Największe okręty desantowe-doki świata. Amerykański typ Wasp
Sławomir J. Lipiecki
Osiem uniwersalnych okrętów desantowych-doków typu Wasp (LHD) powstało na bazie udanego projektu śmigłowcowców desantowych (LHA) typu Tarawa. Cechą odróżniającą od poprzedników jest przede wszystkim rufowa rampa załadunkowa wraz z dokiem przeznaczonym m.in. dla poduszkowców, barek desantowych i łodzi hybrydowych. W swojej klasie są to największe i najpotężniejsze jednostki na świecie.
Amerykańskie uniwersalne okręty desantowe-doki (Landing Helicopter Dock) łączą w sobie cechy tradycyjnych jednostek desantowych, śmigłowcowców i jednocześnie (poniekąd) lekkich lotniskowców z ciągłym pokładem lotniczym i boczną nadbudówką zwaną „wyspą”. Jednostki te mogą zatem realizować bardzo szeroką gamę zadań, poczynając od typowo desantowych, poprzez pełnienie funkcji okrętu wsparcia, tudzież ZOP. Mogą równie skutecznie działać w regionach dotkniętych klęskami żywiołowymi, pełniąc funkcję mobilnych szpitali oraz jednostek naprawczych, jak i kierować całymi operacjami morskimi w charakterze okrętów flagowych. Generalnie są to jednostki tak wszechstronne, że stanowią obecnie fundament amerykańskich Eskadr Amfibijnych PHIBRON (Amphibious Squadrons) oraz Ekspedycyjnych Grup Uderzeniowych ESG (Expeditionary Strike Group, ESG).
Wbrew obiegowej opinii, jednostki typu Wasp nie są przystosowane do pełnienia funkcji typowych lotniskowców, działających w ramach grup lotniskowcowych. Przygotowuje się je wprawdzie do operowania wielozadaniowymi myśliwcami F-35 (w miejsce AV-8B Harrier II Plus), ale są to wyłącznie maszyny w wersji „B” (Short Take Off and Vertical Landing). Mitem jest rzekoma chęć zastąpienia tych okrętów nowymi jednostkami typu America (powstałe faktycznie w miejsce wycofanych okrętów typu Tarawa). Jest to niemożliwe choćby dlatego, że są to jednostki klasy LHA (Landing Helicopter Assault), a więc okręty desantowe cechujące się zwiększeniem możliwości prowadzenia operacji lotniczych kosztem braku doku z rampą załadunkową. Z tego m.in. względu przyszłość nieco bardziej uniwersalnych Waspów, mimo podeszłego już wieku, wydaje się – póki co – niezagrożona.
Geneza
Bliskość morza w bardzo znaczącym stopniu ułatwia zaopatrywanie wojsk. Armii, która panuje na morzu, nie powinno właściwie nigdy niczego zabraknąć – wspominał Alfred T. Mahan (1840–1914), amerykański wybitny teoretyk morskiej sztuki wojennej. Po latach studiów historycznych uznał, że rozwój i upadek imperiów, losy narodów, zależą od panowania na morzu. Tymczasem jeszcze nie tak dawno uważano, że np. wielkie operacje desantowe są zbyt ryzykowne ze względu na wzrost możliwości defensywnych obrony wybrzeża. Największym zagrożeniem dla sił inwazyjnych zawsze były miny morskie i lądowe, przeszkody inżynieryjne oraz ataki z powietrza. Wobec tego zachodni komentatorzy uważali, że tylko marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych oraz Wielkiej Brytanii dysponuje potencjałem zdolnym do przeprowadzenia desantu na odległych akwenach w sile co najmniej jednej brygady piechoty morskiej, a to i tak wiąże się ze sporym ryzykiem. Praktyka pokazała jednak, że operacje desantowe są jak najbardziej możliwe także we współczesnych czasach.
O korzyściach z utrzymania sił tego rodzaju, po raz pierwszy od czasów tzw. wojny o Falklandy, przekonali się stratedzy w czasie pierwszej wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku. Obecnie międzynarodowe zespoły sił desantowych już kilkakrotnie dowiodły swojej użyteczności, choćby w operacjach prowadzonych na Bałkanach (Bośnia i tzw. wojna o Kosowo). Zapewniają stały przerzut oraz zaopatrywanie wojsk w rejonach pozbawionych infrastruktury portowej. Ich obecność, w ramach działań pokojowych, może stanowić znaczącą siłę zdolną narzucić polityczną wolę. W przypadku eskalacji konfliktu, mają także kapitalne znaczenie w razie konieczności wycofania się, ewakuacji obserwatorów i rozjemców.
