Królewski Rubel
Michał Glock
„Królewski Rubel”
czyli jak Royal Sovereign stał się Archangielskiem
Archangielsk był najpotężniejszym okrętem radzieckiej Floty Północnej do czasu wprowadzenia do służby ciężkich krążowników lotniczych projektu 1143, które pojawiły się dopiero na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Niniejszy artykuł przedstawia perypetie związane z przejściem tego pancernika z Wielkiej Brytanii do ZSRR i jego krótką działalnością pod radziecką banderą.
Upadek Włoch we wrześniu 1943 roku ostatecznie przechylił szalę zwycięstwa na stronę państw koalicji antyhitlerowskiej. Oczywistym było, że po zawarciu pokoju państwo włoskie będzie zmuszone do zapłacenia odszkodowań zwycięzcom oraz straci wszystkie posiadłości kolonialne w Afryce Północnej (i tak już zajęte przez wojska angielskie i amerykańskie). Niewątpliwym problemem pozostawała spora włoska eskadra internowana na Malcie. Stało tam między innymi pięć pancerników, kilka krążowników, kilkadziesiąt niszczycieli, torpedowców i innych jednostek. Alianci zachodni nie byli zainteresowani tymi okrętami z powodu posiadanej przewagi potencjału sił morskich, a także różnic technicznych. Zdecydowano się wykorzystać jedynie nieliczne nowoczesne niszczyciele i inne jednostki zdolne do zwalczania okrętów podwodnych.
Okręty włoskie muszą poczekać
Na włoskie jednostki łakomym okiem patrzyło dowództwo floty radzieckiej, a przede wszystkim adm. Nikołaj Kuzniecow. To prawdopodobnie on był pomysłodawcą, aby w ramach reparacji, jakie miały zapłacić Włochy Związkowi Radzieckiemu, przejąć część ich floty. Oczywiście radzieccy admirałowie liczyli, że otrzymają któryś z nowoczesnych pancerników – Italię (ex Littorio) lub Vittorio Veneto. Ponadto Włosi mieliby przekazać ZSRR jeden krążownik, osiem niszczycieli, cztery okręty podwodne oraz kilka jednostek pomocniczych. Alianckie dowództwo na Zachodzie oraz dyplomaci brytyjscy i amerykańscy mieli z tego powodu nie lada problem. Nikt w 1944 roku nie potrafił przewidzieć, jak po pokonaniu Niemiec zachowa się Stalin. Co prawda istniały międzynarodowe porozumienia w sprawie podziału stref wpływów w Europie po zakończeniu wojny, ale nie było gwarancji, że strona radziecka będzie ich przestrzegać, więc ustalono, iż lepiej sprawę włoskiej floty odłożyć na później. Przy tej sposobności posługiwano się argumentami mało wiarygodnymi. Jednym z kluczowych była niemożność zorganizowania bezpiecznego przejścia ex-włoskich jednostek do któregoś z portów w ZSRR. Była to oczywiście tylko „półprawda”. Z oczywistych powodów wykluczone było przerzucenie tych okrętów na Bałtyk. Ze względu na neutralność Turcji zamknięte dla okrętów wojennych były także cieśniny tureckie. Pozostawały jednak radzieckie porty na Dalekiej Północy, gdzie ex-włoskie okręty mogłyby swobodnie dotrzeć. Innym argumentem, jakim się posługiwano, była obawa o zachowanie się Włochów, świeżych sojuszników, którzy mogliby się ponownie opowiedzieć po stronie państw Osi, gdyby wyszło na jaw, że ich okręty trafiły w ręce Rosjan. Szczególnie, że istniała w tym czasie jeszcze tzw. Republika Socjalna, a włoski faszyzm miał wciąż spore znaczenie polityczne.
Okręty włoskie muszą poczekać
Na włoskie jednostki łakomym okiem patrzyło dowództwo floty radzieckiej, a przede wszystkim adm. Nikołaj Kuzniecow. To prawdopodobnie on był pomysłodawcą, aby w ramach reparacji, jakie miały zapłacić Włochy Związkowi Radzieckiemu, przejąć część ich floty. Oczywiście radzieccy admirałowie liczyli, że otrzymają któryś z nowoczesnych pancerników – Italię (ex Littorio) lub Vittorio Veneto. Ponadto Włosi mieliby przekazać ZSRR jeden krążownik, osiem niszczycieli, cztery okręty podwodne oraz kilka jednostek pomocniczych. Alianckie dowództwo na Zachodzie oraz dyplomaci brytyjscy i amerykańscy mieli z tego powodu nie lada problem. Nikt w 1944 roku nie potrafił przewidzieć, jak po pokonaniu Niemiec zachowa się Stalin. Co prawda istniały międzynarodowe porozumienia w sprawie podziału stref wpływów w Europie po zakończeniu wojny, ale nie było gwarancji, że strona radziecka będzie ich przestrzegać, więc ustalono, iż lepiej sprawę włoskiej floty odłożyć na później. Przy tej sposobności posługiwano się argumentami mało wiarygodnymi. Jednym z kluczowych była niemożność zorganizowania bezpiecznego przejścia ex-włoskich jednostek do któregoś z portów w ZSRR. Była to oczywiście tylko „półprawda”. Z oczywistych powodów wykluczone było przerzucenie tych okrętów na Bałtyk. Ze względu na neutralność Turcji zamknięte dla okrętów wojennych były także cieśniny tureckie. Pozostawały jednak radzieckie porty na Dalekiej Północy, gdzie ex-włoskie okręty mogłyby swobodnie dotrzeć. Innym argumentem, jakim się posługiwano, była obawa o zachowanie się Włochów, świeżych sojuszników, którzy mogliby się ponownie opowiedzieć po stronie państw Osi, gdyby wyszło na jaw, że ich okręty trafiły w ręce Rosjan. Szczególnie, że istniała w tym czasie jeszcze tzw. Republika Socjalna, a włoski faszyzm miał wciąż spore znaczenie polityczne.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 7-8/2009