Małe okręty podwodne – perspektywy rozwoju

Maciej Matuszewski
Sławomir J. Lipiecki
Geneza jednostek podwodnych o niskiej wyporności, przeznaczonych głównie do działań w strefie przybrzeżnej, teoretycznie sięga jeszcze lat I wojny światowej, jednak z praktycznego punktu widzenia jest to idée fixe wywodząca się bezpośrednio sprzed drugiego światowego konfliktu. Konstrukcji tego rodzaju używało wówczas kilka państw, w tym przede wszystkim brytyjska Royal Navy (typu U), niemiecka Kriegsmarine (typu II) czy amerykańska US Navy (typu S). Wraz z postępem technologicznym okręty takie znalazły również pewne zastosowanie w okresie tzw. zimnej wojny. Nawet współcześnie rozważa się możliwość ich masowej budowy w kontekście taniego substytutu (lub uzupełnienia) konwencjonalnych sił podwodnych.
W ostatnim czasie małe okręty podwodne (w skrócie MOP) skupiły na sobie szczególną uwagę mediów (w tym branżowych), dopatrujących się w nich możliwości szybkiego pozyskania lub poszerzenia zdolności do operowania w morskich głębinach. Burzliwy rozwój techniki (szczególnie pod względem miniaturyzacji), dokonujący się w ostatnich dekadach ubiegłego wieku, spowodował, że możliwe stało się budowanie okrętów podwodnych o napędzie konwencjonalnym, cechujących się stosunkowo małą wypornością i przy tym – w pewnych warunkach (szczególnie na wodach płytkich) – o możliwościach zbliżonych do jednostek typowo oceanicznych, jednak liczne ograniczenia towarzyszące tego rodzaju konstrukcjom powodują, że zwykle nie są one wystarczająco atrakcyjne z operacyjnego punktu widzenia.
W materiale opublikowanym na łamach „Nowej Techniki Wojskowej” nr 2/2025 mieliśmy okazję zaprezentować czytelnikom zagadnienia związane z historią i przyszłością miniaturowych okrętów podwodnych. Teraz – niejako w ramach uzupełnienia – na tapetę weźmiemy grupę jednostek znajdujących się w „strefie cienia”, czyli tych zbyt dużych by być klasyfikowanymi jako okręty miniaturowe, a jednocześnie znacznie mniejszych od jednostek, które zwykliśmy nazywać „pełnowymiarowymi” okrętami podwodnymi.
Koncepcja MOP
Pierwsze „pełnowymiarowe” okręty podwodne, tj. te pamiętające jeszcze czasy I wojny światowej, z dzisiejszej perspektywy mogłyby być z powodzeniem sklasyfikowane jako MOP. Dla przykładu, amerykańskie jednostki typu S (budowane masowo w latach 1918–1925) wypierały ok. 906 ts na powierzchni i 1230 ts w położeniu podwodnym. Co ciekawe, podczas kolejnego światowego konfliktu okręty te w istocie pełniły właśnie rolę MOP, będąc jednostkami zbyt małymi i przestarzałymi do typowych działań, a zarazem wciąż wartościowymi przy pewnych, korzystnych uwarunkowaniach taktycznych (np. USS S-44 zatopił 10 sierpnia 1942 roku japoński krążownik ciężki Kako, choć z drugiej strony, przekazany polskiej MW USS S-25, czyli ORP Jastrząb, został utracony w wyjątkowo upokarzających okolicznościach już podczas swojej pierwszej misji 2 maja 1942 roku). Dobrym przykładem mogą tutaj być skuteczne działania na Morzu Śródziemnym polskich tzw. „strasznych bliźniaków” (ang. Terrible Twins), czyli OORP Dzik i Sokół (brytyjskiego typu U), które to – nawet po odsianiu propagandy – zasługują na uznanie także z dzisiejszej perspektywy.
Dalszy rozwój taktyki i strategii wojenno-morskiej spowodował ewolucję koncepcji wykorzystania tak użytecznych machin bojowych jak okręty podwodne, wymuszając na inżynierach i stoczniowcach wynajdywanie nowych rozwiązań technicznych, co w efekcie doprowadziło do wzrostu rozmiarów konstruowanych jednostek. Proces ten trwa do czasów współczesnych, gdzie możemy już spokojnie mówić nie tyle o „krążownikach podwodnych” (uderzeniowe okręty podwodne o napędzie nuklearnym, czyli SSN/SSGN), ale nawet o „pancernikach podwodnych” (strategiczne okręty podwodne o napędzie nuklearnym – nosiciele rakiet balistycznych, czyli SSBN). Niejako równolegle powrócono do koncepcji małych (400–800 ts) okrętów podwodnych. W sztabach ówczesnych marynarek wojennych oficerowie-planiści doszli do wniosku (poniekąd słusznego), że okręty wroga są najłatwiejszym celem, kiedy stoją w porcie lub na kotwicowisku. Z kolei redy stałego kotwicowiska (doraźnego zresztą także) i porty charakteryzują się małymi głębokościami, co ogranicza możliwość skrytego ataku spod wody. Jako panaceum na ten problem zaczęto tworzyć „kompaktowe” okręty podwodne, które teoretycznie powinny poradzić sobie z operowaniem na tak ograniczonych akwenach.
W przeciwieństwie do jednostek miniaturowych (50–350 ts), MOP są w zasadzie odpowiednio pomniejszonymi klasycznymi okrętami podwodnymi, a więc mogą (przynajmniej teoretycznie) wykonywać znacznie szersze spektrum zadań, w tym te typowo ofensywne na liniach komunikacyjnych potencjalnego przeciwnika. Wyporność jednostki jest uwzględniania w czasie prac koncepcyjnych nad nowym typem okrętu, jako czynnik optymalizujący koszty. Zazwyczaj potrzeba powstania takiej jednostki wynika z lepiej lub gorzej zdefiniowanych potrzeb operacyjnych i w tym kontekście narzucenie limitu wyporności ma z jednej strony urealniać wymagania taktyczne, z drugiej zaś nie dopuścić do przekroczenia budżetu. W wojskowości morskiej o potędze okrętu decyduje przede wszystkim liczba systemów, które można na nim umieścić. Systemy te – oprócz oczywistego zwiększania potencjału – windują także koszty, co powoduje, że niektórych państw zwyczajnie nie stać na posiadanie oceanicznych jednostek podwodnych.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 6/2025