Krótka historia czasu, czyli rzecz o dyrektywie

Krótka historia czasu, czyli rzecz o dyrektywie

Tomasz W. Stępień

Wielu z Was zastanawia się pewnie, jak wygląda czas. No dobra, ja też się zastanawiam. I jeden z najlepszych opisów, jakie słyszałem, brzmi: „To, jak długa jest minuta, zależy od tego, po której stronie drzwi od łazienki jesteś”.Ale co to ma wspólnego z bronią palną? Proste: to, jak długie jest siedem dni na zaopiniowanie projektu ustawy, zależy od ilości bzdur wstawionych tam przez urzędników.

Akt 1 – Dyrektywa

Wiele na ten temat pisano, ale warto podkreślić po raz kolejny: dokument napisany jest w pośpiechu, w stanie rozchwiania emocjonalnego. Jest logicznie sprzeczny, zawiera błędy techniczne, a to i tak nie wszystko... Później mamy naruszenie prawa europejskiego (vide skarga Republiki Czeskiej), brak analizy skutków prawnych (bo, zgodnie z odpowiedzią, 18 miesięcy prac oznacza pracę w pośpiechu i tłumaczy brak analizy skutków). I tak dochodzimy do wisienki na torcie...

W preambule do kontrowersyjnej dyrektywy znajduje się zapis o konieczności jej wprowadzenia w celu zwalczania terroryzmu... Hej, czytający to właśnie terroryści! Macham do was radośnie. No bo skoro odebranie nam naszych praw oznacza walkę z terroryzmem, to znaczy, że jesteśmy terrorystami.

Z dalszych ciekawostek „okołodyrektywowych”: prośba Republiki Czeskiej o odroczenie terminu wdrożenia dyrektywy została odrzucona, ponieważ Czesi nie pokazali, ilu obywateli zostanie dotkniętych ową dyrektywą w negatywny sposób. No i co z tego, powiecie? A no to, że takie dane powinny być zawarte w analizie skutków prawnych, a przygotować ten dokument ma Komisja Europejska.

Przetłumaczę. Europejski Trybunał Sprawiedliwości odrzucił skargę Czechów na Komisję Europejską, bo Czesi nie mieli dokumentu, który powinna była przygotować Komisja Europejska… Jasne? No pewnie.

Akt 2 – Sprawa polska

Wszyscy wiemy, że nasz rząd postanowił wdrożyć dyrektywę. Teoretycznie jest do tego po prostu zmuszony, ale są takie kraje, jak Republika Czeska, które powiedziały „no passaran!” (przynajmniej do zakończenia sprawy przed ETS). MSWiA napisało jednak w uzasadnieniu, że skoro nie wiadomo, jak się skończy sprawa przed ETS, to może lepiej wdrożyć, tak na wszelki wypadek. Mierzi mnie takie zachowanie, bo „na wszelki wypadek”, to ja trzymam słoiki w ziemiance, a nie tworzę prawo. Taki dziwny jestem. Ale cóż, jest decyzja – wdrażamy.

Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 7-8/2018

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter