Mk4 Mod0 (prawie) – specjalny M16
Michał Sitarski
Ikoną wojny w Wietnamie stał się karabinek M16 – każdy chyba widział „Pluton” czy „Full metal jacket”, „Łowcę jeleni”, „Zielone berety” albo „Ofiary wojny” i automatycznie kojarzy obraz amerykańskiego żołnierz w dżungli z tym właśnie, metrowej długości, aluminiowo-polimerowym karabinkiem.
I to jest skojarzenie bardzo dobre, bo M16 i M16A1 były podstawowymi karabinkami używanymi przez Amerykanów w Wietnamie, jednak w czasie trwania konfliktu pojawiło się kilka innych wersji tej broni, dostosowanych do specyficznych potrzeb użytkowników, z których najbardziej charakterystyczne i najlepiej znane (i tak dużo gorzej od M16) były karabinki XM177E1 oraz E2, wykorzystywane głównie przez jednostki specjalne. Oprócz tego było parę innych modeli, które w większej lub – raczej częściej – mniejszej liczbie przewinęły się przez ręce US GI's. Jednym z nich jest Mk4 Mod0, czyli zmodyfikowany M16A1, opracowany z myślą o US NAVY SEAL, choć używany także przez inne jednostki specjalne. Broń różniła się zastosowanymi powłokami ochronnymi, które dobrano tak, by lepiej zabezpieczały stalowe elementy przed korozją, a także miała zmodyfikowane urządzenie powrotne. Dokładniej to modyfikacja dotyczyła rury, wewnątrz której porusza się sprężyna urządzenia powrotnego, buffer oraz zespół ruchomy, a na której osadzona jest kolba broni. Polegała ona na wykonaniu otworów drenażowych, połączonych z odpowiednimi otworami w kolbie, których zadaniem było szybsze usuwanie wody z wnętrza rury. 50 lat później dwie niemieckie firmy procesowały się o podobne rozwiązanie, które obecnie w zasadzie jest standardem.
Dodatkowo na broni pojawił się tłumik HEL E4A oraz prosta lunetka celownicza Colt 3x20.
Karabinki bardzo często było także maskowane przez oklejenie czarnych elementów z tworzywa sztucznego zieloną taśmą – jeśli jeszcze ktoś nie wie, to kolor czarny nie występuje naturalnie w przyrodzie, a wszelkie regularne kształty w tej barwie są błyskawicznie wychwytywane przez ludzkie oko, nawet w wietnamskiej dżungli. Istnieje „urban legend”, która mówi, że żołnierzy NVA i Vietcongu uczulano na to, by zwracali w dżungli uwagę na długie, czarne kije, bo za każdym z nich stoi amerykański żołnierz. Aby złamać regularność kształtów i przykryć tę czerń oklejano karabinki tzw. 100-milówką (100 MPH Tape), obecnie zwaną duct tape, w kolorze jasnozielonym (w zasadzie – prawie seledynowym).
Mam w sumie cztery karabinki M16 – dwa „malezyjskie”, jeden x biciem US Government Property oraz cywilnego Colt SP-1, więc wymyśliłem, że jeden zostanie w stanie „magazynowym”, a dwa pozostałem M16A1 zostaną zmodyfikowane do konkretnej konfiguracji – amerykański oryginał otrzyma granatnik M203, a używany „Malaj” zostanie doprowadzony do standardu plus-minus Mk4 Mod0.
Jak to powstało?
Bazą całości jest, jak wspomniałem wcześniej, eks-wojskowy, malezyjski M16A1, znany już naszym czytelnikom z artykułu z numeru 177 naszego magazynu. Karabinek w stanie lekko używanym, mechanicznie prawie nówka.
Zacząłem od zakupu repliki tłumika HEL E4A – nie jest to jego odpowiednik 1:1, pomimo zewnętrznego wyglądu. To wielofunkcyjne urządzenie wylotowe, osłabiające odrzut i podrzut, ograniczające widoczność płomienia wylotowego oraz modyfikujące dźwięk. W tym miejscu warto wspomnieć, że sam HEL (Human Engineering Laboratory) E4A jest końcowym efektem programu wdrożonego w celu opracowania tłumika huku dla pododdziałów wojsk specjalnych walczących w Wietnamie i jest następcą pierwotnie powstałego HEL M4. Starsze urządzenie miało wiele wad, w tym zbyt dużą masę, znaczne zwiększenie długości broni, powodowało także cofanie się do wlotu lufy zbyt dużej objętości gazów, co skutkowało przegazowaniem karabinka. To z kolei przekładało się na przyspieszenie pracy zespołu ruchomego, większe kopnięcie broni, inny wyrzut łuski (mocno do przodu, zamiast w bok lub do tyłu), a także przyspieszonym zużyciem mechanizmów. Ilość wracających gazów była tak duża, że bardzo utrudniała strzelanie, w skrajnych wypadkach je uniemożliwiając, dlatego wymyślono dodatkową osłonę w postaci kawałka blaszki mocowanej do rękojeści przeładowania. Pomysł tak absurdalny, że nikt tego w zasadzie nie używał – obecnie to rozwiązanie jest implementowane w konstrukcji niektórych karabinków, poprzez odpowiednie wyprofilowanie rękojeści przeładowania tak, by uszczelnić maksymalnie jej połączenie z kanałem prowadzącym w komorze zamkowej. Do tego wszystkiego dochodziła jeszcze skomplikowana konstrukcja. Niewątpliwą zaletą było bardzo dobre wytłumienie huku wystrzału, sięgające aż 36 dB. Niestety, aby to wszystko poprawnie działało, konieczna była wymiana suwadła na wyposażone w dodatkowy kanał odprowadzający gazy – z tłumikiem M4 działało to bardzo dobrze, ale bez tłumika karabinek nie działał bez wymiany suwadła na standardowe, więc M16 z raz założonym M4 działa w zasadzie wyłącznie z nim, a samo urządzenie nie było z niego zdejmowane.
HEL E4A rozwiązał część z tych problemów i choć nadal nie był lekki (ponad 800 g), to nie wydłużał aż tak bardzo i tak już długiego M16, cofał mniej gazów, no i działał na standardowym suwadle karabinka. Ceną za to był drastycznie niższy poziom redukcji hałasu, bo wynoszący jednie około 25 dB, a przypominam, że mówimy o skali logarytmicznej, więc choć to tylko 10 dB, to różnica jest naprawdę ogromna.
Nowe urządzenie trafiło do Wietnamu na przełomie roku 1968 i 1969. Trafiła tam partia licząca 960 sztuk HEL E4A, która kosztowała 42 000 dolarów, a to oznacza, że jedno urządzenie wylotowe kosztowało zawrotną kwotę... 44 USD. Używało ich wiele pododdziałów jednostek specjalnych (SEAL, Rangers, Zielone Berety), a ciekawostkę stanowi fakt, że traktowano je jako „nienaprawialne”, więc po uszkodzeniu albo zużyciu były niszczone, mimo że rusznikarz stosunkowo łatwo mógł je rozłożyć. To spowodowało, że do dziś zachowała się homeopatyczna liczba tych urządzeń, o czym świadczy fakt, że nawet takie tuzy za światka strzeleckiego jak kanały 9 Hole Reviews czy Frorgotten Weapons nie miały oryginałów w filmach mówiących o Mk4 Mod0.
Urządzenie wylotowe ze zdjęć to także replika, wykonana w Polsce przez Manufakturę Tomka. To prywatna firemka prowadzona przez rekonstruktora-perfekcjonistę, do tego z drygiem do prac w metalu – pamiętam, jak kiedyś oglądałem replikę (model?) karabinu maszynowego M1919 wykonanego przez niego. Broń wykonana jak oryginał, ze wszystkimi możliwymi detalami i biciami, z (prawie) pełnym odtworzeniem mechanizmów wewnętrznych. Prawie, bo choć dawała się przeładować i oddać suchy strzał, to nie było żadne możliwości strzelania z niej jakąkolwiek amunicją, bo replika nie miała lufy ani możliwości zaryglowania zamka czy nawet włożenia do niego iglicy.
Replika HEL E4A wykonana jest pancernie i bardzo ładnie oraz precyzyjnie – na ile odpowiada budową wewnętrzną oryginałowi, tego dokładnie nie wiem, myślę, że raczej mniej, niż więcej. Poza wyglądem z oryginału ma skopiowany sposób mocowania na broni, który wymaga odkręcenia tłumika płomienia. Następnie należy odkręcić trzy śruby mocujące podstawę E4A, a ją samą nasunąć na lufę tak, by wycięciem na zewnątrz oparła się o mocowanie bagnetu. W dalszej kolejności należy nakręcić tubę repliki na gwint na lufie karabinka, na tyle, na ile się da, a następnie zgrać otwory w jej dolnej części z otworami w podstawie. Teraz zostaje już tylko wkręcenie trzech śrub mocujących tubę na podstawie i gotowe. Prawda, że proste?
W charakterze celownika użyłem oryginalnej lunetki Colt 3x20 mocowanej w chwycie transportowym karabinka. To bardzo prościutki celownik z prymitywnym krzyżem celowniczym typu Duplex, bez żadnego podświetlenia, jedynie z regulacją dioptryczną oraz skokową nastawą odległości strzelania od 100/200 do 500 jardów. Oczywiście są także pokrętła do zerowania celownika, ale pracują on płynnie, bez żadnych kliknięć, więc regulacja celwonika jest trudna, tym bardziej że przesunięcie pokrętła o jedną podziałkę przesuwa znak celowniczy o jeden cal.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 5-6/2025
