Obrona powietrzna PRL Anno Domini 1982

Obrona powietrzna PRL Anno Domini 1982

Robert Rochowicz

Każda armia w czasie pokoju ma jedno, najważniejsze zadanie – jak najlepiej przygotować się do ewentualnego, nowego konfliktu zbrojnego. Podporządkowane są temu wszystkie zabiegi organizacyjne, proces szkolenia oraz modernizacja techniczna posiadanego uzbrojenia i specjalistycznego wyposażenia.

W okresie istnienia PRL siły zbrojne naszego kraju w ramach Układu Warszawskiego pod względem liczebności ustępowały tylko armii radzieckiej. Ze względu na posiadany potencjał demograficzny, ale i położenie geograficzne, w razie wybuchu wojny z NATO, to co działoby się na naszym terytorium miałoby kluczowe znaczenie, zwłaszcza w pierwszych tygodniach prowadzenia działań zbrojnych. W sejfach czekały przygotowane różne scenariusze prowadzenia zarówno operacji zaczepnych, jak i obronnych. Wyciągnięcie odpowiednich dokumentów zależało jedynie od aktualnej sytuacji.

Wojska pierwszych pięciu minut

Jeszcze w latach 60. XX w., rozpoczynając zakrojone na dużą skalę przygotowania polskich sił zbrojnych do wojny z NATO, podzielono je na siły operacyjne i wojska obrony terytorium kraju. Te pierwsze miały być gotowe do marszu na Europę Zachodnią, zaś drugie miały odpowiadać za obronę terytorium naszego państwa i zajmować się przygotowywaniem rezerw do wysłania ich na front. Ponieważ Polska była traktowana jako obszar tranzytowy jednostek radzieckich ze wschodu na wschód, do zadań wojsk „terytorialnych” należało utrzymywanie drożnych szlaków komunikacyjnych, czyli węzłów drogowych, kolejowych oraz przepraw przez Wisłę i Odrę.

W 1962 roku w ramach odgórnej reformy struktur organizacyjnych, narzuconej przez Naczelne Dowództwo Zjednoczonych Sił Zbrojnych UW w Moskwie (w skrócie ND ZSZ UW), powołano do życia nowy rodzaj sił zbrojnych – Wojska Obrony Powietrznej Kraju (w skrócie WOPK). Na jednostkach wchodzących w jego skład spoczywał obowiązek szeroko rozumianej obrony przestrzeni powietrznej nad Polską. Bez względu na przygotowywane scenariusze przyszłej wojny, organiczne pułki myśliwskie, dywizjony rakietowe i posterunki radiotechniczne WOPK miały trwać na terytorium naszego kraju, broniąc dostępu przed wszelkimi możliwymi środkami napadu powietrznego (w skrócie ŚNP). Ze względu na znaczący wzrost możliwości technicznych wspomnianych ŚNP i spodziewany scenariusz, w którym uderzenia z powietrza będą inicjować (poprzedzać) rozpoczęcie konfliktu zbrojnego na lądzie, ten czwarty rodzaj sił zbrojnych bardzo często określano wojskami pierwszych pięciu minut wojny.

Plan wprowadzenia do działań wojennych WOPK był oczywiście nieustannie modyfikowany, podobnie zresztą jak ciągłe zmiany następowały w ich strukturach organizacyjnych i wyposażeniu jednostek. Pakiet dokumentów aktualizacyjnych użycia sił w obronie powietrznej kraju opracowano m.in. w latach 1980–1981, co było spowodowane szeregiem dość istotnych zmian wprowadzonych w systemie dowodzenia i znaczącym uzupełnieniem stanów posiadania w pododdziałach rakietowych i radiotechnicznych oraz częściowo w lotnictwie myśliwskim.

Poznać potencjał i zamiary nieprzyjaciela

Aby przygotować dobry plan działań wojennych trzeba nie tylko znać własny potencjał, ale również mieć jak najpełniejszą wiedzę o przeciwniku. W tworzonych studiach założono, że początkiem wojny będzie operacja powietrzna przeprowadzona w celu wywalczenia przewagi jądrowej i panowania w powietrzu. Miała ona polegać na wykonaniu szeregu zmasowanych uderzeń na głównych kierunkach operacyjnych wojsk lądowych. Operacja prawdopodobnie byłaby prowadzona na pełny promień działania lotnictwa taktycznego (800–1000 km) w czasie od jednej do kilku dób. Założono trzy scenariusze rozpoczęcia wojny przez ŚNP NATO: po krótkotrwałym (do 3 dni), średnioterminowym (od 3 do 15 dni) lub długotrwałym przygotowaniu (od 10–15 dni do 45 dni). Jako podstawowy traktowano wariant drugi. W warunkach ograniczonego konfliktu zbrojnego w Europie (Europejski Teatr Wojny, w skrócie ETW), z zastosowaniem środków konwencjonalnych, spodziewano się operacji powietrznej po okresie mobilizacyjnym nie krótszym niż 10–15 dni. Jako zasadnicze kierunki działań nieprzyjacielskiego lotnictwa wskazano trzy: północno-zachodni (nadmorski), zachodni (berliński i drezdeński) i południowo-zachodni (praski).