Operacje z morza były i są prowadzone w rejonach, gdzie dyplomacja nie wykazała skuteczności, a atak z lądu jest niemożliwy z przyczyn geograficznych (np. wyspa), tudzież politycznych – brak zgody sąsiadujących państw na przemarsz wojsk. Duże floty dysponują pełnym arsenałem środków mogących sprostać tym zadaniom. Przodującą rolę odgrywa tutaj US Navy, mająca nie tylko bogate doświadczenie w operacjach tego rodzaju, co dysponująca największymi i najnowocześniejszymi środkami walki. W skład jej sił inwazyjnych wchodzą uniwersalne okręty desantowe-doki, klasyczne jednostki desantowe, okręty wsparcia ogniowego, osłony, lotnictwo oraz piechota morska. Według poglądów amerykańskich podstawowa grupa sił desantowych optymalnie powinna składać się z oddziału ekspedycyjnego oraz jednostek desantowych z wielkim okrętem desantowym-dokiem klasy LHD na czele.
Pod takie założenia taktyczne zaprojektowano używane obecnie jednostki typu Wasp oraz śmigłowcowce desantowe typu America. Ich geneza sięga jednak wielu lat wstecz, bo aż końca lat 50. ubiegłego wieku. Renesans sił desantowych w US Navy zapoczątkowało bowiem siedem jednostek klasy LPH (Landing Platform Helicopter) typu Iwo-Jima wybudowanych w latach 1959–1970. Służyły one długo, bo aż do 2002 roku, co przy okazji było świadectwem ich użyteczności. Kolejną generację stanowiło pięć ogromnych (blisko 40 000 t), konstrukcyjnie nowatorskich, uniwersalnych śmigłowcowców desantowych typu Tarawa (klasyfikowanych jako LHA i to mimo posiadania doku). Jednostki te wprowadzono do służby w latach 1976–1980. Mimo dużej przydatności, zdecydowano się je wycofać z linii w latach 2005-2015, a to z powodu niemożności dostosowania ich do obsługi wielozadaniowych myśliwców F-35B Lightning II. Przełom nastąpił jednak dopiero w 1989 roku, gdy do służby wszedł pierwszy uniwersalny okręt desantowy-dok klasy LHD typu Wasp, stanowiący w istocie znaczące rozwinięcie projektu jednostek typu Tarawa. Z uwagi na pozytywne doświadczenia związane z ich eksploatacją (oraz rosnącą świadomością wagi sił desantowych), zdecydowano się na budowę aż ośmiu okrętów typu Wasp. Za ich konstrukcję odpowiedzialna była wyłącznie stocznia Ingalls Shipbuilding w Pascagoula (stan Mississippi).
Co ciekawe, piąta jednostka serii – USS Bataan (LHD-5) – została skonstruowana w systemie modułowym, co skutkowało tym, że z chwilą wodowania okręt był ukończony w aż 75%. Jest to ponadto pierwszy z Waspów, który od razu został przystosowany do swobodnego zakwaterowania przedstawicielek tzw. płci pięknej (pozostałe jednostki musiały przejść odpowiednie modernizacje). Na okrętach jest miejsce dla 450 kobiet, należących zarówno do stałej załogi, jak i Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych.
Konstrukcja
Okręty typu Wasp mają typową konstrukcję dla uniwersalnych okrętów desantowych-doków tej wielkości, z ciągłym pokładem lotniczym o prostokątnym obrysie na całej długości i szerokości. Długość całkowita wynosi 257,3 m, a szerokość maksymalna 42,7 m (32,3 m na konstrukcyjnej linii wodnicy). Wyporność lekka wynosi 28 686 t, normalna 41 005 t, a bojowa (optymalna) 41 664 t. Kadłub okrętów, zwieńczony dużą gruszką dziobową, a na rufie skegami i dwiema płetwami sterowymi zgrupowanymi w strumieniach śrub napędowych, cechuje się bardzo dobrymi (szczególnie jak na tak wysoką wolną burtę i relatywnie niewielkie zanurzenie, przeciętnie 8,1 m) dzielnością morską. Dzielność morska została zresztą oceniona tak wysoko, że nie trzeba było stosować żadnych dodatkowych systemów stabilizacyjnych, ograniczając się do klasycznych, ciągnących się po dwie, wzdłuż obu burt, stępek obłowych (przeciwprzechyłowych).
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 9/2020