Airsoftowa rewolucja – czyli P.38 jak żywy
Jarosław Lewandowski
Airsoftowa rewolucja
– czyli P.38 jak żywy
Cudownie wierne kopie broni palnej były przez długie lata japońską specjalnością – głównie z powodu przepisów tamtejszego prawa, zakazującego posiadania przez cywilnych obywateli jakiejkolwiek prawdziwej broni.
Całkowity zakaz (na marginesie: nie mający żadnego związku z poziomem lokalnej przestępczości, zarówno drobnej, jak zorganizowanej – Yakuzy zakaz ten jakoś nie dotykał) spowodował rozwój rynku erzatzów, przede wszystkim modeli redukcyjnych. W Europie młodzież kleiła modele samolotów albo czołgów, a strzelała z wiatrówek albo kabekaesów. W Japonii kleiła modele karabinów i pistoletów, a później – w miarę rozwoju techniki i technologii – także z nich strzelała. Albo kapiszonami, opakowanymi w modele nabojów albo plastikowymi kuleczkami BB. Przez wiele lat równolegle współistniało kilka linii replik i modeli: metalowe modele funkcjonalne (niestrzelające, ale składające się z identycznych części, jak pierwowzory – tyle, że w newralgicznych miejscach zmieniono im wymiary, aby uniemożliwić załadowanie prawdziwej amunicji), plastikowe modele redukcyjne, plastikowe repliki (z dodatkowym dociążeniem) na naboje z kapiszonem i strzelające quasi-repliki airsoftowe. W czasach nam bliższych na rynku modeli broni zaszły poważne zmiany, dziś już nie musimy wybierać: albo wierna kopia, albo kopia strzelająca. Postęp technologiczny pozwolił bowiem upakować „napęd” urządzeń w magazynkach, zmienianych podobnie jak w prawdziwej broni, a co lepiej wykonane egzemplarze mają nawet zachowaną ruchomość części i możliwość demontażu na podzespoły – tak jak oryginał. Do Polski moda na plastikowe repliki airsoftowe dotarła całkiem niedawno, za to były one już w najbardziej rozwiniętej postaci, czyli maksymalnie wiernej pierwowzorom. Co prawda produkcja – tak jak wszystko – przeniosła się do Chin (kontynentalnych albo na Tajwan), ale w większości przypadków jakość na tym znacząco nie ucierpiała. Początkowo większość dostępnych wzorów stanowiły repliki broni współczesnej, gdzie głównym atutem była możliwość strzelania „ogniem seryjnym”, dzięki elektrycznym silniczkom napędzającym mechanizm miękkopowietrznej wiatrówki. Ostatnio zaczęły jednak pojawiać się szerzej modele broni klasycznej, a strzelanie białymi kuleczkami jest zdecydowanie dodatkiem do przyjemności samego obcowania z naprawdę wierną repliką pistoletu, w którym zachowano nawet podobną z oryginałem masę i rozkład środka ciężkości, a zewnętrzne części są metalizowane dla nadania „chłodu” powierzchni zewnętrznej broni. W kilku następnych numerach zamierzam przedstawić takie – moim zdaniem najciekawsze – strzelające modele redukcyjne. Na pierwszy ogień idzie Walther P.38, jeszcze prawdziwie japońskiej produkcji – pistolet jest dziełem firmy Maruzen z Tokio.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 10/2010