OORP Wicher i Burza w II wojnie światowej - część 4. ORP Burza na atlantyckich szlakach

Jerzy Łubkowski
Na początku 1942 roku ORP Burza ciągle wykonywał zadania w ramach Irish Sea Escort Force, jednakże coraz więcej jego uzbrojenia, urządzeń i innych elementów konstrukcyjnych sprawiało poważne kłopoty załodze i w związku z tym niezbędny był gruntowny remont, aby umożliwić sfatygowanemu kontrtorpedowcowi dalszą służbę w składzie zespołów bojowych.
Podjęto zatem decyzję o skierowaniu go do stoczni. Nim jednak to się stało, Admiralicja Brytyjska zaproponowała Kierownictwu Marynarki Wojennej wykorzystanie Burzy jako brandera, czyli jednostki wyładowanej materiałami wybuchowymi lub łatwopalnymi, która w samobójczej akcji posłużyłaby do zniszczenia jednego z największych ówczesnych suchych doków, używanych przez Niemców w podbitej Francji. Dok ten o nazwie Normandie znajdował się w porcie Saint-Nazaire i był w stanie przyjmować nawet największe okręty liniowe, łącznie z Tirpitzem, który rozmiarami przewyższał zatopionego w maju 1941 roku Bismarcka, gdyż jego długość wynosiła 251 metrów, a pełna wyporność 52 600 ton.
Zdaniem Brytyjczyków, ewentualne wykorzystanie Burzy jako brandera wynikało z faktu, że była to jednostka produkcji francuskiej, do której brakowało części zamiennych, wykazywała się przy tym dużą awaryjnością i była już w „średnim” wieku, nie rokującym na zbyt długą służbę. Jednakże, aby użyć „Burzy” do zniszczenia doku Normandie, Admiralicja potrzebowała zgody strony polskiej, ponieważ był to okręt stanowiący własność rządu RP. Kierownictwo MW nie było zachwycone tą propozycją, gdyż utrata kontrtorpedowca zdecydowanie osłabiłaby stan posiadania polskiej Marynarki Wojennej, albowiem większość okrętów, którymi dysponowała w czasie działań wojennych miało zostać zwrócone Royal Navy po ich zakończeniu, zgodnie z protokółem podpisanym 3 grudnia 1940 roku. Burza natomiast była jednym z dwóch kontrtorpedowców, których protokół ten nie dotyczył.
Ostatecznie szef Kierownictwa MW, wiceadmirał J. Świrski, po przeprowadzeniu 19 stycznia 1942 roku inspekcji na stacjonujących w Greenock polskich kontrtorpedowcach, nie wyraził zgody na użycie Burzy jako brandera i w wyniku tego okręt został skierowany 2 lutego 1942 roku do Portsmouth, w celu przeprowadzenia kapitalnego remontu. Do akcji zniszczenia doku Normandie wykorzystano natomiast zbudowanego jeszcze w latach pierwszej wojny światowej eks amerykańskiego niszczyciela Campbeltown.
Kolejny remont ORP Burza był najdłuższym w jego dziejach, bo trwał od 19 lutego, aż do 14 września 1942 roku, czyli prawie siedem miesięcy. W tym czasie dokonano gruntownej konserwacji kadłuba i pozostałych elementów konstrukcyjnych okrętu, przejrzano i wyremontowano szereg urządzeń, dokonano zasadniczych zmian w uzbrojeniu. Zgodnie bowiem z nową koncepcją służby, Burza miała powrócić do akcji konwojowych na Atlantyku.
W ramach modernizacji uzbrojenia Burzy zdjęto z niej dwa działa artylerii głównej kal. 130 mm. W miejsce wieży nr 1 zainstalowano najnowocześniejszy ówczesny brytyjski system do zwalczania okrętów podwodnych tzw. „hedgehog” czyli jeża, który mógł jednocześnie miotać 24 pociski głębinowe na odległość około 180 m i to przed dziób okrętu. Pociski z jeża detonowały w wodzie tylko w razie natrafienia na kadłub okrętu. Z jednej strony stanowiło to ich zaletę, gdyż dawało natychmiastową informację o skuteczności ataku, z drugiej natomiast nie stanowiły dla U-boota zagrożenia takiego, jak bomby głębinowe, które mogły go zniszczyć lub uszkodzić detonując nawet w odległości 25 m. Niewątpliwie jednak „pokrycie” pociskami pewnej powierzchni zwiększało prawdopodobieństwo bezpośredniego trafienia ściganego okrętu podwodnego, w porównaniu do obkładania go bombami z miotaczy czy nawet serii bomb zrzucanych ze zrzutni rufowych zwłaszcza, że następną salwę można było odpalić po około 3 minutach.
Hedgehog w 1942 roku był tak tajnym typem uzbrojenia, że jego montowanie na Burzy odbywało się pod namiotem płóciennym, pomimo że okręt znajdował się na terenie pilnie strzeżonej stoczni. Poszczególne części jeża dostarczano w oddzielnych skrzyniach, a załoga nie była informowana o ich przeznaczeniu.
W celu poprawienia możliwości obrony Burzy przed atakami z powietrza, w miejsce wieży nr 3, na nadbudówce rufowej zainstalowano czterolufową armatę kal. 40 mm, czyli słynnego pom-poma, który w tym czasie stanowił główne uzbrojenie przeciwlotnicze wielu kontrtorpedowców i krążowników. Armata przeciwlotnicza 40 mm (2pdr) Mark VIII na podstawie Mark VII, potocznie nazywana pom-pom (od dźwięku wydawanego podczas strzelania), została skonstruowana przez Brytyjczyków w latach 30. dwudziestego wieku. Było to morskie działko automatyczne, sprzężone na ogół w zestawy czterolufowe lub ośmiolufowe. W pierwotnym wariancie podstawy Mark VII działko naprowadzane było na cel ręcznie przez dwóch celowniczych, obracających korbami kierunku i podniesienia luf. Odpalania pocisków dokonywano również ręcznie za pomocą specjalnego spustu. Lufy chłodzone były wodą. Na podstawach sprzężonych poczwórnie, górne pary luf były charakterystycznie cofnięte w stosunku do dolnych, z uwagi na dostęp do magazynków po bokach, a na podstawach ośmiolufowych zewnętrzne działa były cofnięte w stosunku do środkowych. Lufy miały na ogół tłumiki płomieni. Amunicja dla każdej lufy była podawana z 14-nabojowych taśm, które mogły być łączone w magazynkach w odcinki po 112 nabojów (140 w podstawach ośmiolufowych).
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO nr specjalny 5/2016