Nowoczesne strzelby bojowe

Tekst: Redakcja
W wielu armiach nie ma tradycji używania strzelby powtarzalnej lub samopowtarzalnej, oczywiście za wyjątkiem żandarmerii (czy innego MP), gdzie jest wykorzystywana jako strzelba stricte policyjna oraz wojsk specjalnych, które tego typu broń stosują do forsowania przeszkód, najczęściej w postaci drzwi. Ostatnio sytuacja zaczyna się jednak nieco zmieniać.
Długą, bo ponad stuletnią, tradycję używania strzelb powtarzalnych (tzw. pompek), a potem samopowtarzalnych mają siły zbrojne USA – już w czasach I wojny światowej ich armia wykorzystywała „śrutówki” do czyszczenia okopów i – co ciekawe – te strzelby miały także możliwość mocowania standardowego bagnetu karabinu piechoty. W kolejnych konfliktach Amerykanie również używali swoich strzelb, niezależnie od tego czy były to walki na Pacyfiku czy później w Korei i Wietnamie (pamiętacie postać Bunny’ego z filmu Pluton?). Inne armie znacznie później zauważyły przydatność strzelb, wcześniej, kiedy używano ich przeciwko nim, określając je jako broń niehumanitarną czy wręcz rodem ze świata przestępczego. Oczywiście przez te lata strzelby się zmieniały – w ostatnim czasie dominują strzelby samopowtarzalne, choć pompek do końca nie wyparły.
W Wojsku Polskim strzelba jako broń w pododdziałach wojsk zmechanizowanych w zasadzie nie istnieje lub występuje w ilościach homeopatycznych – etatowo mają je tylko Wojska Specjalne i Żandarmeria Wojskowa. Problem zaczęto dostrzegać najpierw podczas operacji zabezpieczającej naszą granicę z Białorusią, a potem w kontekście gwałtownej eskalacji wykorzystania dronów w wojnie na Ukrainie.
W przypadku granicy na gwałt zaczęto ściągać strzelby z różnych jednostek, szkolić żołnierzy z ich użycia i uzbrajać w nie pododdziały patrolujące „pasek”, wydając gumową amunicję non-letheal (albo raczej less-letheal), najczęściej w postaci nabojów Chrabąszcz 50. Problem w tym, że większość tych strzelb... nie ma kolb, bo są przeznaczone do użycia w charakterze narzędzi breacherskich, a nie do celnego strzelania.
Jeśli chodzi o drony na Ukrainie, to im więcej wypływało filmów z ataków dronów FPV, tym bardziej nasze siły zbrojne orientowały się, że nie mamy się czym przed nimi bronić. Poczynając od wojny w zakresie elektronicznym, przez systemy do fizycznego zwalczania tego typu zagrożeń, po właśnie strzelby – wszędzie było tak samo, czyli w zasadzie nie było nic.
Strzelba w walce przeciw dronom stanowi tzw. last line of defence i jeśli musisz jej użyć, to znaczy, że ekskrementy już dawno wpadły w wentylator, a teraz zaczyna się rozbryzgiwanie. Oczywiście strzelba może być narzędziem dość skutecznym do zwalczania dronów w bezpośredniej bliskości, tylko żeby była skuteczna, to musi być spełnionych kilka warunków:
1. Musisz ją mieć. Nie da się zestrzelić drona ze strzelby, którą dopiero ktoś zamierza ci kupić albo z takiej, która leży w magazynie.
2. Musisz mieć odpowiednią amunicję – to oznacza tyle, że należy na drodze analizy określić, jaka amunicja będzie najskuteczniejsza w walce z dronem „w bliskim kontakcie”, kupić ją i wydać.
3. Musisz mieć odpowiednią liczbę naboi do natychmiastowego użycia. Rozdział drugi Księgi Uzbrojenia, wersety 9-21 nie jest tu dobrą wskazówką, bo liczbą tą ma być 5 lub więcej, a nie 3.
4. Musisz umieć strzelać do celów w powietrzu i to takich, które się poruszają. Raczej szybko. To z kolei oznacza konieczność wdrożenia odpowiednich szkoleń. Bez tego nie trafisz nawet z najlepszej strzelby. Broń sama nie trafia – zapamiętaj to.
5. Strzelba, którą masz, musi się nadawać do tego typu zastosowań. Tak, możesz strzelać do drona ze strzelby breacherskiej bez kolby, z magazynkiem na trzy naboje i lufką o długości 11” i może nawet jakimś cudem trafisz, może nawet skutecznie. Tyle, że lepiej będzie to zrobić ze strzelby z kolbą, przyrządami celowniczymi, ośmioma nabojami w magazynku pod lufą o długości 16-20” i jeszcze z odpowiednim czokiem.
Prawda, że proste?
I najlepiej, gdyby to jednak była pompka.Dlaczego? Dlatego, że nie wymaga aż tak częstej i dokładnej konserwacji, jak strzelba samopowtarzalna, by sprawniej działała. Jest prostsza w obsłudze i w zasadzie intuicyjna, a także bardziej uniwersalna – z pompki strzelisz każdym rodzajem amunicji, z „automatu” już nie, bo sporo strzelb samopowtarzalnych nie strzela amunicją gumową i/lub słabszą śrutową. To znaczy strzela, ale w trybie powtarzalnym z usunięciem zacięcia w bonusie.
Strzelb na rynku jest pełen wybór i nie chodzi tu o tanie (czy nawet trochę droższe) strzelby, przeznaczone dla różnej maści strzelców cywilnych, a o sprzęt kierowany do odbiorcy profesjonalnego, produkcji znanych firm, od lat dostarczających strzelby wojsku i służbom mundurowym na całym świecie. Dodatkowo, przyjmując zakładany wymagany okres eksploatacji wynoszący 20 lat, raczej nie należy nastawiać się na zakup najtańszych produktów, no chyba że kupujemy je po to, by pięknie wyglądały na półce w magazynie.
Jedną ze wspomnianych wcześniej firm produkujących strzelby dla wojska, a której broń znajduje się w ariach i policjach różnych państw jest Fabarm, posiadający w swojej ofercie linię strzelb typowo militarnych, acz sprzedawanych także na rynku cywilnym (de facto normalna praktyka – Mossberg, Remington, Benelli itp.).
Chyba najbardziej rozpoznawaną serią jest STF 12, w skład której wchodzi kilkanaście modeli bazujących na wspólnej komorze spustowej wraz z mechanizmami wewnętrznymi oraz zespołem ruchomym i systemem przeładowania. De facto strzelby rodziny STF 12 można określić mianem „modułowych”, choć prawdę mówiąc to cecha immanentna większości strzelb powtarzalnych.
STF 12 bazuje na komorze zamkowej ERGAL 55, wykonanej ze stopu aluminium, w której znajdują się mechanizmy wewnętrzne broni. Komora jest połączona z elementem spełniającym jednocześnie dwie funkcje.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 3-4/2025