigrantów, którzy przybyli między 1 stycznia a 1 kwietnia 2011 r., zaś Tunezja zgodziła się na repatriację osób zatrzymanych po tym terminie. Włosi zaoferowali partnerowi szeroką pomoc wojskowo-policyjną, od wymiany informacji i szkoleń po nieodpłatne przekazanie 12 jednostek patrolowych. Politykom w Rzymie mogło się wydawać, że kryzys imigrancki zmierza do pomyślnego zakończenia.
Obszar endemicznej niestabilności Tak się jednak nie stało. Wydarzenia w Tunezji odbiły się szerokim echem w regionie, stały się swoistym zapalnikiem wyzwalającym reakcję łańcuchową, bądź – jak kto woli – inicjującym efekt domina. 25 stycznia 2011 r. rozpoczęły się protesty antyprezydenckie w Egipcie, 11 stycznia ustąpił Hosni Mubarak. W kolejnych wyborach prezydenckich zwyciężył kandydat Bractwa Muzułmańskiego Muhammad Mursi. Podjęte przez niego próby „islamizacji” państwa wywołały jednak sprzeciw armii, która obaliła go w lipcu 2013 r. Tymczasowym prezydentem został przewodniczący parlamentu Adli Mansur, którego jednak 8 czerwca br. zastąpił na urzędzie kierujący zamachowi przeciwko Mursiemu gen. Abd as-Sisi. Egipt zatoczył zatem pełen krąg „od dyktatury do dyktatury”. Armia zdołała jednak, choćby tymczasowo, ustabilizować państwo.
Zupełnie inaczej potoczyły się wydarzenia w Libii. Pierwsze manifestacje przeciwko płk. Muammarowi Kadafiemu miały miejsce 15 lutego 2011 r. „Rais z Trypolisu” nie zamierzał jednak ustępować i demonstracje przerodziły się w wyniszczającą wojnę domową. Dzięki wsparciu zewnętrznemu (części państw Zachodu i niektórych monarchii Zatoki Perskiej) zwycięsko wyszli z niej rebelianci. Jednakże choć 20 października zlinczowano Kadafiego, a 23 ogłoszono koniec wojny domowej, zbrojna przemoc nigdy – w istocie – nie wygasła. Po upadku dyktatury nowej dynamiki nabrały, zamrożone na kilka dekad, spory i zatargi plemienne, podgrzewane dążeniem do przejęcia kontroli nad możliwie wielkim segmentem libijskiego przemysłu naftowego. Na tę złożoną sytuację nałożyła się infiltracja islamistyczna i renesans rodzimego fundamentalizmu. Nie powiodły się próby opanowania sytuacji i osiągnięcia ugody.
Do grona państw ogarniętych wojną domową, która bardzo szybko przerodziła się w „konfrontację poprzez pośredników” toczoną przy wsparciu sił zewnętrznych, jak i przy ich bezpośrednim udziale, dołączyła ze swym konfliktem Syria. Po pierwszych wystąpieniach z 15 marca 2011 r. nastąpił miesiąc ruchów na płaszczyźnie politycznej, a następnie Baszir Assad zdecydował się na siłową rozprawę z przeciwnikami. Ostatecznie żadna ze stron nie uzyskała przewagi, a przedłużający się konflikt umożliwił zdobycie bardzo silnej pozycji przez islamistów, którzy następnie – jako państwo ISIS – zaczęli rozciągać swoje wpływy na rozległe obszary Iraku. Wojna trwa…
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 11-12/2014