Modyfikacja karabinka AK
Wojciech „Łasuch” Łacny
Konstrukcja karabinka AK powstała w latach 40 ubiegłego wieku, więc nie powinno więc nikogo dziwić, że nie jest ona dostosowana do warunków współczesnego pola walki. Aby karabinek AK mógł rywalizować z innymi konstrukcjami na współczesnym teatrze działań, należy poddać go pewnym modyfikacjom. Szczególny nacisk należy położyć na szybką obsługę oraz celność.
AK powstał jako broń przeznaczona do niszczenia siły żywej przeciwnika na dystansie do ok. 300 m. W praktyce system walki tym karabinkiem polegał na ostrzeliwaniu krótkimi seriami w biegu, podczas natarcia lub z okopów podczas obrony. W tych czasach konstruktorowi nie zależało za bardzo na pojedynczym, celowanym ogniu, gdyż do tego przeznaczone były inne typy broni, takie np. jak np. karabin wyborowy SWD kalibru 7,62 mm x 54 R. Jako przykład ówczesnego pomysłu na system walki na platformie AK można podać strzelania funkcjonujące w Wojsku Polskim do dziś, w których warunki strzelania jasno nakazują, żeby cele były niszczone krótkimi seriami, a za używanie ognia pojedynczego żołnierz może mieć obniżoną ocenę.
Jednym z najbardziej konkurencyjnych typów broni dla karabinka AK jest amerykański M16, powstały kilka lat później. Oczywiście jest to zupełnie inna konstrukcja, jeżeli rozpatrujemy ją pod kątem sposobu działania czy nawet kalibru, niemniej jednak zaprojektowana do podobnych zadań. Przez szereg lat została ona poddana zaawansowanym modernizacjom mającym na celu zwiększanie jej efektywności. Obecnie jest to najczęściej używana broń (lub jej tłokowe odmiany) w jednostkach specjalnych oraz w sportowych dyscyplinach strzeleckich. Oczywiście karabinki z rodziny AK są także stale modernizowane (szczególnie przez Federację Rosyjską), aczkolwiek na naszym rynku największą popularnością cieszą się karabinki wyprodukowane w latach 60. lub obecnie, ale w konfiguracji zbliżonej do oryginału sprzed ponad półwiecza.
Swoją przygodę z popularnym karabinkiem AK rozpocząłem, gdy miałem zaledwie kilka lat – jako syn szefa kompanii miałem niemal nieograniczony dostęp do magazynu broni i uwielbiałem spędzać tam czas na zabawie rożnym typem uzbrojenia. Oczywiście najchętniej bawiłem się kałachem, potrafiłem perfekcyjnie go rozkładać oraz składać oraz rozróżniać jego wersje. Początkowo nawet nie byłem w stanie samodzielnie go przeładować, zapierałem wtedy kolbę o podłogę i naciskałem na suwadło nogą. Ojciec zadbał o to, aby jego synowie otrzymali solidne wojskowe przeszkolenie. W tym też czasie sporo nasłuchałem się od kadry LWP o tym, jak to pocisk z kałacha wyrywa szynę z podkładu kolejowego lub ją przebija, oraz że po wsypaniu do komory pół kilograma piasku wystarczy tylko dwa razy przeładować i nadal będzie strzelał…
Kolejne moje doświadczenia z platformą AK nabywałem podczas służby zasadniczej, którą odbywałem w 1. Pułku Specjalnym Komandosów w Lublińcu. Podczas szkolenia unitarnego za wybitne osiągnięcia w szkoleniu ogniowym zostałem nagrodzony urlopem nagrodowym w wymiarze pięciu dni. Nie było to dla mnie żadne osiągnięcie, aby ustrzelać te 48 pkt, przecież robiłem to dość regularnie z ojcem i jego żołnierzami prawie przez całe swoje krótkie życie. Tam nadal powielano mity, jaki to nasz kałach jest niezawodny w porównaniu z nieznaną mi wówczas konstrukcją AR15. W tym czasie pierwsze grupy amerykańskich zielonych beretów już odwiedzały i szkoliły kadrę 1. PSK. Podczas którychś z zajęć taktycznych mocno nas przeczołgano w piachu, następnie biegiem pogoniono na strzelnicę. Gdy zająłem stanowisko ogniowe, nie byłem w stanie załadować broni, piach w komorze uniemożliwiał dosłanie naboju do komory nabojowej. Było go tam naprawdę niewiele. Wtedy obaliłem pierwszy mit odnośnie niezawodności AK, nie było przecież tam pół kilograma piachu. Oczywiście drogo za to zapłaciłem, bo to była oczywiście moja wina – nie zadbałem o karabinek, więc ze strzelnicy wróciłem biegiem.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 9-10/2021