Hrabia de Plélo – francuski obrońca króla Stanisława Leszczyńskiego
Adam Koperkiewicz
Zdarza się, że przy okazji powracających gorących dyskusji o przyczynie klęski kampanii wrześniowej 1939 roku, pobrzmiewa hasło z tytułów francuskich gazet poprzedzających wybuch wojny: „Nie będziemy umierali za Gdańsk”. Tymczasem warto przypomnieć wypadki sprzed 284 lat, kiedy to właśnie Francuzi złożyli pod Gdańskiem daninę z krwi i życia, podejmując zbrojną próbę wsparcia w oblężonym mieście polskiego władcy Stanisława Leszczyńskiego. Wydarzenia te, jak i fakty je poprzedzające i zamykające, przypominają treścią najlepsze powieści sensacyjne i szpiegowskie, stanowiąc świetny materiał na niejeden filmowy scenariusz.
Ażeby zrelacjonować dramatyczny przebieg tej historii, trzeba cofnąć się do mroźnej nocy z 31 stycznia na 1 lutego 1733 roku. Nad ranem w Warszawie zmarł król August II Mocny z saksońskiej dynastii Wettynów.
Wobec wakującego elekcyjnego tronu w Polsce, rozgorzały emocje i zabiegi dyplomatyczne nie tylko w kraju, ale i na dworach zainteresowanych wpływem na wybór dogodnego kandydata i zarazem oddziaływaniem na kierunek polityczny Rzeczypospolitej.
Głównymi graczami coraz skuteczniej ingerującymi w sprawy polskie były Rosja i Austria, które wysunęły egzotyczne kandydatury: infanta portugalskiego don Emanuela, a później jego brata don Antonia, aby po wielu zwrotach poprzeć syna Augusta II Mocnego – Fryderyka Augusta.
Do wyścigu o polski tron włączył się Ludwik XV, francuski monarcha europejskiego supermocarstwa, który pragnąc osłabić konkurencyjną Austrię, forsował swojego teścia Stanisława Leszczyńskiego, władającego już raz Polską w latach 1704-1709.
Europejscy adwersarze starali się wciągnąć do dyplomatycznych intryg nawet papieża Klemensa XII, który w tym zamieszaniu kilkakrotnie zmieniał swoje poparcie.
W pewnym momencie, na skutek presji Anglii, z aktywnego działania wycofała się Austria, pozostawiając Rosji swobodę ruchów.
Wydawało się, że Francuzi wykażą się skuteczniejszą inicjatywą. 1 września 1733 roku z Brestu wypłynęła eskadra, składająca się z dziewięciu okrętów liniowych, trzech fregat i jednej korwety ze „Stanisławem Leszczyńskim” – w rzeczywistości z jego sobowtórem komandorem de Thianges – na okręcie flagowym Le Fleuron.
Sam Leszczyński, w przebraniu pomocnika kupieckiego, jako Ernest Brambeck, w towarzystwie swojego rzekomego szefa Jerzego Bawera, zmieniając powozy i klucząc przed szpiegami i zagrożeniem, przedostał się przez Niemcy do Polski, by dotrzeć do Warszawy 8 września.
12 września sejm elekcyjny na Woli, pod przewodnictwem prymasa Teodora Potockiego dokonał wyboru najaktywniejszego kandydata, blisko 56-letniego Stanisława Leszczyńskiego. Najhuczniej z wyboru króla cieszył się Gdańsk – fetując go przez kolejne dni specjalnym ceremoniałem.
Podczas tych wydarzeń, płynąca z Brestu eskadra z sobowtórem zawinęła do Kopenhagi, gdzie dowiedziano się o szczęśliwym wyborze władcy i zakończeniu misji. Po powrocie do ojczyzny, załogi musiały zdać admiralicji mapy i dzienniki okrętowe, jako aktualne sprawozdania z warunków żeglugi na Morzu Północnym i Bałtyku.
Pomimo znacznych szans na objęcie władzy w Polsce, królowi i jego otoczeniu zabrakło konsekwencji i odwagi. Na wieść o zbliżających się do Warszawy wojskach rosyjskich, bez walki wycofano się do Gdańska, chroniąc się za jego murami 2 października. Zdecydowała o tym wiara w lojalność miasta-portu, jego potężne fortyfikacje i możliwość komunikacji drogą morską.
Opozycja zawiedziona wyborem Leszczyńskiego, ośmielona usunięciem się króla i wsparciem Rosjan, 5 października na konkurencyjnym kadłubowym sejmie, z nielicznymi uczestnikami wybrała na króla blisko 37-letniego Fryderyka Augusta (syna Augusta II Mocnego), który przyjął imię Augusta III. Było to o tyle łatwiej, że Leszczyński uchodząc ze stolicy, dał rywalom i ich sojusznikom nieskrępowane pole do swobodnego działania.
Gdańsk przyjął króla Leszczyńskiego i jego aliantów z otwartymi ramionami, szybko sposobiąc się do długotrwałej obrony. Na jej czele stanął generał major Johann Vietinghof, wydatnie wspierany przez burmistrza Gabriela von Boemeln. Działania miasta dodatkowo wymuszały doniesienia o zbliżających się siłach rosyjskich, początkowo dowodzonych przez generała Piotra Lacy, później marszałka hrabiego Burkharda von Münnich.
Wzmacniano fortyfikacje, zaciągano żołnierzy, kupowano broń. 1500 karabinów z amunicją i zaopatrzeniem przekazał w imieniu Ludwika XV ambasador Antoine Monti. Ulepszano Twierdzę Wisłoujście, gromadzono żywność, zamknięto Kamienną Grodzę i zalano tereny depresyjne pod Gdańskiem.
Natomiast podchodzący Rosjanie w nocy z 24 na 25 lutego 1734 roku zatamowali Radunię, co skutkowało zatrzymaniem wszystkich młynów, razem z Wielkim Młynem w mieście. Gdańszczanie zmuszeni zostali do użycia na znaczną skalę ręcznych młynków, ale i tak w menu przeważał chleb razowy.
Na całe szczęście oblężonych, Rosjanie nie dysponowali ciężkimi działami. O ile Gdańska broniło około 6,5 tysiąca żołnierzy oraz blisko 8 tysięcy uzbrojonych mieszczan, to przeciwnicy liczyli początkowo 25-30 tysięcy, a ich liczba stopniowo wzrastała, podczas gdy ostrzał i odpieranie ataków uszczuplało szeregi obrońców.
Nadzieje na zmianę sytuacji oblężonych znacznie zmalały z chwilą otrzymania wiadomości o klęsce w starciu z Rosjanami 18 kwietnia pod Wusowem, maszerujących na odsiecz królowi wojsk konfederacji szlacheckiej. Na dodatek w końcu kwietnia oblegający otrzymali ciężkie działa.
Od tej pory można było liczyć wyłącznie na pomoc francuskiego sojusznika. Król, władze Gdańska i ambasador Monti słali naglące listy do Ludwika XV z błaganiem o pilną pomoc zbrojną i finansową.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 5-6/2018