III wojna światowa oczami Brytyjczyków


Robert Czulda


 

 

 

 

III wojna światowa oczami Brytyjczyków

 

 

 

Pokonanie w 1945 roku Japonii oraz Niemiec nie zakończyło procesu opracowywania przez ekspertów sztabowych w Londynie kolejnych planów wojennych – tym razem w odniesieniu do Związku Sowieckiego. W krótkim czasie uznano, że Sowieci mogą dokonać agresji nie tylko na Europę Zachodnią, ale również na Bliski Wschód docierając nawet do Libii, a w Azji przez Afganistan do Indii.

 

Wbrew zrozumiałym nadziejom społecznym, koniec II wojny światowej nie oznaczał kresu strategicznych zagrożeń tak dla obszaru Wysp Brytyjskich jak i Wspólnoty Narodów oraz Imperium. Pojawienie się nowych wyzwań dla Zachodu, jako pierwsi dostrzegli brytyjscy wojskowi. To właśnie z tego środowiska wypłynął pogląd, że w powojennej rzeczywistości międzynarodowej to Związek Sowiecki będzie wyzwaniem tak politycznym, jak i militarnym. Ocena ta w pierwszym okresie po wojnie nie była podzielana przez zachodnich sojuszników. Dla Amerykanów głównym problemem było zakończenie działań wojennych na Pacyfiku, a następnie odbudowa Japonii. Z Moskwą Waszyngton starał się utrzymywać pozytywne relacje nie dostrzegając jeszcze powodów do nieufności i konfrontacji. Dla Francuzów i państw Beneluksu – europejskich sojuszników Londynu – największym wyzwaniem była własna odbudowa, odtworzenie zniszczonych gospodarek i uniemożliwienie rozbitym Niemcom remilitaryzacji. W grudniu 1944 roku Charles de Gaulle zawarł ze Stalinem traktat o sojuszu i pomocy wzajemnej. Co więcej, przez długi czas także i brytyjscy politycy i dyplomaci w znacznej większości byli przeciwni traktowaniu Związku Sowieckiego w kontekście nieprzyjaciela.

 

Budowanie wojska

Przygotowanie sił zbrojnych do III wojny światowej było trudne z powodu poważnego kryzysu gospodarczego i finansowego, który dotknął Wielką Brytanię po 1945 roku. Imperium Brytyjskie – nad którym słońce nigdy nie zachodzi – stanowiło coraz bardziej pustą nazwę, do której z nostalgią odwoływać mogli się wszyscy pamiętający jej dawną potęgę. Wydatki wojskowe na poziomie 10 procent PKB w porównaniu z 3 procentami PKB przed wojną nie przynosiły rezultatu. Wielka Brytania nie potrafiła dotrzymać tempa w wyścigu mocarstw, brakowało jej, bowiem zasobów tworzących potęgę państwa. Przyczyniło się to do tego, że w 1955 roku ostatecznie odrzucono proponowaną przez szefów Sztabu strategię przygotowania sił zbrojnych zarówno na wojnę jądrową jak konwencjonalną (miały następować kolejno po sobie). Tłumaczono, że pieniędzy starczy tylko na jedną z nich.


By prowadzić wojnę ze Związkiem Sowieckim potrzeba było setek tysięcy żołnierzy. Niemniej jednak po II wojnie światowej członkowie Wspólnoty Narodów przejawiali coraz mniejszą gotowość realizowania interesów i poleceń Londynu. Brytyjska koncepcja obrony imperialnej – koordynacji wysiłków planistycznych i sztabowych okazała się mało atrakcyjna dla Kanady, Australii, Nowej Zelandii i Afryki Południowej. Narastała w nich tożsamość narodowa i chęć samodzielności. Symptomatyczne jest, że o ile podczas I wojny światowej Wielka Brytania wypowiedziała wojnę nieprzyjacielowi w imieniu całego Imperium, to w 1939 roku sytuacja była już diametralnie inna. To pokłosie statutu westminsterskiego, który de facto zrównał Wielką Brytanię z jej ówczesnymi dominiami. Kanada (725 tys. żołnierzy podczas II wojny światowej), Afryka Południowa (200 tys.), Nowa Zelandia (205 tys.) i Australia (940 tys.) mogły same decydować czy przyłączać się do wojny czy też nie. Nawet deklaracja wojny nie oznaczała automatycznie znaczącej pomocy wojskowej i materiałowej dla Wielkiej Brytanii. Na pewno nie było tak w przypadku Irlandii, której żołnierze – zarówno z północy jak i południa – walczyli u boku Brytyjczyków podczas I wojny światowej (około 210 tys.), ale później wybrała drogę neutralności opuszczając w 1949 roku Wspólnotę Narodów.  Nie było powrotu do 1914 roku, kiedy to Kanada tuż po deklaracji wojny zaofiarowała dywizję, a Australia 20 tys. żołnierzy. II wojna światowa doprowadziła nie tyle do zerwania, co daleko idącego nadwyrężenia relacji wzajemnych tworząc nowe. Powołanie w grudniu 1950 roku Brytyjskich Sił Wspólnoty Narodów w Korei (British Commonwealth Forces in Korea), składających się z jednostek brytyjskich, kanadyjskich, australijskich, indyjskich i nowozelandzkich, nie może wpłynąć na zmianę oceny tego stanu. Sygnałem na bardziej samodzielną politykę, bez oglądania się na stanowisko Londynu, było powołanie w 1951 roku paktu bezpieczeństwa Pacyfiku ANZUS (Australia, Nowa Zelandia, Stany Zjednoczone). Kanadzie było bliżej do Stanów Zjednoczonych niż do Wielkiej Brytanii. Afryka Południowa pozostawała na uboczu geopolitycznych rozgrywek. W 1948 roku doszła w tym kraju do władzy antybrytyjska Zjednoczona Partia Nacjonalistyczna, co udział w obronie imperialnej stawiało pod dużym znakiem zapytania. Więź ze Wspólnotą Narodów słabła – organizację państwo to opuściło w 1961 roku. Znamienne jest, że do powołanego w 1954 roku SEATO (Southeast Asia Treaty Organization) nie weszły związane z Imperium i Wspólnotą Narodów państwa – Indie, Malaje i Cejlon. Gdyby wzięto udział, to biorąc pod uwagę zaangażowanie w II wojnie światowej postawić można tezę, że ich wsparcie osobowe byłoby raczej niewielkie. Ze względu na politykę segregacji rasowej, Afryka Południowa mogłaby wystawić, co najwyżej kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy. Australia, która dokonała po wojnie gwałtownej demobilizacji, byłaby w stanie przygotować półmilionową armię, zapewne do walki na Dalekim i Bliskim Wschodzie. Nowa Zelandia, która również znacząco zredukowała swoje siły zbrojne, nie więcej niż 200 tys. żołnierzy – głównie do obrony Malajów. Kanada – kilkaset tysięcy. Wielka Brytania nie miałaby jednak możliwości dowodzenia tymi kontyngentami, miałyby one bowiem charakter narodowy, kierowany przez własne ośrodki decyzyjne. Największy wpływ Brytyjczycy mieliby na jednostki powołane z Afryki Subsaharyjskiej – w okresie II wojny światowej w brytyjskich siłach zbrojnych z tego obszaru służyło niemal pół miliona żołnierzy. Pozostałe kolonie – choćby Malta, Cypr, Mauritius, Fidżi, Hong Kong, Seszele czy Tonga były na tyle małe i słabo zaludnione, że udział żołnierzy z tych rejonów byłby symboliczny.


Londyn, nawet pod lewicowymi rządami premiera Clementa Attlee, starał się utrzymać choćby część globalnych wpływów i kontrolę nad zamorskimi koloniami lekceważąc wielką siłę rodzącej się na świecie świadomości narodowej wielu społeczeństw. Brytyjskie działania były tym trudniejsze, że wpływy polityczno-wojskowe w Dalekiej Azji zaczęli wyraźnie zwiększać Amerykanie, którzy zajęli terytoria kontrolowane wcześniej przez Japończyków, w tym choćby wyspy na Pacyfiku, oraz południową część Półwyspu Koreańskiego. Było to tym łatwiejsze, że za cenę 50 starych niszczycieli US Navy stojąca na krawędzi istnienia Wielka Brytania zgodziła się we wrześniu 1940 roku udostępnić Amerykanom swoje cenne bazy wojskowe od Nowej Funlandii przez Trinidad aż po Gujanę. Wymusiło to podzielenie się strefami wpływów – o ile Amerykanie skoncentrowali się na Azji Północno-Wschodniej i Wschodniej (głównie Korea, Japonia, Chiny), Wielka Brytania pozostała w tradycyjnych dla siebie obszarach – Azji Południowo-Wschodniej, Oceanie Indyjskim i Bliskim Wschodzie. Dysproporcja była jednak wyraźna – podczas gdy Brytyjczycy zmniejszali swoje zaangażowanie, Amerykanie do połowy lat pięćdziesiątych mieli kontyngenty wojskowe już w 47 krajach, gdzie funkcjonowało 675 baz wojskowych. O ile Wielka Brytania utrzymywała wówczas poza granicami swojego kraju siły liczące około 180 tys. żołnierzy, poza Stanami Zjednoczonymi znajdowało się ponad milion amerykańskich żołnierzy.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia Spec 1/2013

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter