Lotniczy wrzesień 1939
Edward Malak
Lotniczy wrzesień 1939
Wprowadzenie do problemu
Polska nie mogła wygrać z niemieckim lotnictwem wrześniowej batalii. Zadecydował o tym zbiór bardzo znaczących przyczyn. Najważniejszymi z nich były obiektywnie istniejące, nieusuwalne w drodze nawet najtęższego i najrozumniejszego wysiłku polskiego w latach 1919-1939, dysproporcje pomiędzy Polską a Niemcami.
Przyczyny klęski. Wprowadzenie
Siły zbrojne kraju można oceniać jedynie w porównaniu z siłami ewentualnego przeciwnika. Ocena ta ma swoją stronę jakościową i ilościową. Znaczenie strony jakościowej jest zupełnie oczywiste i nie ma potrzeby bronić jej decydującego charakteru. Pomijając już to, że podstawę zdolności bojowej sił zbrojnych stanowi męstwo i niezłomność ludzi powołanych do ich szeregów, jest zupełnie jasne, że niezadowalające wyszkolenie wojsk, przestarzały sprzęt lub niedostateczna ilość uzbrojenia udaremnią najświetniejsze zamiary strategiczne i pozbawią wszelkiego sensu najlepsze przedsięwzięcia przygotowawcze.
Strona ilościowa zasługuje na głębsze przeanalizowanie. Opinia publiczna bez trudu uznaje doniosłość przewagi liczebnej (…) stało się tradycją mniej lub bardziej usprawiedliwioną tłumaczyć niepowodzenia wojenne, które zostawiły w narodzie przykre wspomnienia, właśnie przewagą liczebną przeciwnika. Rola tego czynnika, zwykle wyolbrzymiana, staje się decydująca jedynie wtedy, kiedy liczebność utworzonych sił zbrojnych okazuje się mniejsza od liczebności sił zbrojnych przeciwnika o pewien określony procent. Zakładając, że walczące ze sobą armie będą miały mniej więcej jednakowe walory moralne i techniczne, należy, co jest ważne określić ten krytyczny poziom (…) Można łatwo zrekompensować pewien niedobór sił i środków przez zręczne zastosowanie odpowiedniej strategii. Jednakże gdy różnica sił i środków przekracza jedną czwartą nie wystarczą już umiejętności – wtedy musi przyjść geniusz. Tylko geniusz bowiem może zrównoważyć większą różnicę w stosunku sił. Ale nawet genialny dowódca nie potrafi zrównoważyć dysproporcji sił, jeżeli przewaga przeciwnika będzie dwukrotna. Kiedy zaś dysproporcja stanie się jeszcze większa, miejsce geniusza musiałby zająć cud (…) Ten krytyczny poziom dysproporcji nie może być wielkością raz na zawsze ustaloną, należy go określać w zależności od sił zbrojnych, których charakter i walory bojowe są ze sobą porównywalne (...) Uwzględniając wszystkie te zastrzeżenia można uważać sytuację za katastrofalną wtedy, kiedy nieprzyjaciel ma dwukrotną przewagę liczebną. W tym wypadku żaden dowódca, choćby najbardziej utalentowany, nie będzie mógł przez dłuższy czas rekompensować przewagi liczebnej przeciwnika swoimi umiejętnymi działaniami. Jest (więc) zupełnie oczywiste, że lotnictwo musi utracić wszelką efektywność i nie pomogą żadne nawet najgenialniejsze plany strategiczne, jeżeli jego liczebność będzie niższa od określonego minimum ustalonego(…) (poprzez) wielkość sił przeciwnika.
Rozrachunki
Na Zachodzie, po gigantycznych stratach ludzkich zaznanych podczas pierwszej wojny światowej dobrze już rozumiano w 1939 r., że dzielność największa nawet, wobec rzuconych w przytłaczającej ilości nowych technologii i broni to zdecydowanie za mało. Do nas ta krwawo okupiona prawda, przyszła z dwudziestoletnim opóźnieniem. I wtedy, na kanwie wrześniowych niepowodzeń poczęto podejmować próby zrozumienia klęski, stylu, w jakim została poniesiona oraz rozliczeniu – jak uważano – winnych za nią.
Polskie poczucie honoru, wygórowane i przesadne, gorzko zawiedzione nadzieje, niekiedy rozpacz wywołana bezsilnością, tak właśnie nakazywały postąpić. Poniesione w walce straty zostały wybaczone – to była wojna. Jednak z na nowo przywołanym poczuciem niższości, wywołanym wyraźnym niedozbrojeniem wojska, nie umiano sobie poradzić. Kontrastowało to zbyt silnie z tak niedawnymi zwycięstwami samolotów RWD (1932 i 1934) , sukcesami eksportowych myśliwców PZL-24, osiągami bombowców PZL-37 Łoś, budową Gdyni oraz Centralnego Okręgu Przemysłowego. To wszystko prowadziło ku przypuszczeniom, że zostały jednak popełnione zasadnicze błędy w polityce zbrojeń.
A więc należało poznać prawdę. Ale że początkowo poszukiwań dokonywano w oparach osobistych rozrachunków przedwrześniowych, bez bardzo wielu informacji o podstawowym znaczeniu, (co całkowicie zrozumiałe), uczyniono to w sposób niepełny, niedokładny, w sposób przesadny, często niesprawiedliwy. Gdy szło o lotnictwo spory nie przebiegały według klasycznego schematu białe-czarne, to jest pomiędzy krytykami, a obrońcami budowanego do 1939 r. systemu obronnego II RP. Gdy szło o siły powietrzne powstał układ zwalczającego się trójkąta, który utworzyli przede wszystkim:
A) krytycy dowództwa armii przedwrześniowej, (z wyłączeniem nowo powołanego od marca 1939 r. Dowództwa Lotnictwa oraz Inspektora Obrony Powietrznej Państwa) czyli generał Władysław Sikorski i jego zespół;
B) przegrane naczelne dowództwo, jego zwolennicy i obrońcy;
C) generał Ludomił Rayski krytykujący zarówno podsystem A i B , za co spotykał go odwet i ataki, nie tylko zresztą z ich strony .
Jak pisał oficer Komendy Głównej AK Kazimierz Iranek Osmecki: upokarzające było, że nasze sfery oficjalne dla rozgrywek z dawnym obozem rządzącym wyolbrzymiały przed obcymi naszą klęskę (...) W prowadzeniu tych porachunków wykazywano zaciętość i gorliwość godne lepszej sprawy (...) Wszędzie przeprowadzono na szeroką skalę akcję poszukiwania winnych klęski wrześniowej (...) Kraj chociaż boleśnie odczuwał klęskę wrześniową (...) nieomal zgodnie stanął na stanowisku, że w obliczu ogromu zadań, przed jakimi stanęliśmy, trzeba przejść do porządku dziennego nad przeszłością, POZOSTAWIAJĄC JEJ OCENĘ I WYCIĄGANIE KONSEKWENCJI DO CZASU UKOŃCZENIA WOJNY. SKUPIENIE WYSIŁKU DLA ODZYSKANIA WOLNOŚCI UZNANO ZA CEL NADRZĘDNY, TOTEŻ PORACHUNKI NA UCHODŹSTWIE BYŁY POTĘPIANE. Borykający się z odium współwinnego za klęskę Rayski, nie chciał jednak czekać, i już od jesieni 1939 r. rozpoczął dochodzić we własnej sprawie sprawiedliwości. Okazało się to jego życiowym błędem. W jakimś sensie ponosił za to karę aż do swej śmierci w 1977 r. I chociaż dokonał czynów wielkich nie zaznał ani spokoju, ani też nie został w pełni doceniony, na co zasługiwał mimo popełnionych błędów. Atakowanie własnej grupy, zwłaszcza kiedy jest zagrożona, musi spotkać się z jej dezaprobatą, można być uznanym nieomal za zdrajcę. Zwłaszcza kiedy aktywność taka w obiektywny sposób oznacza wiązanie się w jakikolwiek sposób z cudzym (nieprzyjaznym) układem wartości.
Dokładnie odmierzonej odpowiedzi w sprawie przegranej poniesionej w starciu z największym wtedy lotniczym mocarstwem świata nie będzie. Możliwą jest jednak próba wskazania głównych przyczyn naszej słabości i określenia ich gradacji pod względem swej istotności (ciężaru). Powtórzmy wszakże raz jeszcze: w stosunku do Niemiec występowała tak gigantyczna dysproporcja na polu przemysłu, nauki i finansów, że w wojnie tej nie można było uniknąć ciężkiej przegranej. Mimo tego w Polsce wciąż pojawiała się kwestia: czy istotnie nie było żadnej szansy na stępienie ostrza uderzeń Luftwaffe?
Zainteresowanie budziły, co najmniej cztery kwestie: czy odpowiednią była wielkość, jakość i struktura lotnictwa polskiego we wrześniu 1939 r.?, jaka była wartość i przydatność budowanych prototypów samolotów bojowych oraz maszyn seryjnych?, czy rzeczywiście następcy Ludomiła Rayskiego (od wiosny 1939 r.) zmarnowali częściowo jego dorobek i pogorszyli (jak twierdził Generał), zamiast polepszyć, sytuację polskiego lotnictwa przed wrześniem 1939 r.?, dlaczego trwał eksport samolotów lepszych od posiadanych w uzbrojeniu?
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 5/2012