Nie ma tego złego, czyli zezowate szczęście krążownika BOISE
Michał Kopacz
Nie ma tego złego,
czyli zezowate szczęście krążownika BOISE
Najgorszym koszmarem dowódcy okrętu, jego projektantów, a przede wszystkim załogi, była wizja eksplozji nieprzyjacielskiego pocisku w komorach amunicyjnych, wieżach czy ich barbetach. Tam znajdowały się wrażliwe ładunki miotające, których uwolniona energia mogła w ciągu sekund rozerwać jednostkę na strzępy. Z tego powodu na dużych okrętach artyleryjskich były to najbardziej chronione miejsca – komory umieszczano głęboko wewnątrz kadłubów i osłaniano płytami, a wieże i barbety otrzymywały najgrubszy z możliwych do zainstalowania pancerzy. Należący do typu Brooklyn krążownik lekki Boise miał wątpliwą przyjemność „zainkasowania” trzech pocisków w każde z tych miejsc w odstępie zaledwie kilku sekund...
Wojenna służba Boise’a (CL 47) rozpoczęła się niezbyt chwalebnie. Udział w kampanii na Morzu Jawajskim skończył się przedwcześnie wejściem na podwodną rafę pomiędzy wyspami Sumbawa i Komodo oraz długą tułaczką w poszukiwaniu stoczni remontowej. Po pierwszych naprawach w Bombaju okręt przeszedł do stoczni Mare Island w San Francisco w maju 1942 r., gdzie dokończono prace. Przy okazji przeprowadzono pierwsze wojenne modernizacje. W czerwcu okręt powrócił do aktywnej służby, wpierw eskortował konwoje do Nowej Zelandii, na Fidżi i Nowe Hebrydy. Na początku sierpnia zdążył wykonać misję dywersyjną – zbliżył się na odległość 740 Mm do wyspy Honsiu i generował wzmożoną transmisję radiową, która miała sugerować obecność amerykańskiego zespołu. W ten sposób chciano odwrócić uwagę Japończyków od lądowania na Guadalcanalu.
Na wodach Guadalcanalu
W październiku 1942 r. japońskie dowództwo rozpoczęło przygotowania do ostatecznego rozprawienia się z amerykańskimi siłami na Guadalcanalu. Dla obu walczących stron, kluczową sprawą było dostarczenie na wyspę broni, amunicji, zaopatrzenia i posiłków. Amerykanie posiadali ogromną przewagę ze względu na lotnisko Hendersona. Stacjonujące tam samoloty Marines zapewniały panowanie w powietrzu w ciągu dnia. Wtedy do brzegu przybijały transportowce osłaniane przez okręty. Po zapadnięciu zmroku pośpiesznie oddalały się spod Guadalcanalu. Po lekcji spod Savo (w nocnej bitwie zostały zatopione krążowniki US Navy Vincennes (CA 44), Quincy (CA 39), Astoria (CA 34) i australijska Canberra, amerykańscy dowódcy czuli dość duży respekt do umiejętności nocnej walki przeciwnika. Szybkie zespoły japońskich niszczycieli i transportowców ze znacznie bliżej położonych baz, dostarczały na wyspę nowe oddziały i zaopatrzenie po zapadnięciu ciemności, nie napotykając przeciwnika.
Ponieważ amerykańskie lotnictwo z Henderson Field nie było w stanie powstrzymać japońskich konwojów, postanowiono o użyciu zespołu krążowników Task Group 64.2 kadm. Normana Scotta. Przy okazji miały one stanowić wsparcie dla własnego konwoju z posiłkami na Guadalcanal. Zbiegło się to z japońską operacją kombinowaną, której celem było bombardowanie lotniska Hendersona przez krążowniki 6. Dywizjonu kadm. Aritomo Goto oraz dostarczenie kontyngentu wojsk wraz z wyposażeniem przez zespół transportowy kadm. Takatsugu Joshimy.
Okręty TG 64.2 opuściły Espiritu Santo (Nowe Hebrydy) 7 października i zajęły pozycję na południe od Guadalcanalu, aby pozostawać poza zasięgiem japońskiego lotnictwa bazowego. Wieczorem 9 i 10 października Scott podchodził pod wyspę, jednak ze względu na brak raportów o obecności nieprzyjacielskich jednostek wycofano się z powrotem na południe. Następnego dnia nadeszła długo oczekiwana informacja z samolotu rozpoznawczego z Henderson Field o wykryciu 2 krążowników oraz 6 niszczycieli zmierzających w kierunku północnego krańca Guadalcanalu. Z kursu i prędkości wyliczono, że nieprzyjaciel wejdzie na wody cieśniny około godz. 23.00.
O 21.45 okręty zespoły przyjęły kurs 000T i zwiększyły prędkość do 25 w. trawersując od zachodu wyspę Guadalcanal. Na czele szyku półkole utworzyły niszczyciele 12. Eskadry kmdr. Roberta G. Tobina: (od prawej) Laffey (DD 459), Duncan (DD 485), Farenholt (DD 491), Buchanan (DD 484) i McCalla (DD 488). Za nimi poruszała się kolumna krążowników: flagowy San Francisco (CA 38), Boise, Salt Lake City (CA 25) i Helena (CL 50).
Boise przeszedł w stan pełnej gotowości bojowej. Nowoczesny radar centymetrowy SG przeszukiwał powierzchnię morza dookoła okrętu, a radar artyleryjski Mk 3 (FC) obszar po prawej burcie w zakresie od 045T do 135T. O godzinie 22.00 zmniejszono prędkość do 20 w. Z Boise katapultowano wodnosamolot, który wraz z maszynami z pozostałych krążowników miał przeprowadzić rozpoznanie przed bitwą, by później wylądować w bazie na wysepce Tulagi. Na Helenie ze względu na wadliwie działającą radiostację krótkiego zasięgu TBS, nie odebrano rozkazu katapultowania. Z kolei maszyna z Salt Lake City zaraz po starcie stanęła w płomieniach i uderzyła w wodę (w kokpicie zapaliły się składowane flary, załoga uratowała się, lecz heroiczna podróż w tratwie naokoło Guadalcanalu zajęła aż 3 dni). O 22.28, gdy zespół znalazł się dokładnie na trawersie przylądka Esperance, Scott wydał rozkaz zwrotu na kurs 75T, wiodący w poprzek wejścia do Cieśniny Żelaznego Dna5. Okręty zaczęły formować standardowy szyk bojowy – wszystkie jednostki utworzyły jedną kolumnę z niszczycielami Farenholt, Duncan i Laffey z przodu oraz Buchanan i McCalla z tyłu linii krążowników. O 22.53 odebrano meldunek z wodnosamolotu z San Francisco: „Zauważyłem jedną dużą i dwie małe jednostki około 16 mil od Savo przy północnej plaży Guadalcanalu, przyjrzę się bliżej”6. Ponieważ spodziewano się raportowanych krążowników wroga Scott postanowił na nie poczekać. Później mógł zająć się słabszymi siłami wroga. Wodnosamolot z Boise przeszukiwał rejon pomiędzy Savo i przylądkiem Esperance, lecz wkrótce musiał wodować z powodu awarii instalacji olejowej silnika.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO Special 5/2014