Irańskie rakiety balistyczne użyte przeciw Izraelowi

Irańskie rakiety balistyczne użyte przeciw Izraelowi

Tomasz Szulc

 

Najnowsze stadium wojny między Iranem a Izraelem udowodniło, że rakiety balistyczne są ciągle skuteczniejszą bronią niż bezzałogowe statki powietrzne. Są wielokrotnie szybsze, przenoszą większe głowice bojowe i znacznie trudniej je przechwycić. Iran w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci opracował liczne i różnorodne rakiety balistyczne. Wiedza o nich jest ciągle niepełna i niepewna, warto więc przedstawić i krytycznie ocenić informacje na ten temat.

Początków irańskiego programu rakietowego należy szukać jeszcze w czasach rządów szacha Reza Pahlawi. Zainicjowano go głównie z powodów prestiżowych i propagandowych, a nie militarnych. Postępy programu były niewielkie, a po obaleniu szacha w 1979 roku prace te zarzucono. Iracka agresja we wrześniu tego roku zmieniła priorytety: podczas przeciągającej się wojny Irak coraz częściej sięgał po rakiety balistyczne. Iran odpowiadał, ale z braku czasu na prace rozwojowe ograniczał się do kupowania „gdzie się dało” (m.in. w Libii, Syrii i Korei Północnej) wyrzutni radzieckiego kompleksu Elbrus i rakiet do nich. Wykorzystanie rakiet w tej wojnie nie miało charakteru epizodycznego, szczególnie w okresie tzw. wojny miast w marcu i kwietniu 1988 roku – Irak odpalił ich wtedy 189, a Iran 77. Celowano w wielkie miasta, gdyż precyzja rażenia sławnych Scudów była zbyt mała, aby atakować punktowe cele militarne.

Po zakończeniu wojny w Republice Islamskiej Iranu wznowiono prace nad własną bronią rakietową. Przyczyn po temu było aż nadto. Irak nie przestawał być zagrożeniem, Elbrusy słusznie uznano za mało skuteczne, rosło napięcie między szyickim Iranem a sunnicką Arabią Saudyjską, która dysponowała rakietami balistycznymi (chińskie DF-3 o zasięgu 4000 km, zakupione w 1987 roku w liczbie ok. 50). Był jeszcze jeden, dalekosiężny (dosłownie i w przenośni) cel. Władze Republiki Islamskiej wybrały stary i sprawdzony sposób konsolidacji społeczeństwa – wskazały obywatelom zewnętrznego wroga. Bez wahania wybrano Izrael, gdyż konflikty między arabskimi muzułmanami a państwem żydowskim trwały od czasów proklamowania tego ostatniego, czyli od 1947 roku. Iran mógł przy okazji aspirować do roli lidera islamskiego ruchu antyizraelskiego i mieszać szyki Arabii Saudyjskiej, która głównie pod wpływem USA, powoli i ostrożnie dążyła do normalizacji relacji z Izraelem. Iran zaczął więc wspierać i finansować wszelkie szyickie organizacje w pobliżu granicy z Izraelem, zaczął też dostarczać im broń i instruktorów. Ogromie ważny był aspekt propagandowy: wieców, palenia flag Izraela i gróźb było początkowo znacznie więcej niż realnych działań. W każdym razie, to co przez dziesięciolecia działo się w Iranie, bardzo przypominało antyczne (rzymskie) wystąpienia Katona, które, niezależnie od ich treści, zawsze kończyły się frazą „Kartagina musi zostać zniszczona”, co też ostatecznie dokonało się w 146 roku p.n.e. Irańscy politycy tak samo do znudzenia zapowiadali nieuchronne zniszczenie Izraela.

Szybko okazało się, że finansowanie arabskiego terroryzmu nie wystarczy do pokonania Izraela. Doskonałym narzędziem wydały się wobec tego rakiety balistyczne o zasięgu wystarczającym do pokonania dystansu między zachodnimi granicami Iranu i Izraelem. Docelowo rakiety te miałyby przenosić głowice jądrowe, ale program ich budowy okazał się trudniejszy i bardziej czasochłonny niż opracowanie rakiet-nosicieli.

Problem polegał na tym, że Iran nie dysponował realnymi fundamentami do budowy programu rakietowego. Zdecydowano się więc na najprostsze rozwiązanie: wykorzystanie cudzych doświadczeń. Z perspektywy czasu można uznać, że w poszukiwaniu zagranicznych kontrahentów nie dokonano optymalnego wyboru. Zwrócono bowiem uwagę na Koreę Północną, która w tym czasie realizowała swój własny program, dla którego punktem wyjścia były znane w Iranie rakiety R-17 (8K14) kompleksu Elbrus. Koreańczycy dostarczali do Iranu swoje rakiety jeszcze pod koniec „wojny miast”. Różniły się one od oryginalnych nieco większym zasięgiem i znacznie niższą ceną. Po wojnie współpracę kontynuowano, choć podobno w miarę postępów prac nad swoimi rakietami Korea żądała coraz wyższych cen.

Większość sukcesów Korea Północna zawdzięczała współpracy z firmami ukraińskimi, ale Irańczycy nie wpadli na pomysł, żeby szukać pomocy bezpośrednio na Ukrainie, która pogrążała się w ekonomicznym kryzysie i za petrodolary byłaby zapewne gotowa na wszystko. Taką współpracę nawiązano dopiero na początku obecnego wieku i zaowocowało to skokowym postępem irańskiego programu. Było jeszcze jedno źródło, z którego nie skorzystano – Rosja. Stało się tak być może dlatego, że ajatollah Chomeini nazywał USA wielkim szatanem, a ZSRR – małym. Mułłowie nie czytali najwyraźniej Lenina, który pisał: „Uczyć się! Uczyć choćby od diabła!”. Można tylko domniemywać, że w latach 90., kiedy w Rosji panowała tzw. jelcynowska smuta, za niewielkie pieniądze można było kupić tam niemal wszystko: dokumentację, gotowe wyroby i doskonałych, doświadczonych konstruktorów, którym czasami przez pół roku i dłużej państwo rosyjskie nie wypłacało pensji. Gdyby Irańczycy skorzystali wtedy z nadarzającej się okazji, dziś Izrael byłby atakowany bronią, przed którą nie potrafiłby się obronić.

Iran mógł atakować cele w Izraelu na dwa sposoby. W pierwszym, mniejsze rakiety mogły być odpalane z krajów graniczących z państwem żydowskim, np. z Libanu, Syrii lub Strefy Gazy. W tym celu konieczne było stworzenie na tych terytoriach organizacji militarnych nie podporządkowujących się lokalnym władzom i zależnych finansowo od Iranu. Takie rozwiązanie ma szereg zalet: można używać w tym celu stosunkowo niewielkich rakiet, a ich czas lotu jest bardzo krótki, co utrudnia ich przechwycenie. Rozwiązanie takie ma też istotne mankamenty. Najpierw trzeba dostarczyć rakiety z Iranu, a potem uniknąć ich wykrycia i zniszczenia przez Izrael. Na dodatek, wbrew kreowanemu przez media powszechnemu przekonaniu, lokalne organizacje militarne są zdecentralizowane i nie do końca przewidywalne, nawet dla swych mecenasów.

Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 7/2025

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter