Niemiecki projekt użycia pancerzownicy Puppchen w fortyfikacjach


Michael Heidler


 

 

 

 

Laleczka w bunkrze

 

 

 

Niemiecki projekt użycia

 

pancerzownicy Puppchen w fortyfikacjach

 

 

 

Do obrony przed czołgami wroga, stanowiącymi poważne zagrożenie na wszystkich frontach II wojny światowej, Niemcy stworzyli cały szereg broni przeciwpancernych wykorzystujących najnowsze zdobycze techniki. Dużym wyzwaniem było zwłaszcza wytworzenie systemów przydatnych bezpośrednio piechocie i jej towarzyszących, a zatem niedużych i niezbyt ciężkich. Skuteczną obronę na najbliższych odległościach zapewniły ostatecznie piechocie urządzenia korzystające z głowic kumulacyjnych – od wczesnych wynalazków w rodzaju Panzerfausta, na pancerzownicach rakietowych kalibru 88 mm kończąc. Broń tego rodzaju – dzięki niewielkim wymiarom – wydawała się również ciekawym rozwiązaniem dla fortyfikacji.

 

 

Skoro granaty kumulacyjne zapewniały obronę przeciwpancerną wojskom w polu, pomysł zastosowania ich także w fortyfikacjach wydawał się jak najbardziej racjonalny. Pierwsze przygotowania podjęto pod koniec roku 1943, zaczynając od prób mających na celu wyłonienie spośród licznych modeli broni z głowicami kumulacyjnymi tych, które będą się najlepiej nadawały do zastosowania w specyficznych warunkach fortyfikacji. Po wnikliwym rozważeniu i próbach polowych w obszarze zainteresowania pozostały jedynie pancerzownice rakietowe Puppchen i Karola. Oba stanowiły konkurencyjne projekty jednego rodzaju broni – odtylcowej ciężkiej pancerzownicy rakietowej (pochodnej 8,8 cm RPzB 54, czyli Panzerschrecka), posadowionej na lawecie.

Puppchen zaopatrzono w ochronną tarczę, koła i ogon – a rezultat zewnętrznie przypominał niewielkich rozmiarów klasyczną armatę; była jednak od niej znacznie prostsza. Bezodrzutowa natura broni pozwoliła sprowadzić lawetę na dobrą sprawę do osi z dwoma kołami, nie potrzeba było też skomplikowanego mechanizmu oporo-powrotnego. Ta „armata” obywała się nawet bez kołyski, bo zamontowano ją na prostym widelcu pozwalającym naprowadzać na cel ręcznie, bez żadnych mechanizmów podnoszenia czy obrotu. Całość była lekka, gotowa do walki i ważyła niecałe 150 kg, co pozwalało ją holować za lekkimi pojazdami (Kübelwagen, Kettenkraftrad). W przypadku braku mechanicznego holownika można go było zastąpić koniem, a w górach – rozłożyć na sześć zespołów ważących po 20-30 kg i transportować na mułach lub w ostateczności na barkach żołnierzy. Maksymalny zasięg strzelania wynosił około 230 m do celów punktowych (czołg) – zaś do zwalczania celów powierzchniowych na odległościach do 700 m miał służyć specjalny granat odłamkowy, który jednak do końca wojny nie został zbudowany. Załogę wyrzutni miało stanowić czterech kanonierów. Pancerzownica strzelała nabojem 8,8 cm Raketen- Panzergranate 4312 o masie 2,7 kg, zdolnym przebić do 160 mm pancerza. Pocisk był stabilizowany brzechwowo, gdyż pancerzownica była bronią gładkolufową. W odróżnieniu od ręcznej RPzB 54 z bezpośrednim elektrycznym zapłonem silnika marszowego w rurze wyrzutni, ciężka pancerzownica wykorzystywała hybrydowy układ miotający. Łuska dołączona do granatu zawierała klasyczny mechaniczny zapłonnik ze spłonką zbijaną iglicą, który po naciśnięciu spustu odpalał ładunek startowy, wyrzucający granat z lufy. Dopiero tam, kilkanaście metrów od wylotu, następował zapłon silnika marszowego granatu, nadającego mu napęd w drodze do celu. Zapłon silnika marszowego w lecącym już pocisku sprawiał, że impuls początkowy, który w ręcznej pancerzownicy był zużywany na przełamanie bezwładności granatu, tu w całości był wykorzystywany do podwyższenia prędkości i przedłużenia zasięgu strzału. Po wojnie podobną zasadę zastosowano w amunicji do 73 mm ciężkiej pancerzownicy SPG-9 (naboju PG-9W) oraz armaty 2A28 Grom, używanej w BWP-1 (PG-15W, identycznym poza słabszym ładunkiem miotającym).

Karola była jeszcze prostsza – obywała się nawet bez kół. Składała się jedynie z lufy z maleńką tarczą ochronną zasłaniającą pół twarzy celowniczego, osadzonej na podstawie składającej się z podłużnej belki z dwiema nogami z przodu. Podobnie jak Puppchen, Karola nie potrzebowała oporopowrotnika i mechanizmów naprowadzania – celowniczy ręcznie nakierowywał lufę na cel i trzymał ją do chwili odpalenia, teoretycznie zapewniając celne wystrzelenie pocisku. Te wszystkie uproszczenia sprawiły, że Karola ważyła jedynie 25 kg – niewiele więcej niż klasyczny Panzerschreck. Niestety, słabsza konstrukcja przekładała się na niemożność użycia odpowiednio mocnego ładunku miotającego, co ograniczało zasięg skuteczny Karoli do jedynie 120 m. Na dobrą sprawę Karolę od Panzerschrecka odróżniało jedynie to, że silnik był odpalany przez zbicie spłonki, a nie impuls elektryczny. Słabsza konstrukcja lufy sprawiła, że w Karoli silnik marszowy zapalał się w momencie strzału (jak w Panzerschrecku). Ponieważ jednak celowniczy zajmował miejsce za tylnym końcem rury, który w 8,8-cm RPzB 54 stanowił ujście spalin, na szczycie lufy Karoli zamontowano odprowadzający je ukośny komin. Broń miało obsługiwać dwóch żołnierzy.

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 1/2014

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter