Panzerjäger I

 


Mariusz Skotnicki


 

 

 

Panzerjäger I

 

- pierwsze niszczyciele czołgów Wehrmachtu

 

 

W latach drugiej wojny światowej działa samobieżne były równie ważnym jak czołgi rodzajem pojazdów pancernych. Łatwiejsze do skonstruowania oraz tańsze w produkcji, miały jednocześnie zbliżoną do czołgów prędkość oraz zdolność pokonywania przeszkód terenowych. Działa samobieżne wszelkich typów, dzięki swojej mobilności i związanej z tym możliwości szybkiej zmiany stanowisk ogniowych, były bez porównania doskonalszym narzędziem walki od dział ciągniętych przez zaprzęgi konne, czy nawet holowanych przez pojazdy mechaniczne. Było to szczególnie istotne w przypadku jednostek artylerii przeciwpancernej, wykorzystywanych często w charakterze ruchomego odwodu na tych odcinkach frontu, które były zagrożone przez nieprzyjacielskie czołgi. Nazwy „Marder”, „Hetzer”, „Hornisse”, czy „Jagdpanther” są powszechne znane wszystkim interesującym się historią Panzerwaffe, jednak warto pamiętać, że historia niszczycieli czołgów Wehrmachtu rozpoczęła się już w 1940 roku, wraz ze skonstruowaniem pojazdów Panzerjäger I.

 



Historia powstania konstrukcji
W okresie międzywojennym w kilku armiach europejskich rozważano możliwość wprowadzenia do uzbrojenia lekko opancerzonych, gąsienicowych dział samobieżnych, uzbrojonych w armaty przeciwpancerne kal. 37-47 mm. Wśród państw budujących prototypy takich wozów bojowych była także Polska, w której skonstruowano na podwoziach tankietek TK-3 i TKS lekkie działa samobieżne TK-D i TKS-D. W Niemczech już w 1929 roku powstał prototyp samobieżnego działa przeciwpancernego 3,7 cm TaK L/45 na podwoziu ciągnika gąsienicowego WD. Jednak seryjną produkcję pojazdów, określanych w niemieckiej armii mianem Panzerjäger, rozpoczęto dopiero po wybuchu II wojny światowej. Walki w Polsce we wrześniu 1939 roku zakończyły się ostatecznie zwycięstwem Wehrmachtu, jednak przebieg walk dowiódł, że część sprzętu bojowego była już przestarzała i wymagała wycofania z jednostek pierwszoliniowych. Dowódcy jednostek pancernych zwracali uwagę na fakt, że czołgi lekkie Pz.Kpfw. I i II były skuteczne tylko dzięki swojemu masowemu zastosowaniu i słabości środków obrony przeciwpancernej polskiej piechoty. Gdy dochodziło do starć z nielicznymi polskimi czołgami lekkimi 7 TP, zarówno „jedynki”, jak i „dwójki” były deklasowane ze względu na swoje uzbrojenie. Skala problemu była bardzo duża – 1 września 1939 roku w jednostkach Panzerwaffe znajdowało się 1445 czołgów Pz.Kpfw. I Ausf. A i B, uzbrojonych tylko w karabiny maszynowe, co stanowiło aż 46,4 % ogólnej liczby niemieckich czołgów! Wady niemieckich pojazdów pancernych nie stanowiły jeszcze problemu w wojnie z Polską z uwagi na nieprzygotowanie jej armii do działań w warunkach Blitzkriegu. Jednak kolejnym przeciwnikiem Wehrmachtu była armia francuska – jedna z największych w Europie, dysponująca ponad 3 tys. czołgów. Szczególne zaniepokojenie w niemieckim Dowództwie Wojsk Lądowych (OKH) wzbudzały informacje o francuskich czołgach średnich B-1bis, przewyższających pod względem uzbrojenia i opancerzenia każdy czołg Panzerwaffe. Nawet czołgi średnie Pz.Kpfw. III i IV, uzbrojone tylko w armaty kal. 37 i 75 mm o krótkich lufach i niewystarczających osiągach balistycznych, nie były dla B-1bis równorzędnym przeciwnikiem. Wobec faktu, że planowana ofensywa w Europie Zachodniej miała rozpocząć się wiosną 1940 roku nie było już czasu na skonstruowanie i wprowadzenie do służby całkowicie nowego czołgu średniego. W tej sytuacji niezbędne stało się zastosowanie rozwiązań improwizowanych – zdecydowano się wykorzystać podwozia części czołgów lekkich do budowy dział samobieżnych, mogących wszelkie francuskie wozy bojowe. W dość naturalny sposób Urząd Uzbrojenia Wojsk Lądowych zwrócił uwagę na czołgi Pz.Kpfw. I. Były one systematycznie wycofywane z batalionów pancernych po zakończeniu kampanii wrześniowej w Polsce. W pierwszej kolejności wycofywano wozy starszej wersji Ausf. A, ale proces wymiany sprzętu w jednostkach pancernych objął również czołgi Pz.Kpfw. I Ausf. B. Wspomniane pojazdy były w olbrzymiej większości przypadków jeszcze sprawne technicznie. Część z nich była przerabiana na pojazdy pogotowia technicznego lub pojazdy amunicyjne. W końcu 1939 roku w biurze konstrukcyjnym firmy Alkett (Altmärkische Kettenfabrik GmbH) z Berlina powstały projekty aż trzech dział samobieżnych na podwoziu Pz.Kpfw. I Ausf. A. Proponowano, aby po zdjęciu z czołgów wież obrotowych z karabinami maszynowymi usunąć także część górnego pancerza kadłuba. Na tak dostosowanych pojazdach zamierzano montować za lekką tarczą ochronną trzy różne typy dział. W zależności od projektu mogła to być armata plot. Flak 30 kal. 20 mm, lekkie działo piechoty leIG 18 kal. 75 mm lub armata ppanc. Pak 35/36 kal. 37 mm. Ta ostatnia była od 1936 roku standardowym typem armaty w dywizjonach przeciwpancernych dywizji Wehrmachtu. Przygotowano drewniane makiety tych dział samobieżnych i zaprezentowano je przedstawicielom Urzędu Uzbrojenia Wojsk Lądowych. Wzbudziły one pewne zainteresowanie, jednak do produkcji zatwierdzono tylko samobieżne działa plot. Projekt pojazdu uzbrojonego w leIG18 nie miał szans na realizację w obliczu rozpoczynającej się produkcji seryjnej doskonałych dział szturmowych Sturmgeschütz III. Natomiast główne zastrzeżenia co do produkcji dział samobieżnych z armatami Pak 35/36 były spowodowane ich niewystarczającymi osiągami balistycznymi. Pociski Pak 35/36 nie były w stanie przebić pancerzy najlepszych francuskich czołgów.

Wybór odpowiedniego uzbrojenia dla projektowanego lekkiego niszczyciela czołgów był kwestią pierwszorzędnej wagi, przesądzającą o jego przydatności na polach walk. Teoretycznie najlepszym rozwiązaniem było wykorzystanie nowej niemieckiej armaty ppanc. Pak 38 kal. 50 mm. Jednak w końcu 1939 roku prace nad nią ciągle jeszcze trwały i trudno było sprecyzować dokładny termin rozpoczęcia jej produkcji seryjnej. W tej sytuacji pozostało tylko wykorzystanie armat zdobycznych. Polska armata ppanc. wz. 36 i czeska PUV vz. 37, obie kalibru 37 mm, nie odbiegały zbytnio swoimi parametrami od niemieckiego Pak 35/36. Szczęśliwie dla Niemców wśród przejętego przez Wehrmacht w marcu 1939 roku uzbrojenia armii czechosłowackiej znajdowały się także doskonałe armaty ppanc. PUV vz. 38 kal. 47 mm L/43,4. Były one produkowane przez czeskie zakłady Škoda pod fabrycznym oznaczeniem A-5. Armata posiadała jednokomorowy hamulec wylotowy, a mechanizm oporopowrotnika był zamontowany nad jej lufą. Działa tego typu przyjęto do uzbrojenia Wehrmachtu początkowo pod oznaczeniem 4,7 cm Pak 38 (t) L/43,4. Jednak wraz z pojawieniem się nowych niemieckich armat ppanc. 5 cm Pak 38 oznaczenie zmieniono na 4,7 cm Pak (t) L/43,4. Opisywane czeskie armaty wystrzeliwały pociski ppanc. 4,7 cm Pzgr. 36 (t) o masie 1650 g z prędkością początkową 775 m/sek. Przebijały one płyty pancerne, nachylone pod kątem 30°, o grubości: 53,5 mm z 100 m; 52 mm z 200 m; 50,5 mm z 300 m; 49 mm z 400 m; 47,7 mm z 500 m; 46,3 mm z 600 m; 44,9 mm z 700 m; 43,5 mm z 800 m; 42 mm z 900 m; 40,7 mm z 1000 m; 39,5 mm z 1100 m; 38,1 mm z 1200 m; 37 mm z 1300 m; 35,6 mm z 1400 m; 34,5 mm z 1500 m. Jak wynika z powyższego zestawienia pociski PUV vz. 38 kal. 47 mm przebijały z odległości 1500 m pancerze wszystkich ówczesnych niemieckich czołgów, nawet czołgów średnich Pz.Kpfw. IV Ausf. A, B i C. Z francuskich czołgów tylko załogi B-1bis, z pancerzem czołowym o grubości 60 mm, mogły czuć się bezpiecznie. Jednak boczny pancerz B-1bis pociski kal. 47 mm przebijały nawet z odległości 1000 m! Można było stosować także amunicję z austriackimi pociskami 4,7 cm Pzgr. 35 (ö) o masie 1510 g i prędkości początkowej 805 m/sek., skonstruowane pierwotnie dla armaty przeciwpancernej Böhler, które z odległości 1500 m przebijały pancerz o grubości 25 mm. W 1941 roku wprowadzono ponadto do użytku pociski podkalibrowe z rdzeniem wolframowym Pzgr. 40 o masie 800 g i prędkości początkowej 1080 m/sek. Z odległości 100 m przebijały one pancerz o grubości 100 mm. Z armaty firmy Škoda można było również prowadzić ogień z pocisków burzących 4,7 cm Sprgr. 36 (t) o masie 2300 g i prędkości początkowej 400 m/sek. Wyprzedzając nieco narrację można wspomnieć, że stosowano je dość często w działaniach bojowych, np. na froncie wschodnim w 1941 roku zużywano o 40% więcej amunicji burzącej w porównaniu do przeciwpancernej.

W świetle późniejszych faktów, paradoksalny wydaje się początkowy brak większego zainteresowania ze strony dowództwa niemieckiej armii. Większość egzemplarzy tej armaty znalazła się w magazynach. Wiosną 1939 roku zwracano uwagę głównie na łoże armaty, przystosowane pierwotnie tylko do trakcji konnej. Drewniane koła z metalowymi obręczami umożliwiały holowanie z prędkością zaledwie 10–15 km/h! Oczywiście w sytuacji, gdy armatę zaczęto rozpatrywać jako uzbrojenie nowych niszczycieli czołgów, konstrukcja łoża dolnego przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Zimą 1939/40 roku podpisano z firmą Alkett kontrakt na zbudowanie prototypu nowego niszczyciela czołgów, uzbrojonego w armatę 4,7 cm Pak (t). Gotowy już projekt tego typu wozu bojowego z armatą Pak 35/36 został gruntownie zmieniony. Przede wszystkim uznano, że należy zrezygnować z koncepcji wykorzystania podwozia Pz.Kpfw. I Ausf. A. Z góry przewidywano, że układ jezdny byłby nadmiernie przeciążony, a tym samym podatny na awarie techniczne. Zbyt słaby silnik czołgu wersji Ausf. A (Krupp M 305 o mocy 42 kW/57 KM) nie gwarantował wystarczającej prędkości nawet podczas jazdy po szosie. W tej sytuacji postanowiono wykorzystać podwozia czołgów Pz.Kpfw. I Ausf. B ze zmodyfikowanym, powiększonym układem jezdnym i mocniejszym silnikiem (Maybach NL 38 TRKM o mocy 73,6 kW/100 KM). Warto wspomnieć, że brano pod uwagę także sytuację, w której nawet wykorzystanie podwozi Pz.Kpfw. I Ausf. B nie przyniesie zadowalających rezultatów. Wówczas zamierzano zbudować działo samobieżne z armatą ppanc. kal. 47 mm na podwoziu czołgu lekkiego Pz.Kpfw. II. Jak wiadomo, nie doszło jednak do tego.

Pełna wersja artykułu w magazynie NTW Numer Specjalny 11

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter