Nowy rycerz w zamku Camelot

 


JAROSŁAW LEWANDOWSKI


 

 

 

Nowy rycerz w zamku Camelot

 

 

Czasami zdarza się tak, że przemyślana kampania reklamowa wymknie się spod kontroli i zamiast wspomóc sprzedaż produktu, który miała zareklamować, zacznie żyć własnym życiem. Przykłady można mnożyć – ale chyba po raz pierwszy coś takiego przydarzyło się producentowi broni...

 



Podczas tegorocznych targów IWA & OutdoorClassics zadebiutowała włosko-rosyjska firma Arsenal Firearms Group, powstała z połączenia pasji do broni palnej dwóch ludzi: Włocha Nicoli Bandiniego i Rosjanina Dmitrija Streszyńskiego. Pierwszy do tej pory znany był głównie jako gunwriter i po trosze projektant broni, drugi jako właściciel moskiewskiej fabryczki Miniature Arsenal, wytwarzającej rękodzielniczo funkcjonalne miniatury broni palnej – opisywaliśmy zresztą ten arcyciekawy zakład na naszych łamach (STRZAŁ 6/10). Arsenal Firearms mieści się we włoskim zagłębiu produkcji broni, w Gardone Val Trompia. W skład grupy wchodzą dwie fabryki: Zanotti i Miniature Arsenal. Powiedzmy szczerze, nie do końca wszystko jest tu jasne. Firma Armi Zanotti ma nadal swoją stronę internetową, a przede wszystkim sięgającą XVII wieku tradycję, ekskluzywną ofertę broni i grono stałych klientów z tzw. klasy premium (pośród nich jest... Fidel Castro, na cześć którego jeden z modeli śrutowego boka z osadą w angielskim stylu nosi nazwę „Fidel”). Miniature Arsenal miał do tej pory siedzibę w Moskwie, na jego stronie internetowej nie ma jednak już żadnego adresu, tylko numer telefonu – ale jest to numer telefonu komórkowego. Wszystkie materiały reklamowe grupy są najwyższej jakości, drukowane na grubym kredowym papierze. Może jakąś wskazówkę stanowi fakt, że publikacje te powstały w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, a jedną z ostatnich premier wśród miniaturowych broni był model pistoletu Caracal F, także pochodzący z ZEA. Cóż, to tylko domysły – w każdym razie nowa firma miała promocję „na bogato”, widać było że ktoś nie pożałował środków finansowych. Każdy wchodzący na targi, niezależnie które wejście wybrał, napotykał natychmiast wielkie plakaty z napisanym po angielsku słowem „zmiana” i logiem firmy Arsenal Fire arms. Plakaty wisiały parami i przedstawiały przedziwne pistolety, z których jeden najwyraźniej dwoił się w oczach: osoba go oglądająca widziała dwa wyloty lufy, więc niektórzy przecierali oczy, być może myśląc że to jakaś mniej udana odmiana grafiki 3D. Tymczasem było to zdjęcie najprawdziwszego, dwulufowego pistoletu...

Straszne bliźniaki
Nie tylko dwulufowego, ale także dwuzamkowego i dwuszkieletowego. Broń nosząca zaskakująco marnie brzmiącą nazwę AF2011-A1 to coś w rodzaju pistoletowych bliźniaków syjamskich: dwie złączone bokami Jedenastki kalibru .45 wystrzeliwują na raz dwa naboje. Co do nazwy: producent lansuje wymowę „twenty-eleven”, analogicznie do „nineteen- eleven” w przypadku M1911. Gdy wiadomość o nowym, zdumiewającym dwulufowym pistolecie rozeszła się w Sieci, wieczorem 9 marca około miliona osób oglądało na YouTube promocyjny filmik prezentujący strzelanie z tej broni, a ćwierć miliona odwiedziło firmową stronę internetową. Właściciele Arsenal Firearms byli oszołomieni i zachwyceni tym odzewem – co prawda oczekiwanym, ale nie w takiej skali. Na wspomnianym filmie pan Bandini opowiada o zaletach pistoletu i straszliwej sile jego ognia. Dwa magazynki po 8 nabojów, plus dwa w dwóch komorach komorach nabojowych, dają w sumie przy tym kalibrze’18 x 15 = 270 gramów ołowiu, możliwych do wystrzelenia w ciągu kilku sekund. Gdyby chcieć powtórzyć to przy pomocy pistoletu kalibru 9 mm, potrzebujemy aż 34 naboje, czyli dwa pełne magazynki (a i to nie każdy pistolet zadowoli się tylko dwoma magazynkami) – i nie kilku, a raczej kilkunastu sekund na ich wystrzelenie. Brzmi nieźle, choć każdy strzał z AF2011-A1 będzie zdublowany, nie zawsze z sensem.

Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 4-5/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter