Mały okręt rakietowy projektu 205

Wojciech Zawadzki
Choć nie były pionierami w swojej klasie, jednostki te zapisały się w historii budownictwa okrętowego jako pierwsze okręty od początku projektowane jako nosiciele kierowanych pocisków skrzydlatych do zwalczania celów morskich. Ich oręż uznawano na świecie za nowoczesny przez mniej więcej dekadę, do czasu opracowania skutecznych metod przeciwdziałania. Tym niemniej jednostki tego typu znajdowały się na stanie wielu flot, w tym i naszej, aż do pierwszych lat XXI w.
W latach 50. XX w. Marynarka Wojenna Związku Radzieckiego (MW ZSRR) wkroczyła z gigantycznym planem rozbudowy stanu liczebnego okrętów wszelkich klas. Problem w tym, że skierowane do produkcji projekty jednostek tkwiły często jeszcze w założeniach sprzed dwóch dekad, a doświadczenia wyniesione z II wojny światowej szybko się starzały wraz z postępem technicznym i pojawiającymi się nowymi rodzajami uzbrojenia. Początkowo i na tym polu osiągnięcia radzieckie pozostawały daleko w tyle za tymi ze świata zachodniego. Napęd atomowy czy pierwsze kierowane systemy rakietowe sprawiały sporo problemów zarówno opracowującym je radzieckim naukowcom, jak i załogom okrętów w czasie ich właściwej eksploatacji. Radziecka MW potrzebowała własnych nowoczesnych rozwiązań, aby móc choć częściowo zacząć konkurować z innymi, szczególnie zachodnimi flotami.
W końcu podjęto decyzję, że priorytetem dla MW ZSRR powinno być rozwijanie ofensywnych systemów rakietowych, które szybko zniwelowałyby dotychczasową przewagę ilościową i jakościową flot państw NATO. Zaczęto prace nad całą gamą pocisków kierowanych, w tym takich, które można byłoby umieszczać chociażby na pokładach modernizowanych krążowników czy niszczycieli, ale nie tylko. Nosicielami nowych systemów miały być także niewielkie jednostki uderzeniowe, których jedynym celem byłoby podejście z zaskoczenia, odpalenie rakiet i ucieczka do własnych baz.
W latach 50. XX w. radzieckie biura projektowe opracowały całą serię systemów rakietowych przeznaczonych dla marynarki wojennej. Wdrożony do produkcji seryjnej pocisk P-15, który stanowił główne uzbrojenie bohaterów tego artykułu, był wypadkową wcześniejszych prac w tym zakresie. Prace nad jego stworzeniem powierzono w 1955 r. Oddziałowi nr 1 Biura Konstrukcyjno-Doświadczalnego nr 155 (OKB-155), którym ówcześnie kierował A.J. Bieriezniak. Ta projektowa komórka badawczo-rozwojowa miała już pewne doświadczenia wyniesione przy tworzeniu pocisku skrzydlatego KS-1 Kometa, który najpierw znalazł zastosowanie w lotnictwie morskim, a po pewnych modyfikacjach jako pocisk KSS miał trafić również na pokłady przebudowanych krążowników projektu 68bis.
Zgodnie z wprowadzonymi nowymi zasadami oznaczeń projekt nowego pocisku morskiego otrzymał kolejny numer P-15, co pokazuje skalę uruchomionych prac badawczych nad morskimi uderzeniowymi pociskami rakietowymi. Szczegółowa analiza parametrów wspomnianego pocisku KSS i przyjęcie nieco później założeń wyposażenia w nową broń małych nawodnych jednostek uderzeniowych musiała ostatecznie doprowadzić do stworzenia pierwszych, mocno jeszcze ogólnikowych założeń taktyczno-technicznych nowego systemu.
Historia powstania P-15
Celem tego projektu było stworzenie stosunkowo kompaktowego i lekkiego – jak na warunki radzieckie – pocisku przeciwokrętowego, zdolnego do rażenia celów nawodnych w odległości do 35–40 km. Zakładano, że po wystrzeleniu i wstępnym przyspieszeniu rakieta osiągnie wysokość od 100 do 200 m i dotrze do celu z prędkością poddźwiękową, tj. ok. 320 m/s. Pierwsza faza lotu miała być sterowana komendami autopilota, a w końcowej kontrolę nad pociskiem przejmowałaby pokładowa głowica naprowadzająca.
Pocisk od początku planowano wyposażyć w silnik rakietowy na paliwo ciekłe, autopilot i aktywną głowicę radarową. Później dodano również wariant pocisku z głowicą pracującą w paśmie podczerwieni. Początkowo zamierzano montować system na pokładach jednostek nawodnych różnych klas, rozważano też jego zastosowanie na nowej klasie okrętów – kutrach rakietowych. Mając jednak na uwadze nie najlepsze doświadczenia wyniesione z testów pocisku KSS, uznano, że najpierw musi powstać udany prototyp P-15, a dopiero później będzie on dopasowywany do wielkości potencjalnych nosicieli. Taki model prac był racjonalnym rozwiązaniem, broń rakietowa bowiem dopiero raczkowała i efekty prac biur projektowych mogłyby być rozczarowujące.
Uruchomione w OKB-155-1 (w 1957 r. z oddziału nr 1 OKB-155 powstało samodzielne Biuro Konstruktorskie Maszyn – MKB „Raduga”) obliczenia teoretyczne dość szybko dały konstruktorom ogólne wyobrażenie o skali trudności zadania. Uznano, że jest spora szansa przygotować model pocisku, który zadowoli marynarzy. Na podstawie tych pierwszych obliczeń sporządzono wstępny, jeszcze dość ogólny projekt nowej rakiety. Nie był to etap wprowadzania nowatorskich rozwiązań, dlatego nikogo nie zaskoczyło, że gotowe rysunki P-15 nawiązywały do KSS. Za jedyne właściwe rozwiązanie uznano stworzenie konstrukcji o konfiguracji aerodynamicznej przypominającej samolot, choć już z dość ograniczonymi wymiarami. Konieczne okazało się dodanie silnika startowego, a propozycja składanych skrzydeł stanowiła ukłon w stronę projektantów przyszłych okrętów-nosicieli, dla których ograniczenie wymiarów przechowywanych pocisków miało wielką wagę. Zaproponowano cylindryczny kadłub o dużym wydłużeniu z ostrołukową osłoną nosa i stożkową sekcją usterzenia, na końcu której umieszczono dyszę silnika marszowego. W centralnej części korpusu, pod skrzydłami, znajdowały się podłużne owiewki, kryjące niektóre bloki wyposażenia. Poza tym nie przewidziano żadnych innych dużych, wystających z kadłuba elementów. Zaprojektowano trapezoidalne skrzydła o dużym skosie, przymocowane do centralnej części korpusu. Ostatecznie nie udało się na tym etapie zaprojektować skrzydła składanego, co niestety zwiększyło szerokość pocisku. Składanie techniczne jedynie do celów transportowych uznano z kolei za zbędne, od początku bowiem starano się, aby P-15 miał skrzydła automatycznie rozkładane dopiero po zejściu z wyrzutni okrętowej.
Tylna część kadłuba miała być wyposażona w usterzenie o podobnym jak skrzydła obrysie. Na górnej powierzchnia umieszczono statecznik pionowy o dużym skosie i małym wydłużeniu, a do boków korpusu przymocowano stateczniki poziome o dużym ujemnym wzniosie. Na krawędzi spływu wszystkich płaszczyzn usterzenia znajdowały się stery kierunku do sterowania pochyleniem i odchyleniem. Zawieszenie silnika startowego na paliwo stałe zaproponowano pod ogonową częścią kadłuba. Sam przyspieszacz stanowił cylindryczny korpus z odchyloną w dół dyszą wylotową. Ze względu na stożkowaty kształt tylnej części pocisku dyszę silnika startowego umieszczono pod kątem do osi korpusu. Silnik startowy miał działać przez ledwie kilka sekund. Do jego elaboracji zaproponowano paliwo stałe typu SPRD-30, co miało gwarantować osiąganie siły ciągu rzędu maksymalnie 30 t. Odrzucenie napędu marszowego było w zasadzie naturalnym rozwiązaniem, jednocześnie odpowiedni mechanizm inicjował pracę silnika marszowego.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 7-8/2025