P80, czyli powrót do przeszłości

P80, czyli powrót do przeszłości

Borys Kulka

 

Wielu producentów broni od czasu do czasu wypuszcza „rocznicowe” albo „pamiątkowe” egzemplarze, by podkreślić jakąś rocznicę, a przy okazji nieco zarobić, bo takie kolekcjonerskie perełki zawsze cieszą się dużym zainteresowaniem, a ich liczba jest z założenia ograniczona.

Tak samo postąpiła firma Glock, która wespół ze swoim partnerem Lipsey's z USA wprowadziła w bieżącym roku do sprzedaży (publiczna premiera w Europie miała miejsce podczas IWA 2022) pamiątkowy, kolekcjonerski pistolet P80, który ma upamiętniać czterdziestą rocznicę wejścia na rynek pistoletów Glock (jak się potem okazało – pierwszej generacji).

Dlaczego zatem P80? Ano dlatego, że pod tym oznaczeniem broń ta trafiła do wyposażenia austriackiej armii. Dopiero potem, w 1986 roku pistolety weszły na rynek cywilny już jako Glock z odpowiednim indeksem numerowym.

Rocznicowy P80 jest oczywiście pełnosprawną bronią i repliką pistoletu sprzed 40 lat, choć wykonaną jednak troszeczkę inaczej od oryginału.

Rzecz jasna kształt szkieletu, zamka i większości elementów wiernie oddaje pierwszą generację Glocka, podobnie jak i oznaczenia. Mamy więc tutaj szkielet pokryty drobną fakturką (teoretycznie antypoślizgową) o bardzo szerokim chwycie ukształtowanym tak, jakby robił to średnio uzdolniony cieśla, czyli raczej kołkowato.
Oczywiście mamy tylko jeden pin mocujący urządzenie spustowe, ale za to nie mamy szyny Picatinny pod lufą, więc latarki nie przyczepimy. Zamek broni to też kalka oryginału 1:1 (przy okazji widać, jak kosmetyczne zmiany różnią generację I od V – no cóż, ideału się najwyraźniej nie poprawia) i to wraz z oznaczeniami. Uważny obserwator zauważy także starego typu, płaski pazur wyciągu łusek. Nie mam pod ręką oryginału, ale wydaje mi się, że polimerowa muszka rocznicowego P80 ma jednak troszeczkę inny kształt niż ta sprzed 40 lat.

Kolejną różnicą jest spust – co prawda jest to identyczny spust, jak ten w oryginalnym P80, ale pracuje znacznie przyjemniej niż tamten. Nie wiem, czy wynika to z zastosowanych technologii, nabycia doświadczenia w produkcji czy może po prostu nowy spust ubrano w stare szaty i wpakowano w rocznicowy szkielet. Szczerze? Nie ma to żadnego znaczenia, bo – nie czarujmy się – tego typu pistoletu nie kupuje się do tyrania go po zawodach, treningach czy szkoleniach, ale po prostu po to, żeby go mieć.

Pistolet P80 dostarczany jest oczywiście w specjalnym opakowaniu, nazwijmy je „warstwowym”. Pierwszą warstwę stanowi bardzo ładnie zaprojektowane pudełko z grubego, twardego kartonu zamykane klapką z magnesikiem. Dowiemy się z niego co nieco o tym, co jest w środku i dlaczego tak. Wewnątrz znajdziemy trochę papierologii, bardzo ładnie wydanej, wraz z instrukcją i certyfikatem autentyczności.

No i najważniejsze – jest też tzw. Tupperware, czyli pudełko na kanapki (żywność). Plastikowy box, przypominający dokładnie takie pudełka jakie kupimy w markecie w sekcji „przechowywanie żywności”, tyle że zrobiony z czarnego, nieprzejrzystego tworzywa sztucznego. Wewnątrz, przetknięty kabłąkiem przez kołek będący częścią dna pudełka i z rękojeścią ograniczoną przegródką, spoczywa P80. Obok przypięta jest szczoteczka wyciora we własnym mocowaniu, a luzem wala się drugi magazynek z klasyczną „ładowarką po nic” oraz plastikowy wycior. Trudno będzie młodszym uwierzyć, ale tak kiedyś pakowano i sprzedawano pistolety – oczywiście w samym Tupperware, bez tego fancy kartonika. O ile mnie pamięć nie myli, to tu producent jednak troszkę nagiął czasoprzestrzeń, bo pierwsze Glocki miały pudełka tylko z kołkiem na kabłąk, bez przegródki, a dodatkowo przegródka wskazuje na dopasowanie do chwytu 3. generacji, choć nie mam pojęcia, czy takie pudełka do tej generacji były w ogóle produkowane...

Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 5-6/2022

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter