J-31, czyli chiński F-35
Tomasz Szulc
J-31, czyli chiński F-35
Zwykle, gdy chiński przemysł lotniczy demonstruje nowy samolot lub śmigłowiec wojskowy, na świecie zaczynają się dyskusje na temat tego, z jakiej konstrukcji został skopiowany. Czasami znalezienie „dawcy” jest trywialnie proste, jak w przypadku J-15, czyli wiernej kopii Su-33, L-15, czyli Jak-130 itd. Czasami „korzenie” są mniej oczywiste, jak w przypadku samolotu myśliwskiego J-8, stanowiącego kopię radzieckiego, nie produkowanego seryjnie Je-152.
Wyłom w tej tradycji stanowi samolot myśliwski J-20, który nie ma oczywistego zagranicznego odpowiednika, choć coraz częściej pojawiają się pogłoski o jego związku z radzieckim jeszcze myśliwcem 1.42 Mikojana. Ponieważ do niedawna był to najnowszy chiński odrzutowy samolot bojowy, zaczęto spekulować, że oto skończyła się era niewolniczego naśladownictwa. Potwierdzeniem tej tezy miały być kolejne chińskie konstrukcje. Ujawniony wkrótce po J-20 myśliwiec jest jednak w sposób oczywisty kolejnym naśladownictwem, tym razem konstrukcji amerykańskiej.
Geneza J-31
Rozważając przyczyny powstania nowego chińskiego samolotu bojowego, można szukać analogii z wcześniejszymi programami w tej dziedzinie. Pierwszym w miarę nowoczesnym chińskim myśliwcem był J-7, czyli kopia samolotu odrzutowego MiG-21F-13, który stopniowo, w ciągu niemal ćwierćwiecza (!), zastąpił najliczniejsze chińskie myśliwce odrzutowe – J-6 (MiG-19). Po nim pojawił się ciężki, dwusilnikowy samolot myśliwski J-8, który uzupełniał J-7 na podobieństwo amerykańskiej pary F-16 i F-15. Następny był J-10 – wyraźnie cięższy od J-7, ale też jednosilnikowy. Następcą J-8 stał się Su-27 oraz jego klon J-11. Mamy więc do czynienia z kolejną parą: J-10 i J-11. J-20 można uznać za następcę J-11, choć nie jest jasne, czy jego produkcja rozpocznie się dopiero po zakończeniu dostaw tego ostatniego. W następnej kolejności powinien pojawić się więc „lekki” myśliwiec kolejnej generacji, uzupełniający i stopniowo zastępujący J-10. Być może jeszcze trafniejsza jest analogia do rozwiązań radzieckich, które dotąd Chińczycy naśladowali z największą konsekwencją. W ZSRR równolegle opracowano ciężki myśliwiec Su-27 i lekki MiG-29. Jeśli więc uznać J-20 za następcę Su-27, to powinien go uzupełnić następca MiG-29. Z kilku powodów nowy chiński myśliwiec niemal idealnie odpowiada tej wizji.
Podobnie, jak w ZSRR i Stanach zjednoczonych, nowy samolot powstał w innym zespole konstrukcyjnym, niż ciężki myśliwiec. W tym przypadku było to biuro konstrukcyjne przy fabryce w Shenyangu (J-20 powstał w Chengdu). Już w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku pojawiały się informacje, że trwają tam prace nad nowym samolotem, ale niemal za pewnik przyjmowano, że ma to być konstrukcja konkurencyjna wobec maszyny z Chengdu. Gdy ujawniono J-20, analitycy nadspodziewanie zgodnie uznali, że oznacza to odrzucenie projektu z Shenyangu, wobec którego używano w mediach oznaczenia J-19, zapewne znów kierując się analogiami. Nikomu jakoś nie przyszło do głowy, że oba zespoły otrzymały różne zadania, uzupełniające się, a nie konkurujące ze sobą.
Gdy samolot pojawił się po raz pierwszy na lotnisku w Chengdu, wielu komentatorów wietrzyło oszustwo. Dziwne i niezwykłe wydawało się staranne i kompletne malowanie samolotu – cała maszyna była czarna z licznymi znakami ostrzegawczymi i eksploatacyjnymi, miała godła na statecznikach i wlotach powietrza oraz numer taktyczny. Na całym świecie prototypy są zwykle widywane początkowo nie pomalowane lub ich malowanie ma ułatwiać rejestrację i monitorowanie prób. Sugerowano, że jest to pełnowymiarowa makieta, w przypadku której takie, „dojrzałe” malowanie byłoby jak najbardziej uzasadnione. Brakowało także typowych dla prototypu dodatkowych czujników, wydawało się, że ma on dielektryczną osłonę radiolokatora, choć prototypy zwykle otrzymują początkowo, po części ze względów bezpieczeństwa, całkowicie metalowe przody kadłuba. Nawet, gdy pojawiły się pierwsze zdjęcia tego samolotu w powietrzu, powątpiewano w ich autentyczność.
Do dziś nie ma jasności, jakie jest oznaczenie nowego myśliwca. Logika podpowiada, że powinien to być J-19 lub J-21, ale rozszyfrowanie numeru burtowego wskazuje, że wybrano wysoki numer – J-31. Samolot ma bowiem numer 31001, który można rozumieć jako: „prototyp 001 samolotu typu 31”. Tak samo można było rozszyfrować inne numery taktyczne nowych chińskich samolotów. I tak pierwszy transportowy Yun-20 nosił numer 20001, a JL-10 – 10001. Ta zasada obowiązuje od niedawna, wcześniej albo brakowało w tej kwestii konsekwencji, albo rzeczywiste numery prototypów starannie maskowano. Tak wysoki numer mimo wszystko zastanawia, gdyż dotąd, przynajmniej w przypadku myśliwców, stosowano niemal ciągłą numerację co najmniej od J-4 do J-16, choć część numerów przydzielono prototypom, które nigdy nie wzniosły się w powietrze (J-9, J-13 i J-14). Brakuje wiarygodnych informacji, jakim konstrukcjom przypisano numery 17, 18 i 19. Można jednak założyć, że co najmniej planowano skonstruowanie samolotów z takimi numerami. Natomiast między znanym J-20 i J-31 jest aż 10 wolnych numerów i jest zupełnie niemożliwe, aby równolegle z J-20 i J-31 projektowano aż 10 innych myśliwców. Jak długo nie pojawią się oficjalne wiadomości o nowym samolocie, jego oznaczenie będzie uchodzić za niepewne. Na dodatek pierwsza prezentacja modelu samolotu odbyła się we wrześniu 2011 r. pod znakiem Instytutu nr 601 i z eksportowym oznaczeniem F-60, w którym numer jest zupełnie „egzotyczny”. Litera F- jak „fighter” zastępuje w maszynach oferowanych na eksport chińską J- jak „jianjiji”, a oba sława oznaczają to samo: myśliwiec. Pojawiają się także niepotwierdzone informacje, jakoby program jego opracowania był oznaczony „Projekt 310”, co mogłoby inaczej tłumaczyć pierwsze trzy cyfry numeru prototypu.
Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo 6/2014