IWI Zion Z-15, czyli AR po żydowsku
Michał Sitarski
Były kiedyś czasy, kiedy praktycznie każdy karabinek M16/M4 (orz pochodne z rodziny AR-15) był zdecydowanie amerykańskim karabinkiem i to najczęściej wojskowych. Te czasy odeszły jednak w niebyt i dziś, gdy widzi się karabinek AR15, nigdy nie ma się pewności, przez kogo został wyprodukowany.
Jednym z przykładów takiego właśnie nieamerykańskiego karabinka z rodziny AR jest Zion Z-15, wyprodukowany przez izraelską firmę IWI, a dostępny od pewnego czasu z Polsce i plasujący się na średniej półce dostępnych w naszym kraju AR-ów.
Czyli, na pierwszy rzut oka, nic specjalnego. Wzięliśmy jednak na warsztat ten karabinek, żeby sprawdzić opinie, z którymi można zapoznać się m.in. w różnych miejscach internetu, a które w sporej części były pełne zachwytów nad tą bronią.
Z-15 trafił do nas w wersji wyposażonej w lufę o grubym profilu i długości 12,5”, czyli „akuratnej” do wszelkich zabaw „taktycznych”, ale nadającej się także do strzelania midrange.
Zion jest klasycznym karabinkiem z rodziny AR-15 działającym na zasadzie odprowadzenia części gazów prochowych przez boczny otwór w lufie, z ich bezpośrednim odprowadzeniem do układu z tłokiem wewnętrznym, który tworzy suwadło wraz z zamkiem – no AR-15 kropka w kropkę. Oczywiście przystosowano go wyłącznie do prowadzenia ognia pojedynczego, czyli jest w wersji samopowtarzalnej.
W standardowej wersji, takiej, jakiej mogliśmy przez dwa tygodnie używać, lufa broni zakończona jest klasycznym urządzeniem wylotowym typu A2, czyli szczelinowym tłumikiem płomienia z niewielkim tłumieniem podrzutu. Umożliwia ono mocowanie tłumików huku wyposażonych w złącze QD współpracujące z urządzeniami wylotowymi A2, ale jeśli ktoś chciałby je wymienić, to nie ma problemu, bo na końcówce lufy wykonano standardowy gwint 1/2x28 i pasują na niego wszystkie urządzenia „aftermarketowe” z takim gwintem.
Na lufie o długości 12,5” umieszczono system gazowy o długości – uwaga! - MID, co już zaliczyć należy do gatunku ewenementów, bo nieczęsto spotyka się tej długości system na tak krótkiej lufie.
Łoże karabinka także jest wyjątkowo długie, bo zakrywa lufę niemal do początku urządzenia wylotowego, pozostawiając jednak miejsce na instalację tłumika. Samo łoże wykonane jest z grubościennego profilu aluminiowego i ma (w przybliżeniu) kształt ośmiokąta – na siedmiu jego ścianach wykonano sloty systemu M-LOK (po pięć w rzędzie), zaś na ósmej, górnej klasycznie znajduje się szyna MIL-STD-1913 biegnąca przez całą długość łoża od końca komory zamkowej. Jest ono mocowane zaciskiem z dwiema śrubami współpracującym z odpowiednio wykonaną nakrętką lufy. Profil łoża jest z gatunku niskich – bardzo mała odległość dzieli jego ścianki od niskoprofilowego, nieregulowanego węzła gazowego – i bardzo wygodnie trzyma się je w dłoni. Łoże kolorystycznie wykończone jest w czarnym macie.
Komory zamkowa i spustowa to (prawie) klasyczny do bólu AR-15, czyli aluminiowe odkuwki z umieszczonymi w nich mechanizmami. Mamy więc „klasyczny” aerowy przycisk zatrzasku magazynka umieszczony po lewej stronie komory spustowej. Podobnie „klasyczny” przycisk zatrzasku zespołu ruchomego (ping-pong paddle) oraz – a jakże! – klasyczny, jednostronny bezpiecznik. Również „klasyczny”, ale spotykany coraz rzadziej, jest typowy, wojskowy kabłąk, czyli kawałek prostej „blachy” o ostrych krawędziach z możliwością odchylenia w dół po zwolnieniu zatrzasku i utworzenia tzw. spustu zimowego umożliwiającego strzelanie w grubych rękawiczkach. „Klasyczne” są także rurowa prowadnica kolby (buffer tube) oraz umieszczony w jej wnętrzu zderzak (buffer) i sprężyna powrotna. Tyle „klasyki” teraz to, co klasyczne już nie jest. A do takich elementów możemy zaliczyć urządzenie spustowo-uderzeniowe, które teoretycznie, jak i zresztą pozostałe elementy, jest tzw. MIL-SPEC. Teoretycznie, bo niby charakterystyka pracy jest podobna, ale opór i płynność są już znacznie lepsze, niż w typowym wojskowym spuście. Nietypowy jest również chwyt pistoletowy i to nie tylko dlatego, że nie jest to chwyt typu A2, ale dlatego, że jest ustawiony pod kompletnie innym kątem niż większość chwytów dostępnych na rynku i jest znacznie bardziej od nich pionowy.
Po odkręceniu chwytu zyskujemy dostęp do elementu charakterystycznego raczej dla droższych karabinków AR-15, czyli do regulacji luzu pomiędzy komorami spustową i zamkową w postaci niewielkiego, elastycznego zderzaka ze śrubą regulacyjną, podpierającego od dołu jarzmo kołka łączącego komory, będące częścią komory zamkowej. Jego docisk reguluje się poprzez wykręcanie lub wkręcanie śruby normalnie schowanej pod chwytem pistoletowym.
Także kolba Ziona, podobnie jak chwyt, produkowana przez B5 Systems, jest odmienna, bo to model wzorowany na popularnych za Oceanem kolbach typu SOPDMOD, znacznie poszerzonych w górnej części oraz wyposażonych w dwa podłużne, szczelne schowki na np. zapasowe baterie.
Zespół ruchomy karabinka to również typowy AR-15, a w zasadzie M16, bo suwadło ma przedłużoną dolną część, tak samo jak suwadła broni wojskowej przystosowanej do strzelania ogniem ciągłym. Z suwadłem współpracuje „klasyczna” wojskowa jednostronna rękojeść przeładowania, która towarzyszy aerom od zarania ich dziejów, czyli od ponad 60 lat.
Zion na strzelnicy
Zabraliśmy Z-15 n strzelnicę, żeby sprawdzić, czy strzelanie z izraelskiego aera będzie się czymś różnić od strzelania z innych AR-15 i co ta konstrukcja oferuje użytkownikowi.
Okazuje się, że Zion Z -15 nie jest do końca „zwykłym” AR, choć z drugiej strony w tym przedziale cenowym (około 7500 PLN) ma już silną konkurencję, która oferuje podobne możliwości.
Przede wszystkim gruba i ciężka lufa Ziona z systemem gazowym midlength powoduje, że karabinek podczas strzelania jest wyjątkowo stabilny i to nawet pomimo zastosowania prościutkiego urządzenia wylotowego typu A2. Praca broni jest naprawdę bardzo łagodna, a jej oddziaływanie na strzelca – niewielkie. Dzięki temu Z-15 sprawdzi się bardzo dobrze we wszelkiego rodzaju strzelaniach dynamicznych, umożliwia bowiem strzelcowi oddawanie szybkich i celnych dubletów lub wielostrzałów bez konieczności zmagania się z narowistym karabinkiem. W tym przypadku broń podczas strzelania porusza się na tyle niewiele, że praktycznie nie schodzi z celu (mowa oczywiście o strzelaniu na krótkim dystansie).
Nie można nie wspomnieć także o skoku gwintu 1:8, który jest znacznie bardziej uniwersalny niż dość powszechny 1:7 i pozwala na strzelanie lżejszą amunicją bez obawy o stabilizację pocisku. Oczywiście, gdyby skok wynosił 1:9, to byłoby jeszcze lepiej, ale 1:8 przy długości lufy wynoszącej 12,5” to już jest całkiem dobrze.
Szybkie i celne strzelanie ułatwia także spust tego karabinka, który niby jest MIL-SPEC, ale jednak nie do końca. Roboczo można go nazwać spustem „MIL-SPEC na sterydach”, bo pracuje znacznie bardziej płynnie niż te wojskowe i stawia znacznie mniejszy opór. Także reset spustu jest inny – nieco krótszy i nie tak gwałtowny jak w broni wojskowej. To wszystko przekłada się oczywiście na poprawę celności i szybkości prowadzonego ognia. Nie do przecenienia jest także w strzelaniu „na celność i skupienie” – gdzie praca spustu ma decydujący wpływ na wyniki. Z tego karabinka bez problemu uzyskiwaliśmy skupienie <2 MOA, a strzelaliśmy budżetową amunicją 55 gr z wykorzystaniem celownika holograficznego i powiększalnika x3.
Na duży plus zasługuje kolba typu SOPMOD – ja bardzo lubię kolby takiego typu, z poszerzoną górną częścią, tworzącą coś na kształt baki. Strzela się z nimi bardzo wygodnie, bo zapewniają kapitalne podparcie głowy, zwłaszcza w postawie leżącej. Podobnie duży plus za łoże charakteryzujące się bardzo fajnie leżącym w dłoni profilem.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 5-6/2022