Improwizowane samochody pancerne obrońców Lwowa 1918–1920
Michał Kuchciak
Ostatnie miesiące 1918 roku to okres kształtowania się państwowości polskiej po ponad stu latach zaborów i I wojnie światowej. Był to również czas walk o niepodległość i granice, czas jednej wielkiej improwizacji, potrzeby frontu sprawiały bowiem, że tworzone często naprędce pododdziały wojska rzucane były od razu do walki, bez ich scalania w związki taktyczne wyższego rzędu. W działaniach bojowych brały także udział polskie improwizowane samochody pancerne, czynnie uczestnicząc między innymi w obronie Lwowa, najpierw przed Ukraińcami od listopada 1918 roku do maja następnego roku, a następnie przed bolszewikami w 1920 roku. Mimo że ich praktyczna wartość bojowa mogła być nieco dyskusyjna, sama ich obecność była nieoceniona, zarówno w sferze taktycznej, jak i dla morale obrońców oraz polskich mieszkańców miasta.
Do niedawna w polskiej literaturze historyczno-wojskowej panował pogląd, że pierwszymi polskimi samochodami pancernymi z okresu walk o niepodległość były właśnie improwizowane pojazdy zbudowane w latach 1918–1920 we Lwowie, palmę pierwszeństwa dzierżył zaś Józef Piłsudski. Ostatnie badania przeprowadzone przez Krzysztofa Margasińskiego korygują ten pogląd – nieco wcześniej, prawdopodobnie około 3 listopada 1918 roku, zbudowany został w Przemyślu inny improwizowany samochód pancerny nazwany Chwat, którego Polacy użyli w walkach z Ukraińcami o to miasto i w jego okolicach.
Przemyśl nie był wówczas jedynym zarzewiem konfliktu polsko-ukraińskiego. Od sierpnia 1918 roku strona ukraińska zintensyfikowała działania konspiracyjne zmierzające do przeprowadzenia przewrotu w Galicji i utworzenia własnego państwa. W nocy z 31 października na 1 listopada tego roku ukraińscy spiskowcy rozpoczęli przewrót we Lwowie. Wydarzenia zaskoczyły zarówno polskich mieszkańców Lwowa, jak i tych zrzeszonych w różnych organizacjach o charakterze wojskowym: Polskiej Organizacji Wojskowej por. Ludwika de Laveaux, Polskim Korpusie Posiłkowym kpt. Antoniego Kamińskiego, Polskich Kadrach Wojskowych kpt. Czesława Mączyńskiego. Po pierwszym zaskoczeniu do walki z Ukraińcami stanęły naprędce tworzone grupki bojowe złożone głównie z młodzieży, a następnie zjednoczone organizacje wojskowe, na czele zaś stanął kpt. Mączyński.
Jednocześnie powołano Naczelną Komendę Wojsk Polskich we Lwowie, a obrona miasta podzielona została na sześć odcinków, z których szczególną uwagę należy zwrócić na odcinek V „Szkoła Sienkiewicza”, rozciągający się od ulicy Gródeckiej do Potockiego. Dowodził nim kpt. Karol Baczyński (odcinki IV i V tworzyły grupę podległą kpt. Mieczysławowi Borucie-Spiechowiczowi). Ponadto utworzono szereg różnych formacji: milicję wojskową, żandarmerię, oddział konny „Wilki”, oddział wywiadowczy czy też Oddział Techniczny Naczelnej Komendy, na którego czele stał kpt. Tadeusz Kudelski. Zadaniem tego ostatniego było zaopatrzenie polskich sił znajdujących się we Lwowie w możliwie nowoczesne środki walki. Komendantowi Oddziału Technicznego podlegały między innymi Komenda Techniczna Głównego Dworca, na której czele stał por. dr inż. Kazimierz Bartel, Warsztaty Techniczne Obrony Lwowa (inż. Aleksander Wilhelm Lutzke-Birk) oraz oddział samochodowy zwany Komendą Automobilową, którego pierwszym dowódcą był ppor. inż. Zygmunt Kisielnicki, od 10 listopada zaś por. dr Stanisław Hierowski – jednocześnie był on pełniącym obowiązki autonaczelnika w Galicji Wschodniej.
Dodać należy, że podczas walk o Lwów obie strony doceniły środek „walki” w postaci samochodów ciężarowych, które początkowo były wykorzystywane na dwa sposoby: mogły przewozić zaopatrzenie lub szybko podwieźć ludzi zagrożony rejon. Jak wspominał komendant obrony Lwowa, kpt. Mączyński:
Były wypadki, że jeden i ten sam oddziałek zmieniał kilkakrotnie w ciągu doby miejsce swej walki, gdyż poprawiwszy, lub ustaliwszy sytuację na jednym odcinku, już był gwałtownie potrzebny na odcinku innym.
Przerzucanie to było możliwe jedynie dzięki dobremu zorganizowaniu służby samochodowej. Odcinki wszystkie miały różne ilości aut ciężarowych, trzymanych w ciągłym pogotowiu wyłącznie na przerzucanie części oddziałów swych w miejsce bardziej potrzebne. Po otrzymaniu rozkazu wsadzano nakazaną ilość na auta i w „kawaleryjskiej jeździe” przewożono na zagrożony odcinek. Manipulacja ta wymagała zaledwie kilka minut czasu. Żadna straż pożarna nie pędziła tak szybko do ognia, jak ci maleńcy częstokroć bohaterowie jechali na obronę miasta polskiego, by nierzadko nie wrócić więcej.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 4/2024