Kolejne zmienne określały albo uderzenie konwencjonalne (np. jedno, czy raczej pierwsze z wielu zmasowanych uderzeń na teren PRL, z udziałem ok. 500 samolotów lotnictwa taktycznego, z tego 80 na kierunku północno-zachodnim i 420 na zachodnim), albo jądrowe z wykorzystaniem 40 pocisków rakietowych (typów Posejdon, Polaris i Pershing) i 470 samolotów lotnictwa strategicznego i taktycznego, z czego z kierunku północno-zachodniego szacowano siłę nadciągającego nieprzyjaciela na 100 samolotów, zachodniego – 170 samolotów, południowo-zachodniego – 200 samolotów.

Główne zagrożenie dostrzegano w pierwszej i drugiej fali ataku, których zadaniem miało być obezwładnienie polskiej obrony powietrznej. Jako najbardziej prawdopodobne uznano, że ta pierwsza będzie nalotem niespodziewanym, de facto rozpoczynającym konflikt zbrojny, do tego wykonanym na małych i bardzo małych wysokościach z użyciem ok. jednej czwartej posiadanych sił. Bezpośrednio po nim zakładano nadejście drugiej fali pozostałych sił, która miała wykorzystać ewentualny chaos po pierwszym uderzeniu. Ten już zmasowany nalot, według przypuszczeń, miał odbyć się pod pełnym przykryciem zakłóceń radioelektronicznych. Szacowano, że największe natężenie nalotu nad naszym terytorium będzie trwać przez ok. 30 minut, licząc od wejścia pierwszego rzutu w polską strefę odpowiedzialności obrony powietrznej.

Niestety, prowadzone analizy możliwego natężenia tego pierwszego nalotu były z każdym rokiem coraz mniej pomyślne dla przygotowujących się do działań obronnych sił własnych. Potencjał ŚNP NATO bowiem systematycznie wzrastał, przy czym zajmowano się poważniej tylko samolotami i śmigłowcami, bowiem wobec nadlatujących rakiet balistycznych byliśmy w zasadzie bezbronni. Nowa generacja amerykańskich i zachodnioeuropejskich samolotów bojowych wprowadzanych systematycznie do służby w drugiej połowie lat 70. XX w. zdecydowanie górowała już nad możliwościami podstawowego polskiego samolotu myśliwskiego, czyli MiG-21. Połączenie zdolności do lotów na ekstremalnie niskich pułapach i coraz doskonalsze kierowane uzbrojenie rakietowe były nie lada wyzwaniem dla obrony powietrznej. Gdy chwilę później w natowskim arsenale pojawiły się rakiety manewrujące, sytuacja stała się jeszcze groźniejsza. Państwa zachodnie szły jednak nie tylko w jakość, ale i w ilość. Szacowane możliwości przeprowadzenia samolotolotów w ciągu jednej doby przerażały liczbami. Dla przykładu tylko dla kierunku nadmorskiego wyliczono nawet 752 możliwych samolotolotów w ciągu pierwszej doby, blisko 500 w kolejnej, a dla kierunku zachodniego odpowiednio nawet blisko 5,5 tysiąca i ok. 3,5 tysiąca!

Wszystkiego obronić się nie da

Gdy w latach 60. XX w. budowa systemu obrony powietrznej oznaczała konieczność zakupu niezwykle drogich zestawów rakietowych, samolotów MiG-21, coraz to nowszych typów stacji radiolokacyjnych i systemów radioelektronicznych oraz obiektów odpowiadających za automatyzację procesów dowodzenia szybko okazało się, że objęcie pełną obroną całego terytorium kraju nie będzie możliwe. Pod koniec tej dekady dopracowano ostatecznie plan strefowo-obiektowej osłony przeciwlotniczej, za który miały odpowiadać WOPK. Budowa kolejnych elementów systemu trwała w zasadzie do połowy lat 80. XX w.

Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 9/2020

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter