Hipersoniczny wyścig zbrojeń

Hipersoniczny wyścig zbrojeń

Paweł Henski

Jedną z nowych broni, która już niedługo zagości w arsenałach największych mocarstw jest broń hipersoniczna. W Stanach Zjednoczonych, Chinach oraz Rosji trwają prace nad budową hipersonicznych pojazdów szybujących (hgV – Hipersonic Glide Vehicle) o płaskiej trajektorii lotu zdolnych do rozwijania prędkości ma=10-20. Drugim kierunkiem rozwoju broni hipersonicznej jest budowa kierowanych pocisków rakietowych napędzanych silnikami strumieniowymi z naddźwiękową komorą spalania (scramjet/ramjet). pociski te będą przenoszone przez samoloty, okręty podwodne i nawodne.

Amerykanie jako pierwsi rozpoczęli prace nad koncepcją szybkiego konwencjonalnego ataku globalnego, który można by przeprowadzić bez użycia broni jądrowej oraz międzykontynentalnych rakietowych pocisków balistycznych. Ambitny cel zakładał skonstruowanie broni za pomocą której można by w ciągu godziny zaatakowania dowolny punkt na Ziemi.

W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku Stany Zjednoczone rozpoczęły projekt „Thor”. Zakładał on umieszczenie na orbicie okołoziemskiej systemu wolframowych „słupów telefonicznych” (tak je opisywano) lub „prętów” wyposażonych w lotki i komputerowy system naprowadzania. Obiekty te o długości około sześciu metrów i przekrój rzędu 30 cm miały być naprowadzane na cel satelitarnie i mieć możliwość uderzenia praktycznie w każdym miejscu na Ziemi z dokładnością do 10 m. W całej tej dość fantastycznej koncepcji najważniejsze były dwa czynniki: czas od zejścia z orbity do uderzenia w cel liczony był w minutach, a obiekt lecący z prędkością około Ma=10 mógł uderzyć w ziemię z siłą porównywalną do wybuchu taktycznej bomby jądrowej. Dla Stanów Zjednoczonych opracowanie takiej broni było tym bardziej kuszące, że nie zakazywał jej ani traktat o przestrzeni kosmicznej z 1967 r., ani traktat o ograniczeniu rozwoju, testowania i rozmieszczania przeciwrakiet (ABM Treaty) z 1972 r. ani też, jako że nie była to broń jądrowa, układ SALT II z 1979 r.

„Odpalenie” orbitujących „prętów” byłoby bardzo trudne do wykrycia. Ślad termiczny ich wejścia w atmosferę byłby dużo mniejszy niż startującej rakiety międzykontynentalnej (ICBM), a małe rozmiary „prętów” utrudniłyby ich wykrycie drogą radarową. Projekt „Thor” miał jednak swój słaby punkt: szybkie wejście w atmosferę ziemską generuje olbrzymie temperatury, a spadający obiekt otacza płaszcz plazmowy. Oznacza to stopienie i uszkodzenie urządzeń służących do kierowania czy naprowadzania obiektu wykluczające jakiekolwiek sensowne naprowadzanie na cel. Była to główna przyczyna zamrożenia projektu. Jego idea przetrwała jednak w archiwach Pentagonu, aby ujrzeć światło dzienne w wiele lat po zimnej wojnie.

Na początku XXI wieku Pentagon rozpoczął prace nad programem szybkiego konwencjonalnego ataku globalnego (CPGS – Conventional Prompt Global Strike), który pozwoliłby na zniszczenie celów stacjonarnych lub mobilnych bez względu na ich odległość od baz amerykańskich.

Pełna wersja artykułu w magazynie  Lotnictwo 8/2015

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter