I./JG 21 w kampanii wrześniowej 1939 roku. Część 2
Łukasz Łydżba
Podczas gdy piloci 2. i 3. eskadry JG 21 walczyli z myśliwcami IV/1 Dywizjonu koło Legionowa, ich koledzy z 1./JG 21 w czasie wymiatania nad południowymi obrzeżami Warszawy natknęli się myśliwce III/1 Dywizjonu Myśliwskiego i doszło do kilku odosobnionych potyczek. Opis tych zdarzeń możemy znaleźć w streszczeniu Sprawozdania z pracy bojowej pilotów III-Dyonu Myśl./1 p. lotn.:
Walka dyonu nad Warszawą z wyprawą bombową osłanianą przez myśliwców. Siły nieprzyjaciela: 3–4 esk. samol. bomb./Do-215 i He-111/ 1 esk. bomb. nurk. Ju 87, 2 esk. Messerschmitów BF-109. W wyniku walk znaczną część ładunku samoloty bombowe zrzuciły na pola poza Warszawą. Kpt. Sidorowicz został zestrzelony przez Messerschmidty BF-109. Walcząc z jednym, został zaskoczony przez drugi samolot. Kpt. Krasnodębski walczył z 4-ma Ju 87, które uciekały w kierunku płn. Por. Łapkowski walczył z 5-ma Messerschmidtami BF-109, które atakowały bezładnie, wykazując małą agresywność. Ppor. Daszewski zestrzelił w rejonie na płn. od W-wy Ju 87. Walki naszych pilotów odbywały się przeważnie pojedynczo.
Wspomniane w tekście Stukasy pochodziły ze Stab./StG 1 i 3./StG 1. Ich zadaniem było zbombardowanie radiostacji na Mokotowie. Ju 87 nie poniosły żadnych strat. Polski dywizjon utracił zestrzelonego przez 109-ki PZL P.11c nr 5 dowódcy 111. EM kpt. pil. Gustawa Sidorowicza. Po wojnie pilot tak zrelacjonował swój lot:
Wystartowały obie eskadry w powietrze. Startowałem wraz z kpr. Karubinem i Szaposznikowem. Z chwilą włączenia radia otrzymaliśmy rozkaz. Sektor patrolowania mieliśmy mniej więcej w rejonie Radość-Otwock. Po osiągnięciu wysokości 600 m zobaczyliśmy całą Warszawę w dymach i obce maszyny Heinkle He 111 nad stolicą, bombardujące Okęcie i Warszawę. Natomiast przed sobą, na dużej wysokości, zobaczyliśmy Messerschmitty 109 chodzące dwójkami, trójkami czekające na powrót swojej wyprawy znad Warszawy. Wraz z kpr. Karubinem i Szaposznikowem spędziliśmy kilka pojedynczych bombowców, które pospiesznie uciekły na północ. Będąc na wysokości około 2000 metrów, zobaczyłem nad Pragą dwa Messerschmitty. Miałem przewagę wysokości i postanowiłem zaatakować Niemców. Wypadłem zza cumulusa i z bliska oddałem serię do jednego Me-109. Drugi Niemiec zdołał z boku wysłać w moim kierunku celną wiązkę. Zaatakowany przeze mnie myśliwiec zadymił i pod ostrym kątem poszedł w dół. Nie mogłem go śledzić, gdyż pod moimi nogami zaczęła wybuchać amunicja trafiona pociskami Niemca. Chciałem walczyć dalej, ale moje kaemy przestały strzelać – taśmy były przerwane. Mój samolot zaczął się palić, a oba Me-109 nadal mnie atakowały. Na szczęście po chwili wpadłem w rzadki obłok. Znurkowałem w dół, aby oderwać się od napastników, mając też nadzieję, że w ten sposób ugaszę ogień. Płomienie istotnie przygasły, ale gdy wypadłem z chmury, jeden z Messerschmittów natychmiast mnie zaatakował i trafił mnie w prawy płat. Niestety, moi boczni w tym momencie byli jeszcze dość daleko. Maszyna płonęła już na dobre. Na skok ze spadochronem było za nisko. Przeleciałem nad Wisłą w stronę Gocławia. Lądowałem wprost przed siebie, bo silnik przestał pracować. Minąłem Saską Kępę, jakieś drzewa i tutaj przed obecnym wałem, który jest na lotnisku na Gocławiu, chciałem ściągnąć maszynę, ale szybkość była za duża. Byłem już bardzo mocno popalony i niezupełnie dobrze rozumowałem, bo nie wyrzuciłem nawet zbiornika paliwa z benzyną, który w każdej chwili groził mi eksplozją. Więc ściągnąłem maszynę, ale maszyna mi się podrywała do góry, to jeszcze podszarpnąłem ją gazem. Z wysokości jakiś 150 m puściłem maszynę w lewy ślizg, nad samą ziemią wyrównałem samolot, podwozie poszło. Maszyna na brzuch, po jakiś 20 m szorowania po ziemi, gdzie za mną została cała masa palącej się amunicji, maszyna zatrzymała się. Nacisnąłem pasy, moment musiałem wyskoczyć, prawdopodobnie straciłem przytomność, bo obudził mnie jakiś niesamowity huk, potworny ból w łydkach. Stwierdziłem, że leżę twarzą do trawy, okulary mam na nosie. Obejrzałem się, a tu z odległości 3–4 m nastąpiła eksplozja zbiornika, musiała mi ta paląca się benzyna opryskać nogi, które był całkiem gołe, bo już mi spodnie do kolan spaliły się w samolocie. No więc wtedy poderwałem się na nogi i powoli zacząłem iść w stronę Wału Miedzeszyńskiego. Zasadniczo miałem tylko popalone nogi, popaloną prawą rękę bardziej, lewą mniej. Poza tym nie miałem żadnych innych obrażeń. Ale nim doszedłem do wału, usłyszałem nad sobą warkot maszyn. Zobaczyłem Stukasy i gwizd. Pierwszy raz słyszałem gwizd bomb i na wszelki wypadek upadłem plackiem na ziemię. Nastąpiło koło mnie kilka wybuchów. Teren był torfiasty, więc tym błotem mnie ochlapało.
Były to prawdopodobnie niecelnie zrzucone przez Heinkle He 111P z grupy II./KG 27 bomby, które miały trafić w odległe o 2–3 km budowane dopiero lotnisko na Gocławiu. Po przymusowym lądowaniu na Gocławiu jego PZL P.11c spłonął, a pilot znalazł się w szpitalu.Piloci 1./JG 21 nie zgłosili żadnego zwycięstwa. Można przypuszczać, że niemiecki lotnik atakujący myśliwca kpt. pil. Sidorowicza sądził, że go tylko uszkodził.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia numer specjalny 6/2023